ROZDZIAŁ 12

590 42 40
                                    


ROZDZIAŁ 12


Kiedy Hermiona i Ginny wyszły zza zasłony, gotowe do konfrontacji i posyłania bojowych zaklęć – okazało się że Rowle leży już na samym środku wyfroterowanego parkietu „Dekadencji", rozbrojony i kompletnie nieprzytomny. Harry pochylał się nad nim z różdżką, a Draco i Blaise leniwie opierali się o barek i sączyli alkohol. Nad nimi unosiły się smużki dymu z cygar i fajek. „Dekadencja" dopiero teraz nabrała pełnych kształtów – z dżentelmenami pykającymi fajki, zajętymi wciąż stolikami i nieprzytomnym, ogłuszonym człowiekiem rozciągniętym na widoku. Muzyka grała cicho, wabiąc kolejnych czarodziejów do środka, by mogli zobaczyć tę skrajną degrengoladę.

Dla Hermiony jednak wszyscy wyglądali jakby byli z zupełnie innej bajki, spokojni i dystyngowani, opieszale spoglądając na pobojowisko w głównej sali, zerkając na zegarki i polerując paznokcie o szaty. Harry zabezpieczał Rowle'a, znajdując w jego spodniach przepustkę z Azkabanu.

- Wróci tam i już nigdy nie wyjdzie – westchnął, jakby stracił nadzieję, że którykolwiek ze Śmierciożerców doceni możliwość krótkich odwiedzin u rodziny. Trzymał plakietkę z przepustką w dwóch palcach i zamachał nią przed swoją twarzą. – Szkoda, że tak spaprał swoją przyszłość. – Odrzucił dokument na tors nieprzytomnego więźnia.

Hermiona zaczęła zadawać całą masę pytań na temat Rowle'a i jego ataku.

- To raczej nie ma nic wspólnego z morderstwem – powiedział wreszcie Harry i wyprostował ramiona. – Ten pajac po prostu chciał zabłysnąć. Jedną z kobiet pozbawił sukni, a butelka naprawdę dobrego koniaku została rozbita. Musiał ukraść komuś różdżkę, bo na przepustkach nie wolno im jej mieć.

- Raczej nie wiedział, że tu będziemy – zasugerowała Hermiona. – Gdyby był świadom, że trafi na aurorów, na pewno by się wstrzymał.

Zerknęła w dół, na jasne włosy Rowle'a, na jego skwaszony wyraz twarzy, szczupłe ciało. Nie miał specjalnych wygód w Azkabanie, więzienie nadal było mocno przygnębiającym miejscem na mapie czarodziejskiego świata, ale nie traktowano już więźniów nieludzko. Czy to było dobre, czy złe – czas dopiero pokaże. Ręka Rowle'a leżała swobodnie wzdłuż ciała, a jego Mroczny Znak wyraźnie odcinał się od bieli nieopalonej skóry. Hermiona oblizała usta, usiłując powściągnąć chęć odwrócenia się do Draco.

Czy Mroczny Znak bolał? Czy istniało cokolwiek, co by go usunęło? Wielu Śmierciożerców po ostatecznej klęsce Voldemorta i jego definitywnej tym razem śmierci, liczyło że znak zniknie. Nawet Biuro Aurorów obawiało się tego, ponieważ zanik znaku mógłby spowodować, że część popleczników Riddle'a nie zostanie schwytanych i osądzonych. Bez znaku trudno byłoby niektórym udowodnić, że stali po mrocznej, złej stronie i muszą za to odpowiedzieć. Draco też go miał, Hermiona widywała go wiele razy odkąd zmuszeni byli przebywać razem. Czar kamuflujący działał, choć wielokrotnie czytała, że nie da się zakryć Mrocznego Znaku. Malfoy musiał więc eksperymentować z zaklęciami, by dojść na punktu, w którym znak był niewidoczny choć przez krótki czas. Jej blizna, brzydko wyryte słowo „szlama" tuż nad nadgarstkiem, też reagowała na zaklęcie kamuflażu, ale była to zupełnie inna magia. Zerknęła spod rzęs na Draco, który nonszalancko oparty o bar, rozmawiał z Zabinim i barmanem, jakby przed chwilą zupełnie nic się nie stało. Wszyscy zaczęli powoli wracać do swoich stolików, światła przygasły.

Draco nie chciał Mrocznego Znaku już wtedy, gdy Voldemort miał duże szanse, by wygrać. Zanim odnaleźli horkruksy, zanim Dumbledore umarł, zanim Snape został zabity. A to dawało Hermionie nadzieję nie tylko co do Malfoya, ale także co do innych czarodziejów.

Dekadencja - część II - DramioneWhere stories live. Discover now