ROZDZIAŁ 15

953 41 78
                                    


ROZDZIAŁ 15


Londyn 2010

W kominku ogień trzaskał wesoło, ogrzewając niewielki salon Hermiony i czyniąc z niego najprzytulniejsze miejsce we wszechświecie. Harry oparł głowę o oparcie beżowej kanapy i mrugnął do Rona, który z niedowierzaniem przypatrywał się, jak Krzywołap majestatycznie i z uwagą ogląda swoje przednie łapki.

- Merlinie, ten kot jest nienormalny – parsknął, a rude brwi podjechały wysoko do góry. – Ma w sobie coś dziwnie arystokratycznego, jak na kota. I jest taki olbrzymi, że zajmuje połowę kanapy! Ile on je, Hermiono? Pewnie tyle samo, co ty!

- Nie bądź śmieszy, Ron! – zbeształa go i posłała łagodne spojrzenie Krzywkowi. – Jest wspaniałym przyjacielem, a przyjaciołom nie wypomina się apetytu. – Spojrzała na niego znacząco, ale chyba nie podłapał aluzji.

- Co u Astorii, Harry? – zapytał pozornie nonszalancko Ron. – Dalej sielanka?

Harry parsknął śmiechem, unosząc głowę i zerkając na przyjaciół z pewną dozą politowania w spojrzeniu. Hermiona doskonale wiedziała, że Ron był zazdrosny o uwagę Harry'ego odkąd dowiedział się, że Harry pozostawał w - bądź co bądź - sekretnym związku z panną Greengrass. Fakt, że Astoria przyjaźniła się blisko z Draco, czynił tę sytuację jeszcze bardziej obraźliwą dla Rona. I wcale nie pomagały okoliczności, w których Harry współpracował ściśle z Draco, a teraz także i Hermiona była zaangażowana wraz z nim w dochodzenie.

- To nie te czasy, kiedy spijasz sobie z dzióbków – zaśmiał się Harry, uszczypliwie przypominając tygodnie Rona w towarzystwie Lavender Brown. – To czasy, kiedy próbujesz wygospodarować choć godzinę, aby powiedzieć sobie dzień dobry. Czasy, gdy na chwilę chcesz zapomnieć o czarnoksiężnikach i zjeść obiad w towarzystwie kogoś, kogo lubisz trochę bardziej niż innych.

Hermiona kiwnęła głową i złapała spojrzenie Pottera ponad czerwoną głową Rona. Przez chwilę myślała o tym, co stałoby się, gdyby udawała przed samą sobą, że to co mają z Ronem wystarcza. Byłaby nieszczęśliwa, to na pewno. Zgorzkniała prawdopodobnie też i może nawet sfrustrowana do cna. Ale czy Ron byłby zadowolony? Czy cieszyłby się, gdyby nie chciała rozmawiać o dowcipach Weasleyów lub słuchać relacji z ostatniego meczu Zjednoczonych z Puddlemore? Czy byłby zadowolony, gdyby atakowała go bez powodu, złośliwa i wściekła na siebie samą i na cały świat? Teraz, siedząc w mieszkaniu razem z Harry'm pewnie czułby się lepiej, ale summa summarum to byłoby powolne i bolesne dogorywanie. I nigdy nie mogliby się przyjaźnić, gdyby któregoś dnia z wielkim hukiem rzucili się wzajemnie i wytknęli sobie wszystkie mierżące cechy charakteru.

- Harry, przyniesiesz gorącą czekoladę? – spytała Hermiona tylko po to, by uniknąć złości Rona. – Jest w kuchni na blacie.

Gdy Harry odszedł, Hermiona zauważyła niezdrowe czerwone rumieńce na twarzy przyjaciela. Dobry Boże, gdyby wiedział, że czuje pociąg do Draco Malfoya, pewnie zacząłby wrzeszczeć.

- Myślę, że bylibyśmy złą parą, Hermiono – powiedział ni stąd, ni zowąd Ron i przechylił głowę w lewo, przyglądając się Hermionie. – Złym małżeństwem. Potrafimy się przyjaźnić i to zawsze było nam przeznaczone.

Ulga, jaka zalała ją od stóp do głów była obezwładniająca. Już dawno podejrzewała, że Ron przejrzał na oczy i zrozumiał. Dlatego, szczęśliwie, nie poruszał tego tematu i nie proponował powrotu do dawnych relacji. Ale dopiero wyartykułowanie tego wszystkiego przez niego dało jej pewność.

- Też tak sądzę, Ron – zgodziła się, dotykając jego przedramienia. – Ale dlaczego o tym mówisz? Czemu właśnie teraz? Stało się coś, co sprawiło, że o tym pomyślałeś?

Dekadencja - część II - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz