Rozdział 8 ''Są idealne''

298 53 106
                                    

Nie wróciłam już na lekcje. Pierwszy raz w życiu zrobiłam całodniowe wagary i to jeszcze z jakiego powodu! Czułam, że się zawiodłam. Już nie chodziło o to, że uciekłam z lekcji. To przecież nic nadzwyczajnego, ale miałam do siebie żal i pretensje. Nie akceptowałam tych uczuć, które rodziły się we mnie znienacka i sprawiały, że nie byłam sobą.

Pięć kolejnych godzin przesiedziałam samotnie w łazience. Nie zmieniłam pozycji, tylko skulona z nogami pod brodą i słuchawkami w uszach, starałam się doprowadzić do porządku.

Czułam, jak samotność zaczyna mnie przygniatać niczym walec asfalt. Nie miałam komu się zwierzyć. Mama zniknęła z mojego życia z dnia na dzień. Była moją najdroższą przyjaciółką, a teraz nie byłam w stanie powierzyć jej swoich sekretów. Zresztą czy ona, by chciała ich wysłuchać?

Co prawda były dziewczyny, ale sama myśl, że miałabym przyznać się przed nimi do swoich rozterek, przyprawiała mnie o ból brzucha. Przecież jeszcze nie tak dawno zarzekałam się, że nie spojrzę nigdy więcej na chłopaka pokroju Mateusza. Obiecałam im to z ręką na sercu, a przede wszystkim przyrzekłam, to sobie. A ja nie łamałam raz wypowiedzianego przyrzeczenia. Byłam świadoma, że to byłaby droga donikąd. A wiedziałam gdzie chciałam zajść w swoim życiu.

Przymknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. Nawet kojący głos Dermota Kennedego, nie był w stanie naprawić tego co się popsuło. Moje serce się pogubiło. Nie mogłam pozbyć się wzroku Ariela i jego krzywego uśmiechu ze wspomnień. Jego tajemnicza aura, którą tworzył ograniczała moje pole widzenia. Byłam otumaniona, jakby nagle takie błahostki były najistotniejszymi rzeczami na świecie.

Zacisnęłam wargi w narastającej złości i poderwałam się na proste nogi. Wyciągnęłam gwałtownie słuchawki z uszu, wrzuciłam je do plecaka, który chwyciłam z podłogi i zdecydowanym krokiem skierowałam się do wyjścia. Już dosyć czasu straciłam na ukrywanie się przed wszystkimi. Przecież nikt tego za mnie nie naprawi! Prawdziwa Blanka nigdy, by się nie poddała, tylko zakasałaby rękawy i wzięła sprawy w swoje ręce.

Mimo bojowej postawy, niepewnie przekroczyłam próg toalety, ale na moje szczęście korytarz świecił pustkami. Szybkim krokiem przemierzyłam drogę do szatni, przebrałam się i wyszłam na zewnątrz.

Plac przed szkołą również opustoszał. Najwidoczniej albo była lekcja, albo było na tyle późno, że skończyły się już wszystkie zajęcia. Straciłam rachubę czasu. Wyjęłam telefon, by zerknąć, która godzina i, aż krzyknęłam, gdy w mojej dłoni zawibrowało i rozdzwoniło się urządzenie.

Przyłożyłam aparat do ucha.

- Dziewczyno, gdzie ty się podziewasz?! - Do głośnika wrzeszczała Irka.

- W szkole, a gdzie mam być? - spytałam rozbawiona jej rozgorączkowaniem.

- Ileż można! - odparowała z żałością. Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę parkingu. - Czekamy na ciebie!

- Kto? - spytałam zdziwiona, ale w tle już słyszałam wesołe głosy znajomych. Nagle usłyszałam głośne trąbienie samochodu.

- My!!! - wykrzyknęła Aśka, przez opuszczoną szybę niebieskiego opla Patryka. Dziewczyna wystawiła przez okno głowę i machała do mnie energicznie dłonią.

- Nudziaro, chodź do nas! - Zaraz zza niej wyłoniła się roześmiana Irka.

Po chwili drzwi od kierowcy się otworzyły i z auta wysiadł Patryk. Obdarzył mnie szczerym, ciepłym uśmiechem. A moje nogi jakby oderwały się od podłoża i pofrunęły do niego ufnie. Podeszłam bliżej chłopaka i wspięłam się na palce, by dać mu subtelnego buziaka w gładki policzek.

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz