ROZDZIAŁ 33

512 36 5
                                    



ROZDZIAŁ 33



Londyn 2010


Hermiona i Draco odnaleźli siedemset piętnaście wzmianek o wykorzystaniu ludzkiej krwi, dwieście trzynaście dotyczyło krwi kobiet; pięć trucizn i dwa rytuały wyglądały dość obiecująco na tle dokonanych morderstw, ale ich pełne pracy przedpołudnie zakończyło się smutną konkluzją.

- Podejrzewam, że sprawca potrzebował krwi do czegoś innego – orzekła Hermiona, kładąc głowę na blacie stolika w ogromnej bibliotece Malfoy Manor. - Wampir mówił o swoich podejrzeniach, bywał też w klubie, miał styczność z obiema dziewczynami. A one obie wykrwawiły się na śmierć. Nie uważam, że to jego sprawka, ale prawie na pewno wszystko jest połączone ze sobą.

Bardzo długo myślała o tym wszystkim, próbując wyłapać fakty z całej rzeszy bezużytecznych informacji. Doszła do prostego wniosku, że najwięcej wniosło przesłuchanie wampira. Gdyby Harry choć zająknął się na ten temat, pojawiłaby się wtedy u jego boku i zadała swoje pytania. Zamiast tego wielce rycerski Draco wykluczył ją z przesłuchania - jak teraz widać - najważniejszej istoty w całym śledztwie. Biblioteka Malfoyów była bogata w wiedzę, ale jakaś tajemnicza część jej duszy wprost wiedziała, że ich praca w tym zakresie była bezcelowa. Zupełnie nie czuła, że jest na dobrej drodze. Raczej towarzyszyło jej znudzenie i przeświadczenie, że marnuje czas, próbując na siłę dopasować do układanki jakiś mroczny rytuał czy zaklęcie. Widziała te same odczucia odbite na twarzy Draco. Niemniej musieli wykonać tę pracę i upewnić się, że wszystko dobrze sprawdzili. Ufanie tylko swojej intuicji byłoby głupie i nierozważne.

Biblioteka Malfoy Manor z latającymi dywanami, przemyślanym sposobem układania ksiąg i doskonale stworzonym indeksem była marzeniem każdego żądnego wiedzy czarodzieja. To musiały być całe lata, całe pokolenia zbierania tych bezcennych woluminów, wzbogacania biblioteki o nowe pozycje, całe stulecia niezmiennej pasji. Pomimo zmęczenia, była olśniona i wciąż czuła ten dreszczyk pożądania na myśl o przeszukiwaniu wszystkich tych półek i znajdowaniu ksiąg, które zawsze chciała przeczytać. Nienawidziła tego domu, tych murów wykropkowanych czarną magią Voldemorta i złem, ale nie mogła nienawidzić książek i wiedzy.

W tej samej chwili Mgiełka pojawiła się tuż obok nich nieoczekiwanie, na co Hermiona zareagowała okrzykiem przestrachu.

- Mgiełka przeprasza! - wypalił skruszony skrzat. - Mgiełka nie chciała przestraszyć panienki! Mgiełka przychodzi, bo w pracowni panicza świeci się czerwona łuna i...

- Czerwona? - powtórzył Draco i zerwał się na równe nogi. - Jesteś pewna, że łuna jest czerwona?!

Skrzat powiódł wzrokiem po górujących nad nim czarodziejach z niejakim przestrachem. Hermiona nie była pewna dlaczego Draco zareagował tak gwałtownie, ale wiedziała, że kolor ma ważkie znaczenie. Spojrzała na niego uważnie. Jego blada twarz ściągnęła się w skupieniu, a oparte o blat stołu dłonie aż zbielały od mocy uścisku.

- Tak, Mgiełka jest pewna, że łuna jest czerwona, paniczu Malfoy.

Draco wyprostował się i spojrzał Hermionie w oczy.

