ROZDZIAŁ 42

465 30 35
                                    


ROZDZIAŁ 42


Londyn 1810

Gabinet lady Rosenwood był dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażała – pełen kobiecości, złota, świec i książek. Szałwiowe ściany sprzyjały uspokojeniu, a ciemne biurko stanowiło centralny punkt pomieszczenia. Lady Rosenwood zasiadła na fotelu i wskazała gościom pozłacane krzesła dla interesantów. Gdy Hermiona usiadła, mężczyźni postąpili za jej przykładem.

- Przyszliście mnie złapać i oto jestem – powiedziała poważnym tonem lady Rosenwood. – Moim zamiarem nie było skrzywdzenie tej niemądrej dziewuchy, ale ocucenie ciebie, Rawling-Morris!

Głowa Biesa podskoczyła, gdy dama wymieniła jego imię.

- Co ty wyprawiasz? – rozpoczęła tyradę. - Jak długo masz zamiar uchodzić za zbrodniarza i pomagać tym kobietom? Ileż szykan i oskarżeń jeszcze będziesz znosił? Mierzi mnie już przekupywanie detektywów z Bow Street i wymyślanie plotek na twój temat. Biorąc pod uwagę, że tylko na pannę Thompson gapiłeś się jak sroka w gnat, wystarczyło ją przekląć. Mogłam zrobić to mniej spektakularnie, ale rzadko używam czarów i nie znam ich zbyt wielu. Wiedziałam, że księżna Malfoy to czarownica, bo swój wyczuje swego.

- Skąd...? – wysapał wyraźnie zaszokowany Bies.

- Och, dajże spokój! To wszystko jest tak bardzo oczywiste, wystarczy popatrzeć – powiedziała niemal urażona. – Niestety większość ludzi nie korzysta z dobrodziejstw posiadania mózgu. Dobrze, że chociaż tych dwoje – wskazała palcem na Draco i Hermionę – postanowiło odrobinę zmądrzeć i zobaczyć siebie nawzajem w lepszym świetle.

- Co teraz? – zapytała Hermiona, wstając zamaszyście z krzesła, co zmusiło pozostałych w pomieszczeniu mężczyzn do podniesienia się. – Dobry Boże! – warknęła i usiadła z powrotem, aby i oni mogli usiąść. – Co teraz, lady Rosenwood? Czego pani oczekuje od Biesa? Przyznania się, że pomagał pozostałym damom? Przecież to zniszczy ich obecne życie! Stracą całą reputację i wszystko, na co ciężko pracowały, odcinając się od socjety!

Draco patrzył na Hermionę, a w jego oczach było coś, czego Hermiona nie potrafiła nazwać. Jakiś żar, ciepło i coś jeszcze... Może duma? Wiedziała, że jej gryfońska natura właśnie bierze górę i emocje nie pomagają jej rozmawiać z wiekową, inteligentną damą. Ale potrzeba wstawiennictwa za Susan, nieodzowny przymus obrony najsłabszych – to było coś co wpisywało się w naturę Hermiony i nie miała potrzeby, by z tym walczyć.

- Nigdy nie zamierzałam zmuszać Rawlings-Morrisa do przyznawania się do czegokolwiek – wyjaśniła starsza dama wyniośle. - Ale czas się ustatkować. Nie można wiecznie poświęcać się dla innych. Czas nie zatrzymuje się, ani nie wybacza błędów. – Hermiona poczuła jak oddech więźnie jej w płucach. Czas przewijał się przez wszystko jak nić. Była tu, bo Sala Czasu ją tu wysyłała. Czas mijał. - Susan to dobra dziewczyna. Ma złote serce i czuje więcej niż jest skłonna pokazać. Wiedziała jednak, że nie może liczyć na twoje uczucie, książę. A ty zapomniałeś, że posiadasz uczucia. Trzeba ci było o tym przypomnieć. Ot i cała historia!

- Ona mogła umrzeć – wycedziła Hermiona. – Gdybym nie miała odpowiednich składników i gdyby Bies mnie nie porwał, ona mogłaby umrzeć.

Lady Rosenwood wyjęła z szuflady biurka zdobną fiolkę.

- Nie umarłaby. Mam to wszystko pod kontrolą. Chciałam, żeby Bies przyszedł do mnie, ale on znalazł ciebie. Być może przeliczyłam się co do jego poziomu inteligencji i zmysłu obserwacji, ale na jedno wyszło. Panna się obudziła, książę się zakochał, a reszta pozostanie milczeniem*.

Dekadencja - część II - DramioneWhere stories live. Discover now