12

168 78 114
                                    

Nie wierzył, że to robi. Wstyd mu było przed samym sobą, że zniżał się do tak niskiego poziomu i to jeszcze z własnej woli. Ostatnim razem po prostu machnął ręką, mając wszystko gdzieś, ale nie spodziewał się, że ucząc wtedy Maxim chemii, dziewczyna zacznie zwracać uwagę na swoją podłogę. Nie wiedział czemu, ale prawie się ze wstydu spalił, kiedy kucnęła i potarła między palcami szarą, zaschniętą farbę, która odpadła z jego brudnych butów. A kiedy kazała mu zdjąć adidasy i zostawić je za oknem, to dziękował sobie w duchu, że wykąpał się przed pójściem do niej i nie miał na sobie skarpetek z całego dnia szkoły i trzech godzin ćwiczeń. Koszmar, najbardziej wstydliwy i żenujący dla Faunusa koszmar.

Dlatego teraz Alex po prostu nie mógł uwierzyć, że naprawdę sam, osobiście wyczyścił swoje buty w umywalce, w pracowniczej łazience, do której nigdy wcześniej nie wchodził. Na swoją obronę miał to, że w jego prywatnej nie było czegoś takiego jak pralka, środki czystości, czy gąbki do czyszczenia, nie mówiąc już o tym, że nie chciał swojej własnej, drogocennej łaźni pobrudzić. Jedynym wyjściem było więc pójście do tej pracowniczej, z której korzystali też kamerdyner ze swoją córką. Ale dreszcze przechodziły go do tej pory na wspomnienie szorowania obuwia, na zmianę gąbką i różową szczoteczką do zębów, która należała do Sally. Po prostu coś potwornego.

A to przecież nie był koniec jego traumatycznych doznań. Do domu tej Myszy jechał rowerem parę ładnych kilometrów, więc logiczne było, że się pocił. Jednak, kiedy ostatnio wrócił do domu i przeciągnął się, uwalniając swoje pachy, to mało nie zwrócił tych rogali, które jadł godzinę wcześniej. W życiu by się nie spodziewał, że on, Alexander Forest, jest w stanie wytworzyć tak niegodziwy zapach, który pokonałby samego Finna. Nie miał więc wyjścia, musiał wyprać w końcu swój dresowy zestaw. Plan był banalnie prosty: Wypierze, zabierze do swojego pokoju na wyschnięcie i pójdzie stąd, jak najszybciej, zanim ktokolwiek go tu zobaczy.

— Co tu robisz?

Alex zamarł, zastygł całkowicie i wstrzymał oddech przy pralce, nie spodziewając się tutaj nikogo o tej godzinie. Powoli odwrócił wzrok do Alberta, który mrużył na niego swoje zaspane oczy.

— Umm... bo... — Podrapał się po karku, zerkając na zamknięte w pralce dresy i westchnął zrezygnowany, odkładając instrukcję obsługi na bok. — Kliknąłem niechcący i wyłączyłem to pranie, które ktoś wstawił...

Zacisnął dyskretnie szczękę, mając nadzieję, że Albert łyknie tą ściemę i pokaże mu zaraz gdzie kliknąć. Trochę mu wstyd było, że nie dał rady ogarnąć tej prozaicznej maszyny, ale na szczęście jedynie Silvan był świadkiem jego upokorzenia, kiedy głowił się nad jej uruchomieniem.

— Mogłeś mnie zawołać, Alexander.

— Wiem, ale... Myślałem, że już śpisz, więc...

Mężczyzna zdjął na chwilę swoje okulary i przetarł bladą twarz ze zmęczenia. Ewidentnie przyszedł tutaj tylko dlatego, że obudził go pełny pęcherz.

— Wystarczy kliknąć tamte dwa przyciski — powiedział zrezygnowany i podszedł do pralki, a Alex powstrzymał zwycięski uśmiech. — Chodź, pokażę ci — Zerknął na niego niemal czarnymi oczami — Gdybyś jeszcze kiedyś... niechcący wyłączył.

Oczywiście, że relacja Faunusa i Maxim Grey nigdy nie miała wpłynąć na ich życie. Wiedzieli to obydwoje, a zwłaszcza Flora, której zielone tęczówki bacznie obserwowały grupę użytkownikow, w samym środku wirtualnego lasu. Musiała popatrzeć trochę na nich z ukrycia i zastanowić się, co magicznego stworzyć, żeby im się podobało. Musiała też odsunąć ręką twarz tego przygłupa, który ordynarnie zbliżył się do niej, niemalże dotykając jej policzka.

Słoneczne Cienie Where stories live. Discover now