- Krew jest taka sama. - Nabrał powietrza w płuca, jakby odurzony odkryciem. Cofnął się i zachwiał. Hermiona straciła rezon, nie wiedząc czy słuchać go, czy łapać jego łokieć i pomagać mu dojść do siebie. - Rozumiesz, Granger? W „Dekadencji" nie było syntetycznej krwi, a prawdziwa!

Hermiona zamarła wpół kroku.

- W perfumach Ganthiera jest krew obu ofiar zabójstwa – wyjaśnił szybko, wypuszczając z ust potok słów zupełnie nie przypominając tym siebie. - Zmieszana ze sobą, ludzka.

Przed dwa uderzenia serca nie rozumiała. Słowa, które do niej docierały odbijały się od jej mózgu, ale nie potrafiły dotrzeć w głąb. Aż wreszcie pojęła wszystko.

- O mój Boże! - zawołała i przycisnęła dłoń do ust. - Mieliśmy rację! Nie chodziło o żadne rytuały, żadne czarnomagiczne klątwy! Czy powinniśmy zamknąć wampira w areszcie? Trzeba niezwłocznie zawiadomić Harry'ego, on musi go odnaleźć i...

- Nie wydaje mi się, żeby Fussel-Dale miał z tą sprawą coś więcej wspólnego – zawyrokował, bardzo uważnie dobierając słowa. Odszedł kawałek i spojrzał w wygasły kominek. Zaczął przechadzać się przed paleniskiem, łącząc ręce za plecami. - To on właściwie wysunął podejrzenie, że w wonnościach Ganthiera może być prawdziwa krew. Dodał dwa do dwóch i wiedział, kiedy kurier dostarczał rzekomo syntetyczną krew. Duża zbieżność z czasem zabójstw. Gdyby nie jego uwaga, w ogóle nie chwytalibyśmy się tego wątku, Granger. On nas naprowadził. Nie sądzę, żeby chciał to zrobić, gdyby maczał palce w zabójstwie tych kobiet. Ale jedno jest pewne, trzeba go przycisnąć, przesłuchać i wydobyć z niego wszystkie informacje jakie posiada o perfumach, Ganthierze, Mistrzu Eliksirów i krwi.

- Ale ustaliliśmy, że ofiary nie są przypadkowe – odezwała się po chwili Hermiona. - Wybrał je, by stały się częścią „Dekadencji". Poznał je w klubie o nazwie Dekadencja i postanowił dodać ich krew do perfum o takiej samej nazwie. Dlaczego akurat one? Czemu LadyGardenia i Lisa Turpin, Draco?

- Bo bywały w Dekadencji, tak jak on sam – odparł bez zawahania. - Tam je poznał. Musiał też tam przychodzić. To ktoś, kto tam przychodzi. Przychodzi i ma kontakty z Ganthierem.

Hermiona pokiwała głową, zadowolona że poszli naprzód. To było coś więcej niż mieli do tej pory. To był przełom, na jaki długo czekali. Węzeł podekscytowania wykwitł w jej żołądku i Hermiona wiedziała, że to właśnie ta emocja, ten niezwykły, magiczny dreszcz spowodował, że z łatwością godziła się na współpracę z Harry'm i Draco. I miała także świadomość, że w Hogwarcie nigdy by tego nie doświadczyła.

- Fiukaj do Harry'ego – poleciła, zbierając swoje notatki ze stołu. - Powiedz mu o wszystkim, łącznie z rezultatem naszych poszukiwań o wykorzystaniu krwi do magicznych eliksirów i klątw. Niech ruszy obława za wampirem. Przygotuj raport ze swoich badań nad krwią w Dekadencji Ganthiera. Musimy znaleźć sposób, by zwolnić Fussel-Dale'a z przysięgi oraz poznać tożsamość kuriera i Mistrza Eliksirów, który odpowiadał za tworzenie syntetycznej krwi. Ja przeniosę się Portalem do dawnego Londynu; obiecaliśmy Biesowi, że rozwiążemy zagadkę petryfikacji Susan. - Podeszła do drzwi i otworzyła je zamaszyście. - No dalej, na co czekasz, Draco? Mamy mnóstwo pracy!

