Antrakt: 12

108 65 9
                                    

Wartość tego co mieliśmy, najbardziej dociera do nas wtedy, gdy to stracimy. Alexander Forest wiedział to doskonale, plując sobie w brodę, że wcześniej nie potrafił docenić swojego pokoju, w którym jeszcze do niedawna nie było nikogo poza nim samym. Nie mówiąc już o przymusowym oglądaniu szkolnego musicalu z aspirującym koszykarzem w roli głównej, do którego wzdychał czarnowłosy demon siedzący tuż obok niego.

— Nie ruszaj się, bo krzywo wyjdzie — cmokała Sally, kontynuując testowanie swoich nowych lakierów na paznokciach Alexa. — Pomarańczowy do ciebie w ogóle nie pasuje — Zgromiła go ciemnym wzrokiem, kiedy warknął po cichu, jak najprawdziwszy rogaty potwór. — Mam ci przypomnieć co mi robiłeś przez ostatnie lata? A może mam zadzwonić do Max i powiedzieć jej o Faunusie?

Sapnął niezadowolony i oparł brodę o wolną, niemalowaną przez dziewczynę rękę. Mógł nie wyżywać się na niej, mógł nie znęcać się nad nią dla poprawy własnego humoru. Mógł od początku zachowywać się jak człowiek wobec niej, zamiast pokazywać jej na każdym kroku co o niej sądził. Nie musiałby teraz z nią siedzieć na swoim biednym łóżku, w towarzystwie papierków po słodyczach i popcornie, który będzie mu się wbijał w jego piękne ciało, niczym ziarnko grochu pod materacem księżniczki.

— Co?! — Niemal zerwał się z łóżka, zaskoczony fabułą musicalu. — Jakim cudem oni nie wygrali?

Sally zmarszczyła brwi przyglądając się scenie na laptopie.

— Ale zdajesz sobie sprawę — zaczęła niepewnie. — ...że ci bliźniacy to antagoniści i nie są dobrzy?

— A jaki to ma związek z ich występami? — Forest nie krył zdziwienia i prawdziwego oburzenia. — Oni nawet ogarnęli choreografię, o której nikt inny nie pomyślał. A wygrał jakiś szkolny laluś, który na ostatnim roku szkoły zapragnął zmienić zawód i stać się piosenkarzem.

Usta Sally zacisnęły się w cienką linię, kiedy próbowała nie roześmiać się z zaangażowania nastolatka. Sięgnęła po kolorowe gumki do włosów i przeszła na czworaka za plecy chłopaka.

— Chyba kpisz! — Zerwał się od razu, a raczej próbował, bo został siłą posadzony znów na tym samym miejscu. — Moich włosów się nie tyka!

— Jejku, wyluzuj, nie będę cię miziać jak twoja Myszka.

Ta odpowiedź skutecznie udaremniła Alexowi dalsze próby wyrywania się i ucieczki przed torturami demonicznej dziewczyny. Skulił się w sobie po chwili i podwinął kolana pod brodę, próbując zasłonić się przed całym światem. Chociaż tak naprawdę chciał osłonić się jedynie przed własnymi myślami.

Narzekał na Sally w myślach i wyklinał ją niczym najgorszą zarazę, ale prawda była taka, że dziewczyna swoim zachowaniem odwracała jego uwagę od tematu, który ciążył mu bardziej, niż najcięższy z kostiumów w teatrze.

Młody Forest pragnął pozbyć się jakichkolwiek uczuć do Maxim Grey, które w jego przekonaniu wcale nie były jeszcze miłością. Nie patrzył na nią jak na Florę, nie pragnął jej, i tylko dlatego uznał, że ma jeszcze czas, aby temu zaradzić. Jedynym sposobem było odcięcie się od niej, aby nigdy więcej nie próbowała zawładnąć jego sercem.

Problem był tylko taki, że spektakl w jego sercu grał zupełnie inną sztukę niż rozum. Przerażony samym sobą zablokował jej numer i przestał się z nią kontaktować. Ale z każdym następnym dniem budujące się uczucia wcale nie ustępowały, a tańczyły w jego sercu tą samą melodię. A ten piękny spektakl Forestowych myśli i pragnień boleśnie pokazywał mu widmo jego zdrady, do której nie mógł dopuścić.

Jeśli kogoś kochamy, to nie chcemy go zdradzić. Nie chcemy dotykać innej osoby, nie pragniemy pocałunków innych ust, ani melodii innego serca. Jeśli kogoś kochamy, to nasze serce pragnie tylko tego drugiego człowieka. Czy więc Alexander źle postępował, z całych sił próbując odsunąć Maxim Grey od siebie? Czy to źle, że nie chciał zdradzić Flory, której oddał swoje serce?

Słoneczne Cienie Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