Antrakt: 20

107 66 7
                                    

Nagie szkielety zimowych drzew stały nieruchomo, nie ozdabiając martwego ogrodu posiadłości ani jednym liściem. Natura umarła, pozostawiając po sobie jedynie groby dawnego życia. W Alexie też coś umarło, wypaliło się, zgasło. Zaczęło za to iskrzyć coś, czego nigdy w nim nie było. Coś, co rodzi się w człowieku za każdym razem, kiedy jego ból zmienia się w demony, które najpierw szeptają do ucha, a potem zaczynają pożerać duszę. Te piekielne istoty rozpoczęły swoją ucztę, a córka kamerdynera była tego świadkiem.

Sally nie znosiła Alexandra. Nie mogła patrzeć na ten jego dumnie uniesiony podbródek, który ukazywał za każdym razem, gdy myślał, że jest od niej lepszy. Na ten idealny nos, który marszczył tylko wtedy, kiedy ona przechodziła obok niego. Na jego szaro-niebieskie oczy, w których inni widzieli piękno, podczas gdy ona dostrzegała złośliwość i błysk durnych pomysłów, które rodziły się w jego kasztanowej głowie.

Nie mogła znieść tego, że wszyscy zachwycali się tym głupim dzieciakiem, który doskonale ukrywał to, jaki był naprawdę. Kiedy reszta wzdychała nad jego inteligencją i dobrym wychowaniem, to ona wiedziała, że w rzeczywistości ten chłopak był zwykłym frajerem. Głupim, dziecinnym, do bólu nudnym lamusem, który uwielbiał wymyślać psoty najbliższym jemu osobom.

Tak samo tylko ona wiedziała, że wszystkie złośliwości jakie mu robiła, wynikały z tego jak bardzo jej na nim zależało.

Alex nie był jej bratem, przecież to było oczywiste. Nie byli rodziną, ich rodzice nie tworzyli związku, nawet nie mieli romansu. Sally była obcą dziewczyną, która przez pracę ojca znalazła się w tym wielkim domu i nie mogła nawet stamtąd uciec. Musiała oglądać świat, do którego nigdy nie chciała należeć i schodzić z oczu tych pustych ludzi, żeby nie razić ich swoją obecnością. Była jak niezbyt ładny rekwizyt na pięknej scenie, na który widownia nie zwraca uwagi, zbyt zajęta podziwianiem prawdziwej sztuki.

Ale rekwizyty mają to do siebie, że widzą także to, co jest poza sceną. Słuchają prawdziwych słów aktorów, gdy nie odgrywają oni żadnej ze swych ról, i obserwują jak wyglądają oni bez masek i ozdób, których się pozbywają, kiedy żaden widz nie patrzy. A Alex nigdy nie zwracał uwagi na rekwizyty podczas tańca. Tym bardziej nie zauważył, że ten jeden rekwizyt zaczął być częścią jego roli.

Alexander nie chciał nigdy wpuścić Sally do swojego świata, więc musiała tam wejść podstępem. Aby zacząć się z nim porozumiewać, była zmuszona najpierw użyć języka, który z pewnością by do niego dotarł. A niczego tak bardzo Alex nie rozumiał, jak własnego strachu.

Niechętnie grała nadąsane dziecko, które pragnie zemścić się za jego wcześniejsze zachowanie, chociaż w życiu by Alexa nie zdradziła. Ledwo powstrzymywała przy nim uśmiech i pilnowała się z całych sił, aby nie widział, jak bardzo się cieszyła, kiedy przestawał traktować ją jak małą, nic nie znaczącą i obcą dziewczynkę. Niełatwo było jej też udawać w szkole przed innymi uczniami, w posiadłości przed pracownikami i przed własnym ojcem, któremu ostatnio na siłę zrobiła małe przedstawienie.

Ale najciężej było jej patrzeć jak Alex cierpiał, zwłaszcza wtedy, gdy dobrze wiedziała co się stało, a nikomu nie mogła tego zdradzić. Tym bardziej jemu.

Alexander nie wiedział, że Sally nie raz już mu pomogła, w różnych sytuacjach. Tak samo nie mógł wiedzieć, że pomoże mu i teraz. Że chociaż to on będzie reżyserował swoje następne kwestie, to bez niej cały jego teatr osunąłby się w cień. A skoro Alex nie był w stanie wyjść teraz z ciemności, to Sally musiała światło przynieść do niego. I to tak, żeby jak zwykle nikt nie zorientował się, kto trzyma pochodnie.

Maxim nie rozumiała czemu Elizabeth zrezygnowała z jej praktyk z dnia na dzień, nie argumentując tego w żaden sposób. Tym bardziej nie była w stanie zrozumieć, dlaczego kobieta za pośrednictwem Alberta, czy też jego telefonu i zwykłego smsa, raptem zarządziła, żeby Max jednak przychodziła do niej co trzy dni i grała w samotności, czekając aż któregoś dnia Pani Forest do niej łaskawie przyjdzie. Maxim odczytując tą wiadomość, podsumowała to tylko w jeden sposób:

Słoneczne Cienie Where stories live. Discover now