ROZDZIAŁ 31

573 33 37
                                    




ROZDZIAŁ 31


Londyn 1810

Miejska rezydencja księcia Staithes pyszniła się wielkością na tle innych kamienic, jakby była wisienką na przysłowiowym torcie. Gwiazdy wirowały na bezchmurnym niebie, gdy Hermiona chwiejnie wysiadała z obszernego powozu Biesa i szczęśliwie oświetlały drogę, gdy spieszyła przez wyłożony marmurem hol, po szerokich schodach, aż do gościnnych sypialni pana domu. Dopiero wewnątrz rozwiązał jej ręce i pozwolił na swobodę ruchów.

Gdy znalazła się u progu, sięgnęła po różdżkę i wyćwiczonym setki razy ruchem, smagnęła w powietrzu, rzucając ciche „Expecto Patronum" i... zupełnie nic się nie stało. Hermiona wpatrywała się w swój magiczny artefakt dogłębnie zszokowana.

- To niemożliwe – wyszeptała w panice i rzuciła niewinne „Accio", by za sekundę trzymać w ręce świecę, którą magicznie przywołała. - Dlaczego nie działa Patronus, do cholery? Draco mnie zabije...

Zacisnęła dłoń na nadgarstku Biesa i poleciła zwięźle:

- Proszę posłać umyślnego do mojego męża. Musi wiedzieć, że nic mi nie jest. Niech przekaże mu, że pomagam jednej z pana żon.

Bies nie wyglądał na przekonanego, ale ustąpił pod naporem jej nieprzejednanego spojrzenia. Hermiona wyraźnie czuła jak serce dudni w jej piersi. Nie chciała nawet na ułamek sekundy stracić opanowania i pozwolić swoim myślom zawędrować na manowce. Bo tam, właśnie tam – na manowcach jej ścisłego umysłu - była uporczywa myśl o Draco, o tym co może właśnie przeżywać. Była pewna, że na jego miejscu straciłaby resztki samokontroli, ale liczyła, że popędliwość Gryfonów była tylko jej przywarą. Malfoy był bardziej analityczny w swoim postępowaniu, bardziej racjonalny, sprytniejszy. Miała nadzieję, że to wystarczy. Pamiętała, kiedy wyrzucał sobie, że wtedy w Malfoy Manor, nie był w stanie jej pomóc. Ta myśl, ciemna i mroczna, wiła się w zakamarkach jego duszy przez cały czas i choć spokojnie wytłumaczenia Hermiony, jej zapewnienia o wybaczeniu, mogły być niejakim balsamem – to Draco przede wszystkim jeszcze nie wybaczył samemu sobie. Ta sytuacja z porwaniem, mogła jedynie pogłębić jego traumę, czego Hermiona miała nadzieję za wszelką cenę uniknąć.

Nigdzie nie było widać służby i Hermiona zrozumiała, jak dobrze książę przygotował się do tej misji. Jak długo dążył do sprowadzenia jej, do przekonania, aby pomogła. Nie mógł być pewien, że będzie w stanie zrobić cokolwiek,, by uwolnić Susan, ale była jego deską ratunku. Musiał spróbować. Zastanawiała się, jak rozegrałaby się dalsza część tej cichej nocy, gdyby odmówiła. Jakimi środkami Bies zmusiłby ją do współpracy. Czy byłby skłonny torturować ją w imię miłości? Zadrżała lekko na tę myśl, bo wydała jej się całkiem prawdopodobna.

Przekroczyła próg, zrzucając z dłoni balowe rękawiczki i porzucając je gdzieś na dywanie z Abusson. Jedyne co zarejestrowała kątem oka, to fakt, że sypialnia miała najpiękniejsze tłoczone tapety, najświeższe ogrodowe kwiaty i czystą, białą pościel na ogromnym łożu. Susan leżała tam i wyglądała, jakby nie żyła. Hermiona odwróciła się i zaczekała aż zrozpaczony Bies powróci.

- To Czarna Magia. Petryfikacja – orzekła, gdy zwykłe „Finite!" nie zadziałało. - Moja różdżka jest tu bezużyteczna. Tylko wyciąg z mandragory jest w stanie zniwelować skutki tej klątwy. Pod suknią mam zmniejszoną torebkę, wyciągnę ją i odszukam składniki na antidotum. Ma pan szczęście, że całkiem sporo zabrałam ze sobą w podróż do... Tak, cóż, nieważne. Czy ma pan jakieś naczynie, koniecznie cynowe? Potrzebuję kociołka i palnika.

Dekadencja - część II - DramioneWhere stories live. Discover now