Twarz Draco rozjaśnił kpiący uśmiech.

- Tak jest, Wasza Wysokość! Rozkazy przyjęte. - W jego głosie były całe pokłady sarkazmu. - Czy coś jeszcze? Może podać zimny kompres, albo herbatkę z miodem? Robić za podnóżek? Pomasować stopy?

Draco wyglądał na lekko rozluźnionego, a nawet rozbawionego całą sytuacją. To było dość ożywcze po jego ekstremalnym spięciu, gdy dowiedział się o wyniku własnych testów w pracowni. A jednak ten sarkazm ją zdenerwował. Hermiona zacisnęła usta.

- Nie mamy czasu do stracenia, więc...

- Nie wydawaj mi poleceń, Granger – powiedział cicho. - Nie jestem Potterem, Weasleyem, ani skrzatem. Współpracujemy, pamiętasz? Razem, na równych zasadach. Nie jestem twoim podwładnym, żebyś miała tak kategorycznie przypisywać mi zadania. Owszem, zafiukam do Pottera. I naprawdę nie trzeba mi mówić, co mam mu przekazać. Wystarczająco długo rozwiązywaliśmy sprawy bez ciebie. Jakoś dawaliśmy sobie radę, zauważ proszę.

Hermiona zmrużyła oczy i zaczerwieniła się na tę jawną naganę. Będzie miała czas pomyśleć o tym później. Tak nawykła do mówienia chłopcom, co mają robić, że nawet nie pomyślała, jak zareaguje na to dumny i inteligentny Malfoy. Weszła w skórę uczennicy Hogwartu z taką łatwością, że teraz była odrobinę zdumiona swoim tonem i zuchwałością, z jaką potrafiła wydawać polecenia. Nawet nie poprosiła. Nie zapytała czy mógłby to zrobić. A mimo to sprawa była niezwykle ważna i pajacowanie wydawało się kompletnie nie na miejscu w takich okolicznościach. Poza tym taka właśnie była – Draco przecież o tym wiedział. Znał ją lepiej, niż sądziła.

- Świetnie – wypaliła tylko, czując irytację. - Spotkamy się u Biesa. Przez ciebie muszę jeszcze wrócić do mojego mieszkania.

Uniósł brwi, nie rozumiejąc.

- Po majtki, do diabła! - wyjaśniła. - Nie mam zamiaru paradować bez bielizny, albo transmutować ją z czegokolwiek, co jednym zaklęciem można usunąć. Chyba, że mi je oddasz? Proszę?

Usta Draco zadrgały w rozbawieniu, co tylko dodatkowo zdenerwowało Hermionę.

- Nie ma mowy, Granger – powiedział, zakładając ręce na piesi. Kamizelka opięła się na jego klatce piersiowej, a Hermiona bezwiednie zawiesiła tam swój wzrok na dłużej.

Niech go szlag!

- Czasem jesteś takim dzieciakiem... - skwitowała przemądrzałym tonem i ostentacyjnie odwróciła się na pięcie.

Kiedy znikała za drzwiami, wyraźnie słyszała jego dźwięczny śmiech.

***

Harry zatarł ręce i pospiesznie wstał z głębokiego fotela. Draco stał oparty o ścianę naprzeciwko i czekał na reakcję lub dyskusję. Przekazał wszystko, czego się dowiedział, co przebadał i co wywnioskował. Dorzucił też szczodrze garść porad, na których Potterowi najwyraźniej najbardziej zależało.

