11

180 78 90
                                    

O tym, kiedy zaczynamy kogoś lubić, uświadamiamy sobie całkowicie przypadkiem. Nawet jeśli wcześniej byliśmy pewni, że nigdy to się nie stanie.

Zdjęcia Alexandra zdobiły niski, pochyły sufit nad jej niewielkim, drewnianym łóżkiem. Biało-zielone ściany pokoju nie musiały pasować do małych, pstrokatych poduszek na podłodze, a pianino, na które ciężko pracowali jej rodzice, nie musiało wcale współgrać wizualnie ze starym, poobklejanym woskiem biurkiem, na którym poza organizerem, stał niewielki palniczek. To tu zawsze mogła odsapnąć w samotności, siedzieć w brudnych dresach i z gipsem w mysich włosach, nie przejmując się wcale swoim wizerunkiem. Tu był jej schron, jej prawdziwa Terra Incognita, do której wpuszczała tylko wyjątkowe dla niej osoby.

I nie mogła zrozumieć, jak do tego doszło, że obcy kretyn z holograficznym porożem, leżał właśnie rozwalony na jej prywatnym łóżku, podczas gdy ona siedziała pod ścianą, tuż obok patyka, który przyniósł z dworu, do obrony przed jej kolejnym atakiem.

— Max... Ja naprawdę już nie wiem co robić, żebyś ty zrozumiała tą chemię...

Schowała twarz między kartki podręcznika.

— Może powinnam pójść z tym do Alexa...

Zaśmiał się żałośnie, ale wydawało jej się, jakby to był śmiech przez łzy.

— Nie idź do niego. Już wystarczy, że nade mną się znęcasz.

— Czy ty mi sugerujesz, że jestem głupia? — Już się zaczynała denerwować.

— Proszę, nie każ mi odpowiadać na to pytanie. — burknął stłumionym głosem, dociskając jeszcze bardziej rogaty łeb do jej poduszki.

Rzuciła go podręcznikiem spod ściany, przeklinając Absoluta, że był w stanie zrobić tylko hologramy i rogi tego głupiego fauna, były jedynie holograficznym obrazem.

— Nie każdy jest umysłem ścisłym, kozielcu — prychnęła niezadowolona, zadzierając dumnie brodę do góry. — Ja nie będę potrzebować chemii w teatrze.

Wzdrygnął się w jednej chwili, głowę raptownie uniósł, a uszy postawił wysoko.

— Dobra, chyba wiem w czym problem. — Z entuzjazmem zeskoczył na podłogę do niej i zmrużył na nią oczy. — Ty po prostu za dużo myślisz. — oznajmił z oczywistością. — Masz głowę niepotrzebnie zawoloną tymi swoimi "ważnymi" sprawami — powiedział, akcentując palcami na końcu. — Musisz się totalnie wyłączyć, Max i przestać rozmyślać o tych nieistotnych rzeczach.

— Rozumiem, Faunus, że u ciebie stan nie myślenia jest rzeczą normalną, ale u mnie to nie przejdzie.

— Ja serio mówię.

Westchnęła nędznie pod nosem. On naprawdę był oderwany od rzeczywistości. Co dla niego było "nieistotną rzeczą"? Jej zlecenia? Gra na pianinie? Szkoła? A może Terra Incognita, w której popyla, mając na sobie tylko leśny mech? Ah, i nie mogła przecież zapomnieć o tym, żeby się nie wystrzelać przy nim, kiedy była Florą. — To nie są nieistotne problemy, rogaty dzieciaku!

— Próbowałaś oglądać jakieś śmieszne filmy? Przeglądać memy w internecie?

— Faunus... proszę cię. Nie działają na mnie żadne memy, ani komedie. Daj już spokój i zaakceptuj swoją nauczycielską porażkę.

— W życiu — fuknął niezadowolony, niczym obrażone dziecko. — Nie pokona mnie byle gryzoń. O nie.

Ze zdziwieniem obserwowała, jak faun podchodzi do jej starego biurka, zgarnia z niego laptopa, żeby zaraz włożyć go sobie pod pachę i bezczelnie wskoczyć z powrotem na jej biedne łóżko.

Słoneczne Cienie Where stories live. Discover now