Rozdział 29 ''Gorszy dzień''

319 51 209
                                    

Drugi tydzień ferii, to był istny koszmar. Ariel nadal się nie odezwał, nawet nie odczytał wiadomości, przez co targały mną przeróżne emocje, od złości, rozgoryczenia po autentyczny strach, że coś mu się stało. O koncentracji mogłam pomarzyć, więc przez pięć dni byłam bezużyteczną częścią drużyny, o nauce nawet nie wspominając.

Jak na złość w czwartek po kolejnym nerwowym treningu, gdzie piłka wcale nie słuchała się moich dłoni i potykałam się o własne nogi, trener znowu wezwał mnie na pogadankę. Przejęty wypytywał, co się ze mną działo, upewniał się czy miałam siłę na kontynuowanie obozu. Bardzo się zmartwił, że to może jego wina, że przesadził z tempem i nie nadążałam, bo byłam przemęczona. Zapewniałam go, że nie to było przyczyną, ale nie zamierzałam obnażać się przed nim z miłosnych problemów.

Ku mojemu przerażeniu wyszedł nawet z propozycją, żebym nie wychodziła na boisko w pierwszym składzie w jutrzejszym meczu. Nie mogłam do tego dopuścić. To była bardzo istotna rozgrywka z naszymi największymi rywalkami i musiałyśmy się wspiąć na wyżyny.

Skąd mogłam wiedzieć, że miał w zupełności rację?

W piątek nic nie zagrało tak jak powinno. Z przejęcia nie mogłam zjeść śniadania, rodzice nie mogli mnie podwieźć, więc musiałam dojechać autobusem, przez co niemal się spóźniłam. W dodatku buty uwierały nieznośnie, jakby ktoś w nie nasypał igliwia, strój drażnił skórę i dziwnie elektryzował się do nóg, krępując moje ruchy. Już na rozgrzewce piłka mi nie siedziała i nie łapałam jej w tempo, co tylko potęgowało moją frustrację.

Gdy po raz kolejny nie trafiłam do kosza, trener odsunął mnie dyskretnie na bok i szepnął do ucha:

– Blanka, odpuść sobie dzisiaj. Oboje widzimy, że to nie jest twój dzień – zaproponował łagodnie.

– W życiu się nie poddam – syknęłam i wypiłam do końca butelkę izotoniku. Musiałam wspomóc organizm i naładować go dodatkowymi węglowodanami i elektrolitami. Nie potrafiłam czerpać energii z kosmosu, więc szukałam innych rozwiązań.

Trener westchnął, pokręcił tylko głową i poklepał mnie po plecach pocieszająco.

– Pamiętaj, że każdy ma prawo mieć gorszy okres. Nigdy nie wątp w siebie za słabszy mecz. Dam ci dzisiaj szansę, bo widzę, że ci bardzo zależy – odparł smutnym głosem i się oddalił. Nawet on już chyba we mnie nie wierzył.

Rozbrzmiał gwizdek, a moje buty ważyły co najmniej tonę, bo nie byłam w stanie mocno się odbić i wyskoczyć wysoko w górę, tak jak zazwyczaj potrafiłam. W rezultacie akcja należała do przeciwników i praktycznie tak wyglądały całe pierwsze dwie kwarty. Gdyby nie dzisiejsza celność Irki, przegrywałybyśmy sromotnie, a tak traciłyśmy jedynie dziesięć punktów, które naprawdę były łatwe do nadrobienia.

W trakcie przerwy, przed zamianą boisk, zebrałyśmy się w ciasnym kręgu przy ławkach dla rezerwowych. Trener trzymał w dłoni tablicę taktyczną i objaśniał kolejne zagrywki, a ja dyszałam jak stara lokomotywa, łapiąc ciężko każdy oddech, a co dopiero jego słowa. Mężczyzna rozrysowywał markerem kolejne akcje i tłumaczył jakie mamy przyjąć rozstawienie w strefie. Wiedziałam, że wybrał bezpieczną taktykę, bo obawiał się o skuteczność naszej obrony, więc działał zapobiegawczo.

Zmotywowane jego słowami, wybiegłyśmy na kolejne dziesięć minut, ale niestety choćbym nie wiem jak się gimnastykowała, nie mogłam się skupić. Nie było mnie na boisku, nie grałam w drużynie. A cholerna przyczyna całego mojego pogrążenia, od dwóch tygodni nie dawała znaków życia. Łapałam się nawet na tym, że zamiast skupiać się na meczu, zaczęłam szukać go na trybunach!

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now