25

151 73 144
                                    

Czy lepiej jest pięknie kłamać, przy przyznać się do bolesnej prawdy? Lepiej zagrać piękną sztukę, aby kogoś uszczęśliwić, czy zdjąć swoją maskę, zadając przy tym drugiej osobie ból? Ale, czy odgrywając swoją teatralną rolę, nie będziemy przypadkiem krzywdzić także siebie? Co jest lepsze, nasz spokój i cudzy ból, czy nasz ból i cudze szczęście, kiedy na drugiej osobie zaczyna nam naprawdę zależeć?

— Maxim...

Mocniej nacisnęła kolejne klawisze pianina, aby zagłuszyć zdrowy rozsądek pod postacią mamy.

— Napisz do niego.

Uniosła podbródek w górę i grała dalej melodię własnej niewzruszonej dumy.

— Schowaj tą swoją florkową dumę i napisz do niego.

Gwałtownie przekręciła głowę w jej stronę, wydając z pianina mocny i niski dźwięk, adekwatny do jej irytacji.

— Nie. — odparła stanowczo do mamy. — Ja już decyzję podjęłam. Jestem dorosłą i odpowiedzialną kobietą, która podejmuje racjonalne decyzje i ich potem nie żałuję!

Mama westchnęła pod nosem, kiedy jej córka wróciła do grania własnych emocji, które rozbrzmiewały po całym ich małym domu.

— To chociaż wyjaśnij to nieporozumienie z Alexem...

Tym razem to Max westchnęła, jeszcze ciężej niż mama przed chwilą i zdjęła dłonie z biało-czarnych klawiszy.

— Nie ma opcji — fuknęła z dumą, prostując się na krzesełku. — Nie moja wina, że przeniósł na mnie swoje problemy tego dnia. Mógł nie zachowywać się, jak palant.

Mama zamknęła oczy zrozpaczona, przecierając czoło rękawem swojego rudego swetra. Słuchała dalej córki, która była równie mądra i uparta, co pacjenci zamawiający sobie zęby w kolorze muszli klozetowej.

— Faunus powiedział mi wyraźnie, że jestem słabą myszką, sierotą, którą trzeba na rękach nosić i chuchać na nią, żeby sobie paznokietków nie połamała. Tak właśnie myśli Faunus i tak na pewno też myśli Alex.

— Z tego co mówiłaś na początku, to nie do końca tak powiedział.

— Dokładnie to powiedział, mamo! — krzyknęła z bolesnym brzmieniem kakofonii. — Dokładnie to... Nigdy nie chciałam być uznana w oczach Alexa za gorszą i słabszą od innych. Faunus tylko mnie utwierdził w tym, że nieważne co bym zrobiła i tak będę tak postrzegana.

Mama przygryzła wargę ze współczucia nad własnym matczynym losem.

— Nie pomyślałaś, że może Alex po prostu się przestraszył i zmartwił, jak upadłaś?

Max prychnęła pod zasmarkanym nosem. — No na pewno. — Przeniosła na mame szklisty, niezadowolony wzrok.

— Zdajesz sobie sprawę, że do nikogo innego tak się nigdy nie odzywał? — Przełknęła ślinę na wspomnienie jego zachowania w stosunku do Molly i do niej samej. — Że nikogo nie potraktował w ten sposób, poza mną? Że do żadnej innej dziewczyny nie leciał i nie chciał nigdy na rękach nosić, bo upadła? No właśnie.

Bo Alexander Forest nigdy nie przestraszył się na widok krzywdy innego ucznia i nigdy by się nie przestraszył na widok krzywdy Maxim Grey. Nie Alexander Forest. Na pewno nie w stosunku do Maxim Grey.

— Ale nie możesz go unikać w szkole w nieskończoność...

— Wcale nie muszę — Spojrzała pewna własnego zdania na mamę. — Ma ten swój kryzys emocjonalny i swoje własne problemy, o których Liam mówił. — Wzruszyła ramionami, doskonale zdając sobie sprawę, że Alex spędzał teraz wszystkie przerwy w bibliotece i przychodził tylko na lekcje. — Zresztą, nie mam ochoty z nim rozmawiać.

Słoneczne Cienie Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon