Rozdział 34 ''Nigdy nie jest za późno na pomoc''

190 45 121
                                    

Irka oczywiście się myliła.

Ariel nie zjawił się w szkole ani we wtorek, ani w środę. Przez dwa dni nie dał też znaku życia. Już nie wiedziałam co czułam. Mojej boleści nie dało się opisać żadnymi słowami. Na nic zdawały się próby wsparcia przez przyjaciół, słowa pocieszenia cioci, czy nawet otwarte rozmowy z rodzicami, którzy nareszcie zainteresowali się moim losem. Nic nie miało znaczenia, bo w moim życiu odczuwalna była tylko pustka, którą zapełnić mogła wyłącznie jedna osoba.

Powoli wyczerpywały nam się pomysły, jak można było zakończyć mój koszmar. Nieodczytane smsy, nieodebrane połączenia nie przynosiły żadnych odpowiedzi. Próby wyciągnięcia informacji od siostry Ariela także spełzły na niczym. Amanda stanęła po stronie brata i oświadczyła jasno, że nie będzie się wtrącała skoro on sobie tego nie życzył. Wachlarz możliwości zwężał się w zastraszającym tempie, aż pozostała ostatnia rzecz do zrobienia, a że byłam już zdesperowana, nie wahałam się ani przez chwilę. A o pomoc w realizacji poprosiłam Patryka.

Chłopak przyjechał po mnie rano w czwartek i zamiast wybrać się do szkoły, pojechaliśmy na obrzeża miasta. Pod dom Ariela. Skoro nic innego nie przyniosło pozytywnych skutków, zostało mi warować pod płotem w nadziei, że może tutaj uda się go złapać. Nie oczekiwałam, że mnie zrozumie, wybaczy i rzuci mi się w ramiona. Chciałam tylko przeprosić i wytłumaczyć swoje zachowanie. Bo ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam na świecie było zadanie mu przykrości.

Niestety na miejscu również spotkałam się ze ścianą nie do przebicia. Płot był zbyt wysoki i bez żadnych występów, dzięki którym mogłabym się wspiąć i przeskoczyć na drugą stronę. Domofon albo nie działał albo był ignorowany albo w środku rzeczywiście nikogo nie było.

Zrezygnowana wróciłam do auta i zaczęłam chuchać w skostniałe dłonie. Zima znów przypomniała o sobie i po ostatniej ulewie od dwóch dni raczyła nas minusową temperaturą oraz obfitymi opadami śniegu.

– Wracamy? Zmarzłaś, mi też jest zimno – Patryk zaproponował ostrożnie, ale ja pokręciłam w milczeniu głową. Nie zamierzałam się ruszać, jeśli chciał to mógł sam jechać, ja będę czekała tutaj choćby do nocy. – Blanka, siedzimy tutaj już cztery godziny, w domu nikogo nie ma, gdyby ktoś był na pewno by już zareagował na twoje dobijanie się. Nawet Ariel, by tego nie wytrzymał.

Wzmianka o nim i wypowiedziane na głos imię, natychmiast zacisnęło mocniej mój żołądek, który i tak już od trzech dni nie odpuszczał. Brzuch bolał mnie z nerwów niemal cały dzień. Towarzyszył mi, gdy kładłam się spać, zakłócał sen i witał rankiem wraz ze świtem.

– Ja zostaję, jak chcesz to jedź – odpowiedziałam szorstko, jakby chłopak w czymkolwiek zawinił.

Zdawałam sobie sprawę, że nie powinnam tak traktować przyjaciół, bo naprawdę wszyscy stawali na głowie, aby pomóc. Nie spodziewałam się, że staną za mną takim murem, zwłaszcza patrząc na te wszystkie tajemnice. Ale po raz kolejny pokazali, jak wiele dla nich znaczę i że najważniejsze są moje uczucia, a nie ich osobiste spostrzeżenia. Nie krytykowali, nie besztali, nie odradzali takiej drogi, tylko dzielnie wspierali. A ja głupia wszystko przed nimi ukrywałam. Wystarczyło zaufać, podzielić się swoimi rozterkami, a cała ta akcja nie miałaby teraz miejsca. Wiedziałam, że zaakceptowaliby Ariela ze względu na mnie, bo dla nich liczyło się tylko moje szczęście.

– Zostanę – westchnął Patryk i poprawił swoją pozycję w fotelu. – Ale, jeśli za godzinę nic się nie wydarzy, jedziemy na obiad. Najwyżej wrócimy o szesnastej, może wtedy jego rodzice kończą pracę i ktoś przyjedzie – zaproponował rozsądnie, więc przytaknęłam głową w zgodzie. – Wiesz, że on koniec końców wróci? Będzie musiał. Więc naprawdę, to nie ma znaczenia, czy porozmawiasz z nim dzisiaj czy za tydzień. Może nawet lepiej jak ochłonie... – spekulował na głos.

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now