Rezultat jego testów zmienił wszystko. Nagle zabójca stał się bardziej uchwytny, bliższy niż jeszcze kilka godzin wcześniej. Ministerialne mury były przesiąknięte strachem, bo nic tak nie zabijało spokoju czarodziejów, jak morderca, który pozbawił życia jedną z nich – jedną z pracownic tego szacownego miejsca. Wszystko było też bardzo realne, choćby za sprawą samej symboliki – nagości i kwiatu nenufaru w ustach ofiar. Draco doskonale wyczuwał tę obrzydliwą mgiełkę przerażenia w każdym zakamarku tego gmachu. Znał ten smród, czuł go od samego siebie, gdy Czarny Pan przebywał wśród jego bliskich. W gabinecie Pottera jednak wszystko znikało. Potter się nie bał. On po prostu chciał ująć zabójcę i doprowadzić go przed Wiengamot. Miał zadanie do wykonania i skupiał się na nim. Drewniane meble, wytarty dywan, zakurzone lampy, ułożone w rządku na komodzie lupy i przywieszone na ścianie wycinki z gazet – to wszystko było takie znajome, kojące dla Draco. Cały ten chaos i bałagan w tym gabinecie uspokajały go i wyciszały.

- Żebym dobrze zrozumiał – zaczął Harry – wampir dostarczał krew do perfum Ganthiera, co wiedzieliśmy już wcześniej i co spowodowało, że był w kręgu podejrzanych. W końcu ofiary się wykrwawiły, a wśród nas krążył wampir, żywiący się krwią i współpracujący z nią, jako dostawca.

- Doskonale, Potter, w takim tempie dojdziemy do sedna za pół roku – skwitował niechęcią Draco. Naprawdę musiał się pospieszyć, jeśli chciał jeszcze przenieść się do dawnego Londynu i zająć drugą z nierozwikłanych spraw. - Nie mam tyle czasu.

- Sam Fussel-Dale zwrócił uwagę na fakt, że dostał porcję krwi wtedy, gdy zginęły nasze ofiary. Miał podejrzenia zawczasu, prawda? Nie dziwi cię to, Malfoy?

- To jasne, że miał mieszane uczucia – odparł Draco i strzepnął pyłek ze swojego płaszcza. - A więc kurier, który dostarcza mu syntetyczną krew musiał wydawać mu się podejrzany, nieprawdaż? Nie Mistrz Eliksirów, choć i to możliwe, ale sam kurier. W tym człowieku musi być coś złowrogiego. Skoro zabezpieczył się przysięgą, to już samo w sobie było wybitnie interesujące, Potter. Oczywiście, że perfumy Ganthiera są drogie i receptury są pilnie strzeżone, ale to był zwyczajny kurier dostarczający zwykłą syntetyczną krew. Tak, jakby wszyscy dostarczyciele ślazu zabezpieczali się Wieczystą Przysięgą. Nieco na wyrost, prawda?

- Dokładnie – potwierdził Harry i zaczął bazgrać coś na kartce przed sobą. - Hermiona też zwróciła na to uwagę. Mówiła mi o tym niedawno, że to zbyt podejrzane. Powiedzmy, że jest tak, jak powiedziałeś. Kurier już wcześniej planował zabić i dostarczyć krew. Czemu? To znaczy... Był takim fanem poprzedniej receptury „Dekadencji", że zabił, by ponownie dodawano do niej krew czarodziejów? A co z nenufarem, co z nagością i połowicznym zanurzeniem w wodzie? To wszystko bez znaczenia?

- Tego nie powiedziałem – zaznaczył Draco i westchnął. - Nadal uważam, że motyw był zupełnie inny. Musimy go poznać. Ale przy okazji upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Zabił je i dostarczył ich krew do perfum. Wystarczy, że dowiemy się kto był Mistrzem Eliksirów stojącym za tworzeniem syntetycznej krwi i kto ją dostarczał do wampira, a wtedy znajdziemy zabójcę. Fussel-Dale powiedział, że gdyby krew okazała się ludzka, może pokazać nam kuriera. Nie jestem jednak pewien, czy mówił poważnie.

Draco dobrze pamiętał ten moment i własne wejście w okluzję. Czuł, ze musi zamknąć umysł. Wampiry miały wiele darów, chociażby czytanie w myślach, czy hipnotyzowanie. Draco nie był idiotą, wiedział że rozmowa na poważne tematy z wampirem była jak igranie z płomieniami. Fussel-Dale wyraźnie powiedział, że nie może zdradzić personaliów kuriera, ale może go pokazać aurorom. Jeżeli mówił prawdę i miał zamiar dotrzymać słowa, sprawa może zostać niebawem rozwiązana.

