Antrakt: 11

152 67 13
                                    

Serce zabiło mu mocniej, a przyjemne ciepło w podbrzuszu znów dało o sobie znać, gdy ujrzał ją przy wirtualnym jeziorze. Usiadł obok, starając się nie przekroczyć żadnej granicy, chociaż jego serce i ciało wyrywało się do niej za każdym razem, kiedy ją widział.

— Hej, mam nadzieję, że ci nie przeszkodziłam..?

— Nie — odpowiedział spokojnie. Posłał jej delikatny uśmiech, bo wiedział, że nie lubiła, gdy szczerzył się do niej jak kretyn. — Wiesz, że zawsze się zjawię na twoje wezwanie.

Tak samo zawsze wychwytywał u niej ten najpiękniejszy na świecie uśmiech, który tak rzadko gościł na jej zielonej twarzy. Ale dziś znów miał wrażenie, że nimfa specjalnie odwracała od niego rudą głowę. Zupełnie tak, jakby nie chciała, by dostrzegł, że uśmiechała się na jego widok.

— Absolut przestał nas wzywać do siebie — odezwała się po chwili. — Myślisz, że coś złego się dzieje?

— Nie mam pojęcia — Wzruszył nagimi ramionami. — Może po prostu się rozchorował? — westchnął, drapiąc się po koziej bródce. — Ewentualnie wyszedł wreszcie z piwnicy i odkrył, że istnieje prawdziwy świat, poza algorytmami. 

Od razu spojrzał na nią, gdy usłyszał jej cichy chichot. Flora wstała z wirtualnej ziemi i wyciągnęła zieloną dłoń w stronę fauna.

— Co powiesz na mały wyścig, Faunus? Ty i ja, do końca lasu.

Wstrzymał oddech, zaskoczony. Jeszcze nigdy Florka sama z siebie nie wyszła z propozycją beztroskiej zabawy. Tym bardziej nigdy tej zabawy nie zaproponowała jemu. Odchrząknął, aby nie wyszczerzyć się w szczerym, kretyńskim uśmiechu, chociaż bardzo chciał.

— Gotowa? — Zerknął na nią z ukosa. Kopytami już szurał po wirtualnej ziemi, szykując się do biegu.

— Jak nigdy wcześniej.

Zaczęli biec. Chociaż nie mógł nigdy równać się z jej szybkością, to i tak wolał być za nią i obserwować każdy jej ruch. To jak z gracją i płynnością bez problemu omijała drzewa na swojej drodze. Jak unosiła się co chwila na wietrze, a delikatne płatki kwiatów poruszały się na jej długich, rudych włosach.

Serce mu przyspieszyło, ale nie z wysiłku, a dlatego, że w trakcie biegu obróciła się w jego stronę z prawdziwymi iskierkami szczęścia.

— Uśmiechnij się, Faunus! — krzyknęła z radością do niego. — I nie ociągaj się tak, bo wygram!

Pewnie, że się uśmiechnął, już nie delikatnie, a prawdziwie, jak za każdym razem, kiedy się naprawdę cieszył. Kopyta same go niosły przez wirtualny las. Nie miał pojęcia, skąd u niej to zachowanie, ale mógłby bawić się z nią w ten sposób codziennie i patrzeć na ten najpiękniejszy na świecie uśmiech, który wyobrażał sobie, za każdym razem pisząc z nią...

— Wszystko w porządku, Faunus?

Chwycił się za kokardę pod szyją, aby opanować przyspieszony oddech, który nie był spowodowany zahaczeniem o gałęzie wirtualnego drzewa. — Co ja przed chwilą pomyślałem?

— Tak, tak... — Odetchnął głęboko uciekając od niej wzrokiem. — Zakręciło mi się w głowie na chwile. Biegniemy dalej?

Czemu jego myśli poszły w stronę Myszy i zmieszały się z tymi o Florce? Musiał uciec od tych myśli. Nie mógł pozwolić, żeby zawładnęły jego sercem. Uciekał już wcześniej, gdy nie odczuwał tego tak intensywnie, to teraz też da radę. Przyspieszył z całych sił, aby złapać nimfę.

— Kopyta cię już bolą, Faunus...?! A myślałam, że jesteś szybszy...!

Dawno się już tak nie cieszył jak teraz. Jak zahipnotyzowany słuchał jej ślicznego chichotu i patrzył, jak odwraca się do niego co chwila, posyłając mu swój piękny uśmiech. Wraz z wiatrem pędziła przed siebie na bosych stopach, nie pozwalając mu się dogonić.

Słoneczne Cienie Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum