Antrakt: 2

160 71 37
                                    

Terra Incognita wyglądała jak mityczna kraina na pograniczu baśni i zwyczajnego lasu, który nadawał temu światu realizmu. Bajecznie kolorowe łąki, żywo zielone lasy, krystaliczne jeziora, a nawet latające algorytmy pod postacią motyli, biedronek i innych żuczków, dzięki którym wydawać by się mogło, że tętniło tam prawdziwe życie. Poza Faunusem. Z niego aktualnie życie uchodziło, a najgorsze było to, że nawet nie wiedział, czym sobie na to zasłużył.

— Florentynko..?

Przełknął ciężko ślinę, kiedy rudowłosa dziewczyna nie zareagowała na to w żaden sposób i dalej budowała prowizoryczną, roślinną proce. Już kiedy wpadł w jej pułapkę i zawisł rogami do dołu, to zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak. Teraz te podejrzenia z każdą sekundą coraz bardziej narastały.

— Powiedz co zrobiłem, widzę, że coś zrobiłem, musiałem coś zrobić!

Flora nie odpowiedziała, za to pociągnęła go za kokardę, posyłając mu stanowcze wzrok z chęcią jego morderstwa. Jednym ruchem obcięła roślinę, na której za włochate kopyto wisiał Faunus.

— Przepraszam za wszystko, naprawdę! — kajał się, zaraz po tym, jak zleciał boleśnie rogami na ziemię.

— Nie wiem o co ci chodzi. — powiedziała beznamiętnie i wzruszyła ramionami.

O tak, tego nawet nie trzeba opisywać, Flora po prostu odpowiedziała mu, jak każda jedna kobieta na świecie, która strzeliła najprawdziwszego focha. Zerknęła przelotnie na zrobioną przez siebie proce, a następnie na stos najostrzejszych kaktusów, które z algorytmów stworzyła. 

— Florentynko — odezwał się drżącym głosem, gdy w trzy sekundy został unieruchomiony przez rośliny i obwiązany, jak prawdziwą liną. — Wiesz, że nie musisz tego robić.

— Owszem, wiem to.

Z wdziękiem podskoczyła na wietrze, ukazując przy tym piękne, zielone ciało i zerwała najbardziej czerwony owoc, który zaraz czule potarła o własne, pokryte mchem piersi.

— Otwórz buzię.

Przygryzł wargę ze strachu, nie wiedząc, czy patrzeć na nią, czy na krwisto czerwone jabłuszko, które w dłoni trzymała. Nie miał pojęcia co złego zrobił. A zrobił na pewno. Doskonale znał ten piekielny wzrok Florki i wiedział, że to czysta zemsta.

— Otwórz buzię powiedziałam... — wysyczała niczym leśna wiedźma, kiedy nie posłuchał za pierwszym razem.

Spojrzał znów na okrągłe jabłko i przeniósł szybko wzrok na błyszczące kolce kaktusów.

— Błagam, moja Florentynko, błagam na wszystko!

Zamarł, gdy szarpnęła za jego kokardę, przybliżając go do jej pięknej twarzy.

— Nie... jestem... twoja... — warknęła tak morderczo, że go ciarki przeszły. — Powiedz aaaa...

Zacisnął mocno wargi i pokręcił roztrzepaną głową na boki, nie pozwalając na wciśnięcie czerwonego jabłka do swojego gardła. Serca nie miała, posyłając mu po chwili czuły uśmiech, przez który kropla potu spłynęła po jego na wpół zwierzęcej twarzy.

— Jak powiesz a... to dam ci całusa...

Oddech mu przyspieszył, kiedy nimfa przybliżyła się do niego jeszcze bardziej. Ostatkami sił kontrował własne myśli, gdy z czułością pogłaskała go dłonią po jego brzydkim policzku. Nie wiedział czy serce zaraz mu z piersi wyskoczy ze strachu, że zaraz umrze, czy z radości, że chociaż z ostatnim miłym wspomnieniem.

— O... — wydał z siebie zaskoczony dźwięk, kiedy niespodziewanie poczuł jej piękne, zielone wargi na swej wirtualnej skórze.

— "O" też może być. — Usłyszał od razu jej beznamiętny głos, sekundę przedtem, zanim nie został zakneblowany okrągłym owocem.

Słoneczne Cienie Where stories live. Discover now