ROZDZIAŁ 34

443 27 17
                                    


ROZDZIAŁ 34


Londyn 2010

Hermiona dotarła do własnego mieszkania zupełnie zdekoncentrowana i oblana potem, bynajmniej nie dlatego, że nagły i niespodziewany upał zaatakował skąpaną w wiośnie Anglię. Wcale nie było tak ciepło, a nieprzyjemna mżawka dodatkowo moczyła jej ubranie i włosy.

Powinna była transmutować coś w bieliznę, zanim ruszyła w drogę do domu. Ale zbyt przejęła się krytyką Draco odnośnie swojej smykałki do uruchamiania despotycznych przejawów własnej osobowości, więc nawet nie zastanowiła się, czy podróż do innego hrabstwa może powodować dyskomfort z powodu ewidentnego braku bielizny.

Na domiar złego, obciągając swoją jedwabną, mokrą sukienkę w dół, by osłonić uda - spotkała McLaggena, który co prawda nie odważył się do niej zagadać, ale zagwizdał wyjątkowo donośnie na jej widok, co wprawiło ją w wyjątkowy niesmak. A potem przed drzwiami swojego mieszkania zastała ubraną w pruski błękit Daphne Greengrass.

To była tak nieoczekiwana wizyta, że Hermiona zamarła w połowie schodów, walcząc z dreszczami.

- Granger – Daphne uśmiechnęła się sztucznie, udając że poprawia grzywkę. Tymczasem chciała zademonstrować błyszczącą w słabym świetle lamp korytarza diamentową bransoletkę z wielkim M.

Hermiona doskonale wiedziała, że ten pokaz miał jej coś udowodnić. Miała pomyśleć, że Daphne otrzymała prezent od Malfoya; być może nawet przedzaręczynowy podarek, który w obrzydliwym kulcie czystokrwistych rodów winien pokazywać wszystkim, jak bogata rodzina ubiega się o rękę wyniosłej czystokrwistej panny. Wszystko to oczywiście miało być subtelne i nienachalne, ale zgoła takie nie było. A jednak Hermiona wiedziała, że ostentacyjna bransoletka z krzykliwym M nie stanowiła nigdy wyposażenia skarbca Malfoyów, tak samo jak wiedziała, że Draco ją kocha.

- Daphne Greengrass – Hermiona uśmiechnęła się wymuszenie, wchodząc wyżej i wyjmując różdżkę, aby zdjąć szereg osłon ze swojego mieszkania. - Mogę zapytać co cię do mnie sprowadza?

Bądź grzeczna, Hermiono. Na razie tylko ona robi z siebie idiotkę, nie pozwól jej się sprowokować.

- Wolałabym porozmawiać za drzwiami – odparła Daphne, prostując smukłe ramiona. - To dość delikatna sprawa.

Gdy Hermiona wpuściła gościa do siebie, Greengrass nawet nie ukrywała odrazy, błądząc oczami po ścianach, obrazach, meblach i lampach, jakby w przeciągu kilku sekund miała zamiar wydać wiążącą opinię o stylu urządzenia wnętrz Hermiony.

Hermiona postanowiła nie proponować jej kawy ani herbaty. Wskazała tylko kanapę, na której brzeżku zasiadła Daphne. Na pewno obawiała się, że zabrudzi czymś swoją świetnie skrojoną i drogą szatę.

- Chodzi o to, że czuję się zagrożona – zaczęła Daphne, kładąc obie dłonie na kolanach. - Sama rozumiesz, Lisa Turpin należała do czystokrwistej szanowanej rodziny i skończyła w Tamizie. Tamta śpiewaczka... Cóż... - zmarszczyła nos – może nie miała nieposzlakowanej opinii, ale obracała się wśród prawdziwych czarodziejów, była piękna i utalentowana... I też straciła życie.

Hermiona zamrugała, nie rozumiejąc do czego zmierza Daphne. Wilgotny jedwab kleił się do jej ciała, a ona marzyła o ciepłym prysznicu i oddaniu się pracy. Nie miała czasu na fanaberie Greengrass.

- Uważam, że mogę być celem mordercy – powiedziała poważnym tonem. - Chciałabym mieć ochronę, aby nie doszło do kolejnego zabójstwa.

Hermiona otworzyła oczy w szoku. Daphne naprawdę sądziła, że Hermiona da się na to nabrać? Że jest tak głupia, że w to uwierzy?

Dekadencja - część II - DramioneWhere stories live. Discover now