Antrakt: 7

120 66 5
                                    

Gdyby ktoś zapytał Alexandra, jak to się stało, że właśnie stał w łazience przed lustrem, mając ochotę namalować na swej pięknej twarzy makijaż bojowy, to Alex powiedziałby tylko jedno:

Wiesz, w jaki sposób uszczęśliwić kogoś, nie kupując i nie dając mu żadnej rzeczy?

Temat ten zaczął się znacznie wcześniej, dokładnie dzień po tym, gdy spał u Myszy pod nieobecność jej rodziców, a następnego dnia zapragnął spełnić jej marzenie. Ale o tym, że miał boleśnie związane ręce uświadomił sobie parę dni temu, gdy siedział z mysią przyjaciółką w swoim domku na drzewie, korzystając z ostatnich w miarę ciepłych dni jesieni.

— Pamiętasz, jak ci śpiewałem, kiedy byłaś w łazience? — zapytał Faunus, przykrywając siebie i Maxim jej szarym kocem. — To o tym bałwanie.

Max poprawiła się wygodniej, przytulając głowę do ramienia przyjaciela.

— Nie musisz przypominać — Skrzywiła się na wspomnienie jego śpiewu. — A co?

— To, że serio chciałbym z tobą ulepić tego bałwana w zimę.

Terra Incognita może i była ładniejsza, a siedząc w środku lasu nie trzeba było mieć ze sobą koca i herbaty w termosie, by nie złapać jesiennego przeziębienia. Ale tam, w tym pięknym wirtualnym lesie, nie mógł oglądać mysiego uśmiechu, który był wart nawet marznięcia na zimnych, drewnianych deskach, w samym środku burego lasu.

— Takiego bałwana większego niż ty?

— Tak — potwierdził z pełną powagą. — Takiego wielkiego bałwana, że każdy inny bałwan zawstydziłby się, że nie jest tak wielkim bałwanem, jak nasz. Miałem nawet pomysł, żeby ulepić go w jednym, konkretnym miejscu.

Mruknęła pytająco.

— Włamalibyśmy się na podwórko jednej z najbardziej strzeżonych posiadłości w mieście i tam byśmy ulepili największego bałwana, jakiego dalibyśmy zrobić. I byśmy tabliczkę wstawili z imieniem syna właścicielki tej posiadłości, który jest większym bałwanem, niż nasz. A potem byśmy zwiewali stamtąd jak najszybciej, żeby nas nie złapali, a Elizabeth Forest nie pozwała nas o wtargnięcie i zniesławienie.

Zachichotała po cichu, kręcąc głową na jego wyobraźnię.

— Nie da rady, Futrzaku — Przeniosła wzrok na drzewa przed sobą. — Musielibyśmy wyjść razem poza las, a wiesz, że nie możemy tego zrobić.

— Na Halloween wyszliśmy, Mysza, i nic się nie stało.

— Tak, ale miałeś skrzydełka i róg na czole, a po mieście chodziło z pięćdziesiąt faunów. Nie ma opcji, Faunus, nigdzie nie wyjdziemy.

Może i zacząłby się z nią droczyć, może nawet zacząłby rzucać jakieś złośliwe teksty, czy chociaż założyłby się z nią o coś, co i tak by wygrał. Gdyby tylko nie dotarło do niego coś, o czym wcześniej nie pomyślał.

Bo oni nigdy nie wyjdą razem na zwykły spacer do parku. Nigdy nie pójdą razem do kina, nie wyjdą na łyżwy, ani na lody w centrum miasta. Ona nigdy nie pójdzie z nim do wesołego miasteczka, a on nigdy nie zabierze jej na najlepszą kawę w mieście. Nigdy nie zrobią tych banalnie prostych rzeczy, które dla innych są na wyciągnięcie ręki.

Czy naprawdę chciał zbyt wiele? Przecież to tylko głupia kawa, głupie kino, czy spacer po parku. Ile osób codziennie może wyjść z przyjacielem gdzie tylko chce, a tego nie robi? Ile osób nie docenia, jak wiele ma szczęścia w życiu, z którego nie korzysta? A czy on, jeszcze do niedawna, nie wierzył całym sercem w to, że tak naprawdę nic nie ma?

Słoneczne Cienie Where stories live. Discover now