Antrakt: 24

122 68 16
                                    

Można śmiało powiedzieć, że Maxim Grey wpadła w furię, kiedy dowiedziała się, że Alex do szkoły wraca. Tu już nie chodziło nawet o to, że była na niego wściekła za jego ostatnie zachowanie, a o to, że swoim charakterem i wyglądem znów będzie jej przypominać o Faunusie. To jemu powinna pomóc, to on powinien wrócić, a nie ten parszywy tancerz, którego miała po stokroć dosyć.

Wysmarkała się w chusteczkę po raz ostatni i wyłączyła budzik, który właśnie zadzwonił po nieprzespanej z frustracji nocy. Koniec tego, pójdzie do szkoły, zostawiając na zawsze swojego przyjaciela, tak jak on ją zostawił, a po lekcjach odwiedzi maczka i naje się tyle, że będzie musiała woreczek stomijny zmienić pięć razy. Bo ile można płakać za jednym kretynem z porożem? Na Boga, przecież świat nie kręci się tylko wokół koziego zadka!

Clarke: Idziesz ze mną do szkoły i nie życzę sobie słowa sprzeciwu. Mam przy sobie siedem rolek papieru toaletowego, nie pozwolę ci umrzeć.

Wypuściła powietrze z płuc, pełna rezygnacji. Ubrała się mozolnie, aby w niedługim czasie wyjść z domu.

— Nie becz. — To kolejny synonim powitania u Clarke.

Mysza spojrzała prosto w brązowe oczy przyjaciółki, licząc, że kujonka zostawi ją dzisiaj w spokoju i pozwoli jej gnić sobie w środku z własnymi problemami.

— Jeśli myślisz, że pozwolę ci gnić samej z własnymi problemami, to się grubo mylisz.

Westchnęła nędznie pod nosem, żeby zaraz zostać wzięta pod pachę i dziarsko poprowadzona w kierunku szkoły. Skrzywiła się, kiedy podstępem zostały jej zdjęte okulary przeciwsłoneczne, które miały zakryć jej wygląd po nocnej furii.

— No, no... — Usłyszała przy uchu aprobatywne gwizdanie. — Wyglądasz perfekcyjnie, moja droga. Idealnie do kolekcji Liama na lodówce.

— Nie miałaś mnie przypadkiem pocieszać? — Zerknęła na nią kątem swojego czerwono-zielonego oka. — Bo chyba coś ci średnio wychodzi.

— Wychodzi. Załamuję cię tak bardzo, że wkrótce złamane serce będzie twoim najmniejszym zmartwieniem.

Mysza uśmiechnęłaby się pod nosem, ale nie potrafiła. Na pewno nie teraz.

— Wiem co ci humor poprawi... — szepnęła melodyjnie do mysiego ucha tuż pod bramą szkoły. — Nie masz ochoty skopania pewnego akrobatycznego zadka...?

Zacisnęła boleśnie szczękę, tak jak i dłonie w pięści na myśl o tym przeklętym tancerzu.

— Chodź, kochanie — zachęcała coraz bardziej. — Wiem, że tego chcesz.

Tylko, że Max wcale nie chciała. Nie miała ochoty się mścić, ani go obgadywać. Alexander był jej tak bardzo już obojętny, że nie chciała nawet do niego podchodzić, chociaż Liam stał tuż obok.

— Clarke, dość — Stanęła gwałtownie. Nie czuła się teraz dobrze. — Zostaw mnie. Proszę.

Kujonka spojrzała na mysią przyjaciółkę, próbując wyczytać cokolwiek poza emocjami, bo te było widać dokładnie w przekrwionych oczach i sinych cieniach, tuż pod nimi. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo zaraz ubiegł ją jej chłopak, wydzierając się radośnie na cały szkolny korytarz, żeby zaraz do nich podbiec.

— A co to się zadziało, że tak kwitnąco dzisiaj wyglądasz?

Uniosła na niego gniewny wzrok. Chłopak pocmokał karcąco i odwrócił się na moment w stronę Alexa, który nie dołączył do przyjaciół, tylko stał wciąż w tym samym miejscu, podpierając szkolną ścianę i wpatrywał się pusto w szkolną podłogę. W czarnej jak jego humor bluzie i równie czarnych spodniach dresowych, w których przyszedł pierwszy raz do szkoły.

Słoneczne Cienie Where stories live. Discover now