ROZDZIAŁ 17

706 44 56
                                    


ROZDZIAŁ 17


Była zupełnie bezbronna wobec własnego umysłu. Gdy wróciła do mieszkania, rozejrzała się z bijącym sercem wokoło. Sięgnęła po torbę podróżną, starą i znoszoną, ale wciąż porządną, zrobioną z prawdziwej skóry, ozdobioną pięknymi zamkami i przeszyciami. Włożyła do niej kilka swetrów, bluzek, jeansy i jedną elegancką sukienkę. Gdy pakowała piżamę i kosmetyki, zerknęła przez ramię, widząc Harry'ego przedeptującego niecierpliwie z nogi na nogę. Okulary zjeżdżały mu na koniuszek nosa, ale nie poprawiał ich, głęboko nad czymś zamyślony.

Hermiona rozważała, czy martwił się o nią, o jej pobyt u Draco. Ona na jego miejscu by się martwiła, bez dwóch zdań. Ale Harry pewnie skupiał się na lilii wodnej, na ryzyku ataku i śmierci. Intuicja podpowiadała jej, że jest bezpieczna. Nie odczuwała tej ulotnej aury zagrożenia, która towarzyszyła jej podczas wojny, gdy tułali się po lasach i pustkowiach, gdy balansowali na cienkiej granicy pozostania odkrytymi przez szmalcowników, gdy w pustce poszukiwali jakichkolwiek śladów horkruksów. Teraz tego nie było, ale Hermiona nie mogła być pewna, czy to kwestia faktycznego braku wiszącego nad nią niebezpieczeństwa, czy raczej dziwnej milczącej obecności Draco u jej boku. Jako partnera, przywołała się w myślach do porządku. Był jej współpracownikiem, nigdy nie twierdził, że chce być kimkolwiek więcej.

Czy współpracownik zaproponowałby ci mieszkanie u siebie?

Tak, warknęła na siebie w myślach. Ona by zaproponowała lokum komuś bliskiemu. Lunie, Ronowi, Neville'owi. To nic nie znaczyło. Nie mogła żywić zbyt dużych nadziei, jeśli to miałoby być bez znaczenia. Bo gdyby zaczęła roić sobie w głowie, a on sprowadziłby ją na ziemię... Hermiona nie chciała przeżywać żadnego załamania. Wystarczająco wiele załamań już miała w swoim życiu i naprawdę...

Sięgnęła po kaszmirowy szal, słabo pachnący Draco. Żywiczny, głęboko męski, przepełniony siłą i sukcesem zapach osiadł jej pod nosem i wniknął głęboko w zatoki. Och, Merlinie. Jej ciało zadrżało w ekscytacji, w oczekiwaniu, w nadziei. Gdy przymknęła powieki, widziała tylko ciepło jego srebrnych oczu. Kpiącą pewność siebie, zaprawioną dziwną delikatnością. Gdy stał tam, w gabinecie Harry'ego, rozluźniony po jej zgodzie na wspólne mieszkanie. Ostrożny i czujny, ale zadowolony.

- Jestem gotowa, Harry – powiedziała cicho, trzymając różdżkę w jednej, a torbę w drugiej dłoni.

- Żadnych pudeł? – zdumiał się i uniósł brwi, podchodząc do niej. – Żadnych czarów zmniejszająco-zwiększających?

- Od wojny wiem, co jest mi niezbędne – odparła po chwili milczenia i uśmiechnęła się lekko. – Staram się ograniczać potrzeby do rzeczy koniecznych do przeżycia. Weź klatkę z Krzywołapem, proszę. Na torbę rzuciłam zaklęcie wagi, jest bardzo lekka.

Harry skinął głową i chwycił klatkę. Ruszyli w stronę drzwi. Gdy te zamknęły się za nimi, a czary ochronne zostały rzucone, smutna cisza wypełzła z kątów i rozsiała się po całym wnętrzu.

***

- Byłem dzisiaj w „Dekadencji" i nikt z obecnych tam pracowników nie pamięta, żeby śpiewaczka dostała lilie wodne przed śmiercią – odezwał się Savage, drapiąc się po swoim trzydniowym zaroście. – To oznacza, że albo nasz zabójca zmienił taktykę, odkąd stał się medialny i wszyscy już słyszeli o nenufarach... Albo, co jest równie możliwe, ktoś chciał tylko nastraszyć Hermionę.

Ciche pomruki rozbiły ciszę w gabinecie w proch. Aurorzy byli jak szemrzący potok, pełni przypuszczeń, spekulacji i niepokojów. Cała papierologia została wreszcie zebrana: wszystkie zeznania, raporty, opinie ekspertów. Doktor Sighart był w tym wszystkim niemal najważniejszym ogniwem – przyczyna śmierci, którą podał była co najmniej niespodziewana. Wykrwawienie? Jakim cudem, gdy jedyne krwawe ślady to strumyczki krwi na bladych policzkach Lady Gardenii? Usta wypełnione karmazynową krwią i nic więcej, żadnych wielkich obrażeń, które mogłyby skutkować śmiercią. Jednak świat magii był o wiele bardziej zagmatwany, tak ławo było wykorzystać krew do eliksirów, skomplikowanych czarów rodowych lub klątw.

Dekadencja - część II - DramioneWhere stories live. Discover now