ROZDZIAŁ 27

690 31 30
                                    



ROZDZIAŁ 27


- Odsuńcie się – poleciła wyraźnie Granger – albo zawiadomię Ministerstwo Magii o próbie zastraszenia czarodziejów i utrudnianie śledztwa w sprawie zabójstwa.

Draco zastanawiał się, co jego matka napisałaby na nagrobku, gdyby zginął na samym środku Banku Gringotta, ponieważ głupie i pazerne gobliny nie chciały go obsłużyć. To byłoby deprymujące, gdyby wyryto mu na pomniku „zabity przez nerwowego goblina". Ale nie mógł też całkowicie zbagatelizować tych małych idiotów – ostatecznie było ich więcej, a ich celem była Granger. A potem drzwi gabineciku niedaleko punktów obsługi się otworzyły i Draco niemal się uśmiechnął.

Blordak przepchnął się przez resztę i z rękoma w górze podszedł do niego i Granger.

- Bardzo przepraszam, prawdopodobnie wspomnienia są wciąż żywe... - powiedział jowialnie, bardzo powoli opuszczając dłonie.

- O tak, bardzo żywe – wymamrotała Granger i zmrużyła oczy na widok Gryfka. – Bardzo.

Cwana bestia, podsumował w myślach Draco. Doskonale wiedział, że ministerstwo nie będzie tolerowało takiego buntu goblinów, szczególnie przed Hermioną Granger. Po drugie, co zapewne bardziej przemawiało do goblińskich umysłów – Malfoyowie mieli pokaźne krypty i bardzo dużo łożyli za utrzymywanie ich majątku w nienaruszonym, bezpiecznym stanie.

- Tak, tak – potwierdził goblin – ale nie zapominajmy, że nadal panna Granger jest właścicielem swojej własnej skrytki w naszym banku i całkowicie wolno jej do niej zajrzeć.

Szmery rozległy się wokoło, jakby gobliny dywagowały, czy powinny zgodzić się z tym, czy raczej manifestować swoje oburzenie głośniej.

- I oczywiście panicz Malfoy – powiedział Blordak, a gobliny z miejsca ucichły. – Tak, w rzeczy samej. Czym możemy zatem służyć? Przejdziemy do mojego gabinetu? Tam spokojnie porozmawiamy, dobrze?

Granger rzuciła mu spojrzenie, które pokazywało, że nie ma zamiaru dać się zbyć. Draco otoczył palcami jej nadgarstek i delikatnie pociągnął. To nie był czas na wybuchy złości ani mierne próby tłumaczenia dlaczego należało wtedy oszukać gobliny i uciec na smoku. Jak na wybawiającą świat byłą Gryfonkę, Granger miała bardzo mało instynktu samozachowawczego. Aż dziw, że przeżyła do tego momentu.

- Z przyjemnością – wycedził Draco i posłał zdegustowane spojrzenie w stronę Blordaka, chcąc dobitnie pokazać mu co myśli o tym małym przedstawieniu. – Może wreszcie ktoś obsłuży nas w cywilizowany sposób.

Gdy otwierał drzwi gabinetu przed Granger, wciąż widział w jej oczach wściekłość, ale gdzieś tam pomiędzy tymi płomiennymi iskrami czaił się ból odrzucenia. Coś ścisnęło jego wnętrzności na ten widok, ale nie mieli czasu, by wszystko prostować. Jego oddech nieznacznie przyspieszył, ponieważ jego mózg dostał kolejną dawkę irytacji tą sytuacją. Gdy drzwi zamknęły się za nimi, Draco wypalił ostro i kategorycznie, jakby był panem i władcą całego banku:

- Oto pozwolenia. – Rzucił na biurko pergaminy z pieczęcią ministerstwa. Jego sygnet z wielkim M zalśnił w świetle świec na tyle mocno, by Blordak dokładnie go zobaczył. - A teraz zaprowadzisz nas do skrytek Caroline Clark i Lisy Turpin, a potem przyprowadzisz tego małego śmiesznego goblina Grusa. Mamy do niego kilka pytań.

- Ależ... - wysapał oburzony goblin.

- Cały czas zastanawiam się czy nie przenieść moich skrytek do banku w Salem – odezwał się Draco i spojrzał w twarz Granger, jakby chciał z nią skonsultować ten pomysł. – Co o tym myślisz? Obsługa tutaj żałośnie obniżyła standardy...

Dekadencja - część II - DramioneWhere stories live. Discover now