Rozdział 30 ''Jesteś najważniejsza''

326 43 200
                                    

Na drugi dzień nabrałam mocy, jakbym nagle poderwała się z kolan i dostała wielkich skrzydeł. Cały dzień fruwałam nad ziemią, a sprawy codziennie nic mnie nie interesowały. Byłam lekka niczym ptak, poddający się ufnie wiejącemu wiatru. Nic nie było w stanie popsuć mi genialnego humoru i wyprowadzić z równowagi.

Wczoraj po wielu słodkich pocałunkach, Ariel wyszedł z łazienki, żebym mogła bez stresu się wykąpać, choć niechętnie wypuszczał mnie ze swoich objęć. Mimo że czekał grzecznie za drzwiami i nie popędzał, to prysznic wzięłam z zawrotną prędkością. Później spędziliśmy razem godzinę, wypełniając ją rozmową i subtelnym dotykiem.

Gdy mój organizm uspokoił się na tyle, by zacząć odczuwać głód i przyszło znużenie po wysiłku, rozstaliśmy się, i każde z nas poszło w swoją stronę. Do domu wróciłam pieszo. Potrzebowałam przewietrzyć głowę, bo tego dnia wydarzyło się tak wiele, że najzwyczajniej musiałam to rozchodzić.

Gdy w sobotę nadszedł czas sparingu, rozpierała mnie energia, wręcz wychodziłam z siebie. Byłam pobudzona, jak gdybym na śniadanie zamiast proteinowego koktajlu wypiła pięć energetyków.

W szatni w okamgnieniu wskoczyłam w strój koszykarski i pobiegłam na boisko, nie czekając na żadną z dziewczyn. Moje dłonie świerzbiły i drżały podekscytowane z utęsknienia za piłką. Wyciągnęłam jedną z worka i od razu poczułam w rękach, bijącą z niej moc. Nie bacząc na nic więcej, odwróciłam się w stronę kosza i wykonałam rzut. Moje kolana i nadgarstki odkopały z pamięci znany schemat ruchu i zadziałały perfekcyjnie. Trafiłam prosto do siatki prawie z połowy boiska i to bez żadnego wysiłku.

Ruszyłam pędem w stronę piłki i pochwyciłam w dłonie. Wykonałam kilka zwodów z kozłowaniem, doskonaliłam triki i co raz rzucałam do kosza z różnych pozycji, a każdy rzut lądował w samym środku obręczy. Działałam jak natchniona, w pełni skupiona tylko na swoich rękach i nogach. Nawet nie zauważyłam, że hala zaczęła się zapełniać, a na boisko w końcu schodziły się pozostałe zawodniczki.

Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, na co aż podskoczyłam wystraszona, bo ktoś znienacka wyrwał mnie z głębokiego transu. Odwróciłam się i spojrzałam w oczy trenerowi.

– Blanka, wyluzuj. Nie musisz niczego udowadniać – powiedział spokojnym głosem, a ja próbowałam wyregulować oddech, bo od zwariowanej szarży dostałam zadyszki.

– Niczego nie udowadniam – odparłam dumnie. – W końcu gram i jestem sobą – odpowiedziałam z determinacją i pognałam do drużyny, by ustawić się do rozgrzewki.

Po dziesięciu minutach sędzia postawił obie drużyny w gotowość. Ustawiłyśmy się w kole i czekałyśmy na wyrzut piłki. Gdy rozległ się pierwszy gwizdek tego meczu, jak na sprężynach wybiłam do góry i posłałam piłkę prosto w dłonie Irki. Dziewczyna ruszyła błyskawicznie w stronę kosza i zaczęła rozgrywać akcję, której zwieńczenie zalazło się w moich rękach. Nawet nie spostrzegłam kiedy wbiegłam pod kosz, wyminęłam obronę i z dwutaktu trafiłam prosto w środek obręczy.

I tak wyglądało już do końca meczu.

Nikt nie był w stanie mnie zatrzymać. Pokłady mojej energii były nie do wyczerpania. Biegałam od jednej krawędzi do drugiej bez zwalniania tempa. Byłam w każdym istotnym miejscu, gdzie wymagała tego dana sytuacja. Trafiony kosz za koszem i w rezultacie pobiłam swój rekord, i mecz zakończyłam z liczbą czterdziestu ośmiu punktów.

W szatni endorfiny uwalniały się ze wszystkich dziewczyn. Były słyszalne w podniesionych głosach, podekscytowanych śmiechach i roziskrzonych oczach. Cała drużyna zyskała na moim natchnieniu. Siła i zaangażowanie kapitana są kluczowe dla postawy wszystkich zawodniczek. Gdy kapitan walczy do utraty tchu, drużyna staje do walki równie bojowo nakręcona.

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now