ROZDZIAŁ 1

1.1K 41 49
                                    


Mglista noc wydawała się zimniejsza, niż była w rzeczywistości. Sowy pohukiwały cicho w otchłani ciemności jako jedyne – nieme świadkowe okrutnego morderstwa.

Hermiona potarła dłonie o fakturę dżinsów, próbując w ten sposób choć trochę się rozgrzać. Stała niedaleko ciała, a technicy mozolnie kręcili różdżkami, pobierając próbki, notując wymiary i odległości, zabezpieczając dowody. Błyskał flesz aparatu, wielka staromodna lampa wciąż używana w czarodziejskim świecie, a dla mugoli stanowczo zbyt przestarzała.

Uporczywie odczuwała tę sytuację – obojętnie jak bardzo profesjonalnie próbowała do niej podejść. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do widoku śmierci, choć w teorii powinna już dawno to zrobić – przez potyczki z Voldemortem, przez wojnę i po części już przez udział w poprzednim dochodzeniu. Jednak z lady Bulstrode odczuwała śmierć i nagość w takiej samej smutnej konfiguracji. Człowiek po śmierci zostaje nagi i już nie czuje się zawstydzony, przerażony czy za bardzo wystawiony na widok publiczny. Brązowe oczy Hermiony uważnie przesunęły się po zastygłych rysach pięknej kobiety, ofiary zabójcy.

Czarne gęste włosy były naturalne, niepoddawane żadnym zabiegom zmieniającym kolor czy długość, żadnym czarom dodającym połysku czy wygładzającym. Oczy, teraz już wyraźnie martwe, były z pewnością błękitne – o odcieniu wyjątkowo pięknym, wyrazistym. O takich oczach mówiło się, że są „modre". Hermionie przywodziły na myśl barwę bławatków.

Przykucnęła i trzymając różdżkę wysoko nad ciałem, przyglądała się znamionom śmierci i znakom pozostawionym mniej lub bardziej świadomie przez mordercę. Na policzkach zastygła już krew tworzyła ciemne strumyki, ściekając w dół w nieubłaganej melodii grawitacji. W usta ofiary włożony był kwiat lilii wodnej – jasnoróżowy, pięknie rozkwitnięty, w swoim najbardziej zachwycającym stadium życia. Hermiona nie miała wątpliwości, że ułożenie ciała – połowicznie w odmętach jeziora – oraz włożenie nenufaru w usta kobiety posiadały własną symbolikę. To był kod, którym zabójca posługiwał się i szachował aurorów. W ten sposób coś komunikował, coś przekazywał – może traktował to jako formę zabawy, koszmarnej szarady, a może podawał szczątkowe informacje, które miały jedynie sugerować przyczynę zabójstwa.

Jej trapery zatapiały się w błocie, gdy usiłowała utrzymać się na grząskim terenie. Zdmuchnęła niesforny lok opadający jej na oczy i zadrżała, omiatając światłem z różdżki intymne fragmenty ciała zmarłej.

- Anthony, zrób więcej zdjęć tej lilii – odezwał się Harry, gdy Anthony Goldstein nachylał się to w prawo, to w lewo, by jak najlepiej uchwycić na aparacie wszelkie szczegóły jej wyglądu. – Ten kwiat coś znaczy i jestem pewien, że umieszczenie go w ustach ofiary było specjalnie dla nas.

- Jej już wszystko jedno – Savage wzruszył ramionami, ale Hermiona widziała, że był przejęty. – Szkoda tak młodej kobiety. Czy ktoś z Was ją rozpoznaje? Mugolska policja za chwilę tu będzie, więc jeżeli okaże się, że ona nie jest czarownicą...

Hermiona podniosła się i odsunęła o krok od ciała.

- Nie możemy mieć pewności, że to sprawa dla mugolskiej policji. Tak czy owak powinniśmy współpracować, bo ktoś, kto chodzi wolno dokonał tego morderstwa z zimną krwią.

Bardziej go wyczuła niż zobaczyła. Jego zapach otoczył ją w tej nocnej mgle i dopiero wówczas uświadomiła sobie, jak bardzo jest spięta.

- Monet byłby zafascynowany* – powiedział chłodno, pochylając się nad ciałem i uważnie taksując je wzrokiem.

- Monet nie żyje – żachnęła się Hermiona i spojrzała na jego profil. Znów miał cienie pod oczami, jakby nie potrafił wyspać się należycie. Był wciąż smukły, trzymał się prosto i hołdował czerni niczym Severus Snape za czasów swojej świetności.

Dekadencja - część II - DramioneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora