Rozdział 12 ''Zauroczenie się leczy?''

284 44 263
                                    

Przez weekend odpoczęłam i zdawało się, że nabrałam sił na kolejny tydzień w szkole. Chodziłam do niej z coraz większym trudem, ponieważ musiałam walczyć ze zdradzieckim ciałem, jego odruchami i szalejącym sercem. A teraz wszystko potęgował zachwyt Irki, nad jej nowym obiektem westchnień. Przemek już bezapelacyjnie poszedł w odstawkę, jakby nigdy nie istniał i liczył się tylko Ariel.

Nieustannie słuchałam wywodów na temat jego muskularnej sylwetki, niskiego głosu, kuszącego uśmiechu. Nawet zdążyłam usłyszeć gdybanie, jakie to mieliby piękne dzieci z bujnymi czarnymi włosami po rodzicach! Jeden wielki absurd!

Na szczęście, moja przyjaciółka miała bardzo wysoką częstotliwość zakochiwania się i odkochiwania, więc liczyłam po cichu, że tym razem również tak będzie. Ale do licha! Przecież powinnam się cieszyć, że chciała zająć się Arielem, dzięki czemu odwróciłaby jego uwagę od mojej osoby! Nareszcie byłabym wolna i mogłabym swobodniej oddychać.

Niestety w rzeczywistości byłam o nią potwornie zazdrosna! Na samą myśl, że między nimi miałoby się rozwinąć uczucie, albo co gorsza tylko namiętne zbliżenie, dostawałam szewskiej pasji.

We wtorek rano, przed samym wyjściem do szkoły pokłóciłam się z rodzicami. Byłam permanentnie znerwicowana, więc wystarczyła byle błahostka, by wytrącić mnie z równowagi. W efekcie, z domu wyszłam trzaskając drzwiami. Postanowiłam pojechać do szkoły autobusem. Nawet pogoda musiała dopiec, bo tuż przed placówką urwała się chmura i dopadł mnie ulewny deszcz.

Dynamiczny sprint i pikowany bezrękawnik nie były w stanie od niego uchronić. Moje włosy ociekały wodą, jakbym wyszła przed chwilą spod prysznica. Ubraniem się nie martwiłam, bo miałam ze sobą dres na zmianę na późniejszy trening. Ale włosów nie miałam jak wysuszyć, ciążyły przemoczone i ciągnęły skórę na głowie.

Do szkoły dobiegłam po dzwonku, więc korytarze świeciły pustkami. By nadrobić czas, postanowiłam, że nie pójdę do łazienki, tylko przebiorę się w szatni, a potem pobiegnę prosto na matematykę.

Z trudem ściągnęłam z siebie przemoczone spodnie, materiał przykleił się nieprzyjemnie do nóg i przyprawiał o zimne dreszcze. Już wsuwałam na siebie cieplutkie dresy, gdy usłyszałam za plecami:

– Kurwa, myszko masz najpiękniejszy tyłek, jaki w życiu widziałem.

Omal nie dostałam zawału, gdy do moich uszu doszedł ochrypnięty głos. W jednej chwili mnie zamurowało, zabrało oddech i stałam sztywno jak sparaliżowana po ugryzieniu jadowitego pająka. Zamiast wsunąć do końca spodnie, utknęłam w połowie drogi i nie byłam w stanie się ruszyć. Dopiero krok, jaki Ariel wykonał w moją stronę, zdołał mnie wyrwać ze szponów hipnozy i nim chłopak przystanął niemal na mnie, zdążyłam wsunąć dresy na pupę.

– Odwal się! – sapnęłam w obronie i spiorunowałam chłopaka wściekłym spojrzeniem, ale Ariel tylko uśmiechnął się cwaniacko. Miałam wrażenie, że zawstydzanie mnie sprawiało mu ogromną przyjemność. Może był chory psychicznie skoro lubił się znęcać nad ludźmi?

– Przecież, to był tylko komplement – stwierdził z miną niewiniątka.

Zrobiłam krok do tyłu i próbowałam znaleźć drogę ucieczki, ale Ariel nadal stał twardo, zagradzając ciałem całe przejście. Szkolna szatnia była wąską klitką, która ledwie mieściła kilka osób. A nasza dwójka, to był zdecydowanie tłok.

Kontrast, jaki się między nami wytworzył raził tęczówki. Ariel był ubrany cały na czarno, a ja stałam w śnieżnobiałym komplecie dresowym. W szatni panował przytłumiony mrok, bo w głąb pomieszczenia, w którym staliśmy docierało tylko liche światło z korytarza.

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz