Rozdział 23 ''Magia świąt''

284 50 228
                                    

Magia świąt zawitała nawet do naszego domu. Na kilka dni przed wigilią, w czarodziejski sposób wszystko wróciło do dawnej normy. Dekorowanie domu, pieczenie przysmaków i dopieszczanie wszystkiego iście po królewsku, jakby ponownie scaliło rodzinę. Nasza bliskość znów była normalnością, a ciepłe słowa, wspólne rozmowy i spędzanie czasu we troje codziennością. Teraz nawet we czworo, bo zazwyczaj dzielnie towarzyszył nam Preto.

Emocje sięgnęły zenitu w wieczór wigilijny. Stres mamy jako oficjalnej gospodyni, udzielił się nawet mnie, więc w rezultacie latałam z językiem na brodzie i pilnowałam, by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.

Wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki na niebie, rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Poprawiłam jeszcze tylko swoją czerwoną, rozkloszowaną sukienkę i pognałam po schodach, przeskakując co dwa stopnie, by przywitać najbliższych. W biegu rzuciłam jeszcze okiem na salon, ale wszystko zdawało się być perfekcyjne, jakby żywcem wyjęte z katalogu modowego. W powietrzu unosił się zapach świątecznych potraw, a wielka choinka, stojąca po środku salonu mieniła się białymi światełkami.

Nim dobiegłam do drzwi, moja mama wystrojona w elegancką, białą sukienkę tuliła się już w progu z ciocią.

– Jest i nasza Roszpunka! Jak pięknie wyglądasz, Blaneczko! – krzyknęła z zachwytem babcia.

Za nimi przez drzwi gramoliła się reszta członków rodziny.

– Wpuszczajcie nas migiem na te wystawne salony, bo zaraz dziadek mróz zawita i wyziębi wam wille! – sapnął wujek Jacek, który próbował przecisnąć się przez wszystkie, rozdziewające się z płaszczy panie. Postawił w kącie wielki wór z przygotowanymi prezentami i porwał mnie w niedźwiedzie uściski.

– Wchodźcie, wchodźcie! Od razu kierujcie się do jadalni – poinstruowała mama. – Wszystko gotowe, czeka tylko na podanie.

– Normalnie święta all inclusive, musimy chyba tak częściej robić – podsumowała roześmiana ciocia Anetka. – Choć muszę przyznać, że trochę mi nieswojo, że nic nie musiałam szykować. Dobrze, że jutrzejszy dzień standardowo spędzimy u nas.

– Widzisz jak odpoczęłaś, a my tu mieliśmy niezłą nerwówkę. Dziwne, że Gosia nie nabawiła się rozstroju żołądka – odpowiedział mój tato, otaczając troskliwym ramieniem mamę.

– Ojej Gośka! Było mówić, przecież pomogłabym! – przejęła się ciocia.

– Nie było tak źle. Tomek, jak zwykle wyolbrzymia. Przecież z moją perfekcyjną organizacją, to była pestka. Zresztą Blanka bardzo dużo pomagała – mama powiedziała z czułością i pogłaskała mnie po plecach.

– I dobrze niech się uczy, musi umieć gotować mężowi. Chociaż Anetka potrafi, a męża wraz nie ma, więc to nie jest chyba klucz do sukcesu. Musisz pewnie nosić krótkie spódniczki i słodko się przymilać, to może jakiegoś absztyfikanta znajdziesz, i nie powtórzysz biednego losu ciotki – odpalił się rozochocony wujcio, czyli oficjalnie zaczynało się.

Znudzona przewróciłam oczami, bo ledwo przekroczyli próg domu, a już podjęli ulubiony temat. Nie wiem jakim cudem ciocia tak to dzielnie znosiła, ale za każdym razem zdawała się być niewzruszona jak kamień.

– Mówiłem już i nadal będę powtarzał, że jedyny ratunek, to wysłać Anetkę na gospodynię do księdza albo na zakonnicę innej opcji już nie ma – dodał bardzo poważnie.

– Przecież są portale randkowe! Teraz tyle tego w tym ich Internecie. Załóżmy jej konto, na pewno gdzieś jest równie biedny, samotny człowiek, który szuka towarzystwa na święta – ożywiła się ciocia Wandzia.

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now