- Jeszcze sporo pracy przed nami – skwitował Harry, ale wyglądał na o wiele bardziej pełnego nadziei niż do tej pory. Jakby wstąpiły w niego nowe siły. - Zwołam zebranie na popołudnie. Przekażesz informacje wszystkim aurorom.

Draco wyprostował się i uniósł brodę.

- Nie będzie nas – przerwał bezceremonialnie, szykując się do wyjścia. - Mnie i Granger . Mamy coś naprawdę ważnego do zrobienia. Dlatego przyszedłem do ciebie i przekazałem ci wszystkie dane.

- Chyba żartujesz, Malfoy! - prychnął Harry. - Jeśli jest zebranie, oboje musicie się na nim pojawić! To jest wasza cholerna praca. Nie jesteście tu dla zabawy, dostajecie za to wynagrodzenie!

- Musimy być gdzieś indziej z ramienia Ministerstwa – wyjaśnił Draco, bojąc się zdradzić cokolwiek więcej. - Nic ponad to nie mogę ci powiedzieć.

Oczy Pottera zwęziły się a okularami w wyrazie złości. Przypominał teraz siebie z czasów Hogwartu, uznał Draco. Coś nie szło po jego myśli, a to powodowało szereg gryfońskich psioczeń. Jakże przewidywalnie, gryfońsko i dziecinnie.

- Złożyłem Wieczystą, przykro mi – dodał Draco, nie chcąc już przedłużać tego cyrku.

Ramiona Pottera opadły, a w twarzy pojawił się cień zaciekawienia i podejrzliwości, spychając złość w niebyt.

- Z ramienia Ministerstwa – powtórzył. - Z Hermioną... Byłem ciekaw jak udało wam się tak szybko pogodzić i poznać się wzajemnie. Nie mieliście zbyt wiele styczności w związku z dochodzeniami i zachodziłem w głowę co mogło was do siebie zbliżyć. Teraz już wiem, Malfoy.
Draco przewrócił oczami i nacisnął klamkę.

- Doskonale, Potter, czy może masz mi coś wartościowego do powiedzenia? Coś oprócz twoich żałosnych wynurzeń i dywagacji? Trochę mi się spieszy.

- Och nie, nie, nie przeszkadzaj sobie – odparł słodko Potter, bez wysiłku dodając całe pokłady sarkazmu do swoich słów. - Idź, zbawiaj ten świat z ramienia Ministerstwa pod Wieczystą, nasz ty bohaterze. A ja, biedny, skromny, żałosny twój szef po prostu będę odwalał twoją robotę za ciebie i jeszcze ci za to dziękował. - Machnął ręką, tracąc całą słodycz. - Idź już, Hermiona będzie się niecierpliwić - gderał. - Wyślijcie sowę z propozycją terminu drugiego spotkania, na którym macie już być. Nie potrzebuję was, jako słupów, a jako działających i dostępnych członków zespołu. Możesz z łaski swojej powtórzyć to też Hermionie, bo...

Harry podniósł wzrok znad biurka i zorientował się, że mówi do siebie. Malfoya już dawno nie było, nawet udało mu się cicho zamknąć za sobą drzwi. Harry poprawił okulary na nosie.

- Świetnie, gadam sam do siebie. Cóż za wybitny poziom poważania. Nie wiem czym sobie zasłużyłem na tyle uwagi od dupka Malfoya, doprawdy... Dosłownie zaszczyt...


______________

Przepraszam za tak długi czas oczekiwania i obiecuję poprawę! Jesteście kochani! Jeszcze trochę i dowiemy się kto stoi za petryfikacją Susan oraz zabójstwami pięknych pań :)

Ściskam!
B.O.



Dekadencja - część II - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz