ROZDZIAŁ 40

509 33 41
                                    


ROZDZIAŁ 40


Londyn 2010

Wszystkie części jej ciała musiały ważyć tonę. Miała nieodparte wrażenia, że jej najdrobniejsze kości rozpłynęły się pod skórą. Zapach środków do dezynfekcji jednak nie pozwolił pogrążyć się w tym cudownym, miękkim śnie. Było coś... Coś uwierającego; coś, gdzieś w tyle jej głowy, co... Czuła, że to coś ważnego.

- Jeżeli cokolwiek jej się stanie, Potter – usłyszała niski, ostry głos Draco nad sobą – to jestem w stanie obrócić ciebie i ten nędzny, prymitywny Aurorat w pył. Czy to jest dla ciebie jasne?

To był on, wyraźnie on, ale jednocześnie ton jego głosu był tak zupełnie inny... Nigdy nie słyszała, żeby mówił w taki sposób, jakby tuż pod cienką warstwą opanowania bulgotała parząca wściekłość. Tafla lodu, pod którą szaleje ogień. To było właśnie to – to był ten niemożliwy kontrast Draco, który tak pociągał Hermionę. Ciągle ją zaskakiwał, nie mogła spodziewać się, że będzie w tak zimnej furii.

Wiedziała, że to nie były czcze pogróżki. Po raz pierwszy w jego głosie była tak niezachwiana pewność, że przeraziło to Hermionę. Draco Malfoy mógł być tchórzliwym dzieciakiem w szkole, ale coś się z nim stało – prawdopodobnie po prostu przydarzyła mu się wojna. I po niej, po tych wszystkich błędach, po wszystkich mrocznych i krwawych przeżyciach - mógł być niebezpieczny i zdolny do wszystkiego w odpowiednich okolicznościach.

- Jestem w stanie cię zabić – warknął cicho, jakby na potwierdzenie. – Jeżeli cokolwiek stanie się Granger, zabiję cię.

Serce zabiło jej szybciej. Powinna się obudzić. Powinna dać im znać, że wszystko w porządku. Teraz, kiedy powoli przypomniała sobie, co działo się z Draco, z Danielem, z całym dochodzeniem w sprawie morderstwa... To wszystko przytłoczyło ją, prawie przygniotło, gdy wciąż leżała w szpitalnej pościeli. Co za ironia losu, jakby zamieniła się z Draco na ofiary szaleńca.

- Nie możemy dopuścić do procesu – kontynuował Draco złowieszczo. – Rozumiesz, że to nie wchodzi w grę? Granger nawet nie otrze się o Azkaban i ty tego dopilnujesz.

- Pójdę do Kingsleya – zaczął Harry szeptem – ale nie mogę ręczyć, że będzie chciał wszystko zatuszować...

- Czy ktokolwiek widział, jak rzuca niewybaczalne? – zapytał retorycznie. – Nie mam zamiaru tłumaczyć ci oczywistości. Nie jesteś taki święty, jak myślą ludzie i ja to wiem. To Granger. Najjaśniejsza Czarownica. Nawet gdyby to wypłynęło, wystarczy lekko popchnąć prasę, by podążyła w odpowiednim kierunku. Ponownie może być bohaterką, wystarczy że tak o niej napiszą.

Dobry Merlinie! Użyła Niewybaczalnego, użyła Imperiusa! Poczuła jak oddech więźnie jej w gardle na samo wspomnienie tego obrzydliwego czaru. Nie miała wyjścia, musiała działać szybko i skutecznie. A co jeśli miała wyjście? Jeśli istniało coś innego? Jakiś inny sposób, na który nie wpadła z powodu swojego zmęczenia i załamania? Och Boże, co jeżeli wyląduje w Azkabanie?!

- A co, jeśli...? – zaczął ponownie Harry.

Przynajmniej wiedziała, że to było tego warte. Ocaliła Draco, żył teraz, groził Harry'emu i wszystko było z nim w porządku. Daniel został unieszkodliwiony i zapewne zamknięty w celi w Azkabanie, czekając na swoje przesłuchanie. Na pewno pamiętał czym go potraktowała. Zezna to, nie mogą przecież tego ukryć! Ona nie zgodziła się na coś takiego!

- Nie ma, kurwa, innej możliwości, Potter. Nie pozwolę na to, dopóki żyję.

Hermiona zassała powietrze przez uchylone usta i na moment w sali zaległa cisza.

Dekadencja - część II - DramioneWhere stories live. Discover now