Rozdział 31 ''Dziękuję, że jesteś''

310 50 253
                                    

Niedziela znów napawała mnie ekscytacją. W południe grałyśmy mecz ligowy, a później miałam zaplanowaną schadzkę z Arielem. Szkoda, że nie istniało urządzenie do przewijania czasu, bo skorzystałabym z przyspieszenia i znalazłabym się już z zegarkiem w dłoni, wskazującym piętnastą. Ale niestety do tego czasu, było jeszcze kilka długich godzin. Nie wiedziałam, jak zdołam skupić się na meczu, wiedząc, że gdzieś na trybunach czai się on. Dopinguje i nie spuszcza z oczu.

Gdy w myślach odtwarzałam scenę z samochodu, na przemian czułam wstyd i rodzące się pożądanie. Wiedziałam, że gdybym miała możliwość i znów znalazłabym się na jego kolanach, bez wahania powtórzyłabym nasze pieszczoty, a nawet posunęła się nieco dalej.

Jego dotyk przynosił jednocześnie ukojenie i rozpalał. Był delikatny, a zarazem dominujący, przejmował kontrolę nad moimi zmysłami i rządził się w całym ciele. Trafiał prosto w zranione serce, godził traumę w myślach i łechtał intymne zakamarki. Był najprzyjemniejszym doznaniem, z jakim miałam styczność w życiu.

Żeby ochłonąć przed meczem i chociaż trochę pozbierać myśli, postanowiłam wziąć zimny prysznic, bo taka rozdygotana i rozmarzona nie byłabym w stanie skupić się na grze. Zimna woda postawiła mnie na nogi i punkt trzynasta stałam w pełni gotowa na środkowej linii boiska. Wzrok skupiłam całkowicie na piłce, nie błądziłam po trybunach, bo wiedziałam, że gdy spotkam się z atłasowymi tęczówkami już nic innego nie dojrzę.

Sędzia nie zwlekał i gwizdnął przeciągle. Oderwałam stopy od parkietu i dłonią trafiłam prosto w piłkę, którą posłałam od razu w ręce Irki.

Gra się rozpoczęła, a rozpędzonej maszyny, jaką dzisiaj była nasza drużyna nic nie było w stanie zatrzymać. Piłka lądowała raz za razem do kosza, a przeciwniczki nie miały najmniejszych szans, by zareagować na nasz drużynowy rozmach. Grałyśmy ustalone sekwencje tak precyzyjnie, że żadna z nas nie popełniła nawet jednego faulu. Zresztą nie miałyśmy kiedy ich robić, bo nieustannie grałyśmy w ataku, to obrona przeciwników miała ogromne kłopoty, bo biegała między nami zagubiona i z frustracji wykonywała błędne zagrania.

Rozpierała mnie radość, czysta euforia ze względu na to w jakim miejscu się znalazłam, na boisku, które kochałam całym sercem i pod czujnym wzrokiem wyjątkowego chłopaka, który śledził moje ruchy z trybun. Sama świadomość, że obserwował mnie i dopingował, ładowała baterie oraz dodawała niewidzialnych skrzydeł.

Mecz zakończył się rewelacyjnym wynikiem. A miażdżąca różnica w punktach wpisała się na karty historii chełmskiej koszykówki.

Motywująca pogadanka trenera w szatni dłużyła się uciążliwie, każde jego słowo wpadało mi do głowy jednym uchem i od razu przelatywało drugim na zewnątrz. Nic się nie liczyło, wyłącznie wiadomość Ariela, którą odczytałam, gdy tylko mogłam sięgnąć po telefon.

Czarnykot: Czekam na parkingu. Pośpiesz się, bo tęsknie.

Moje serce drgało jakby skakało na trampolinie, coraz wyżej i coraz szybciej. Coraz bardziej do niego i tylko dla niego. Te dwa minione dni przemieniły moją fascynację w obsesyjne uczucie, bo pragnęłam już tylko jednego, aby być przy nim. W jego mocnych ramionach, słuchać jego ochrypłego głosu przesiąkniętego nutką kpiny, rozkoszować się wyjątkowym zapachem i wpatrywać się bez końca w najpiękniejsze oczy jakie świat stworzył.

Do szatni pognałam jak struś pędziwiatr. Dzisiaj również bez problemu wymiksowałam się ze spotkania z przyjaciółkami, zasłaniając się spacerem z Preto oraz niekłamanym zmęczeniem. Dziewczyny tylko pokiwały głowami w zrozumieniu i nie drążyły tematu, choć mogłabym przysiąść, że Irka spojrzała na mnie przez sekundę zbyt podejrzliwie, ale nie dałam jej czasu na dociekanie, bo wybiegłam ekspresowo na korytarz.

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now