Rozdział 9

118 12 2
                                    

Isa

Powoli spojrzałam w najbardziej elektryzujące czarne oczy, był w nich mrok ale i były tak piękne że niemal się w nich zatraciłam, przede mną stał wysoki mężczyzna z czarnymi włosami, kilkudniowym zarostem, umięśniony, szeroki w barach, w podkoszulku białym a jego ramiona i ręce były całe wytatuowane aż po nadgarstki ,pod koszulka rysowały się mięsnie i spod niego wystawał tatuaż aż na szyję i prawdopodobnie tył pleców ale ich nie widziałam, wpatrywał się we mnie gniewnie a jego ręka spoczęła na ścianie obok mojej głowy, brakowało mi tchu.

-Kto pozwolił ci tu wejść?-zapytał gniewnie, może inna zemdlałaby  ze strachu ale nie ja, wytrzymałam jego spojrzenie.

-Przyszłam tu trochę posprzątać, przysłał mnie Albert -improwizowałam.-Okazuje się że jednak umie pan mówić.

Spiorunował mnie wzrokiem-Wynoś się, nie potrzebuję żadnego sprzątania! Nikt nie ma prawa tu wchodzić!

-Owszem nikt nie wchodzi tu od lat, zakaz jednak nie dotyczy mnie, ja nie lubię się nikomu podporządkowywać jedynie pani Carminii  bo ona mnie zatrudnia.

Odsunął się ode mnie zszokowany moja bezczelnością nie odzywał się przez chwilę ale jego oczy płonęły.

-Wyjdź stąd!

-Idę, aha może ma pan gdzieś swoją rodzinę ja również nie znoszę pana rodziny  ale jestem tu dla pana babci to cudowna osoba jedyna w swoim rodzaju i myśli o panu, dlatego tu jestem przyszłam tu by zobaczyć na własne oczy że pan żyje i ona nie musi się tak martwić.

Na wzmiankę o babci jego oblicze zasnuło prawdziwe cierpienie i w jego cudnych oczach pojawił się taki ból,  że niemal się w nim zatraciłam, smutek i cierpienie odbijały się na jego pięknej twarzy, otworzył drzwi nie patrząc na mnie-Wyjdź i nie wracaj tu nigdy, inaczej cię zniszczę! Nie wchodź mi w drogę !

Wyszłam ,nie mogłam zapomnieć jego oczu , w głębi jego źrenic czaił się ból a czerń stała się  niemal granatowa jak noc, te jego oczy....wstrząsnęły mną do głębi wyszłam, zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie, nigdy w życiu nie widziałam tak pięknego i tak nieszczęśliwego mężczyzny zamkniętego w swoim własnym piekle i samotności, odmawiał sobie życia, słońca radości, nie powinno tak być...

Nagle usłyszałam głos pani Marisy w pokoju Alberta,  oho cos się tam działo, cholera, podbiegłam tam.

-Jak to możliwe że ucinasz sobie drzemkę w środku dnia wołam cię a ty spisz w pracy to nie do pomyślenia Albercie!

Albert był w szoku- Pani Mariso  pierwszy raz mi się to zdarzyło, nie wiem co się stało, nie byłem ani śpiący ani zmęczony po prostu na chwile wszedłem do pokoju wypić herbatę i nie wiem dlaczego zasnąłem.

-I na dodatek budzę cię od pięciu minut a ty wyglądasz jak nieprzytomny, piłeś cos przyznaj się.

-Nie proszę pani.

Jak ja miałam teraz podrzucić mu ten klucz?

-Ja naprawdę nie wiem co się stało ,to się nie powtórzy.

-Żeby spać w ciągu dnia to nie do pomyślenia!

Marisa wybiegła omal mnie potrącając, weszłam do pokoju.

-Albercie zgubiłeś swój klucz, był na podłodze

Albert był półprzytomny-Co jaki klucz?

Nagle dotknął szyi i oniemiał-Klucz skąd go masz?-wrzasnął wyrywając mi go niemal z rąk.

-Mówiłam był na podłodze.

-To niemożliwe nigdy go nie zdejmuję.

-Nie wiem co się z tobą dzieje  Berti ale jestem w szoku że spisz w czasie pracy- rzekłam udając oburzona.

Mroczny Anioł- Juz WkrótceWhere stories live. Discover now