Rozdział 11 ''Blanka, kogo wybierasz?''

319 46 229
                                    

Do domu Irki wpadłam jak byk na arenę. Rozwścieczona, rozgrzana do czerwoności i żądna odsieczy, z tym, że przeciwnik nadal pozostawał poza moim zasięgiem. Moje rogi były zbyt słabe, by zagrozić jego pozycji. Byłam już sfrustrowana całą tą niespodziewaną historią.

Czemuż on tak się na mnie uparł?! Miał za dużo wolnego czasu?! Nudził się, że musiał uprzykrzać mi życie?!

– Do jasnej, ciasnej! Blanka wyglądasz, jakbyś właśnie rozmyślała, czy kogoś zabić, czy jednak darować mu życie! Dziewczyno, co cię tak napompowało?! – zapytała Irka niby z rozbawieniem, ale widziałam, że przygląda się z niepokojem.

– Muszę ci powiedzieć, że to jest bardzo trafne pytanie – odparłam, cedząc gorzko słowa.

Ściągnęłam buty w korytarzu i ruszyłam za przyjaciółką na górę, prosto do jej pokoju. W którym już urzędowała Aśka. Koleżanka siedziała na podłodze otoczona dwiema miskami, jedną z popcornem, drugą z chipsami, a mi na sam widok poleciała ślinka.

Rzuciłam torbę w kąt, chwyciłam miskę z popcornem i walnęłam się na wielkie łóżko z różowym baldachimem. Za każdym razem, gdy wchodziło się do pokoju Irki, miało się wrażenie, że ląduje się w cukierkowym pokoju pięciolatki. Oprócz różowego łóżka, w tym samym kolorze były ściany i puszysty dywan na podłodze.

– Zamierzasz psuć nam wieczór swoimi humorkami, czy łaskawie się odezwiesz? – zapytała poirytowana Irka. – Znowu rodzice? – dopytywała i w zasadzie w ten sposób sama zapewniła mi skuteczny unik, nawet nie musiałam się wysilać, bo wystarczyło, że przytaknę.

– A jak myślisz? Oczywiście, że rodzice! Nawet nie pamiętali, że dzisiaj wychodzę, gdybym nie postanowiła się pożegnać, zapewne nie zorientowaliby się, że wyszłam z domu – sapnęłam. Niby, to miała być tylko udawana wymówka, jednak ziarenko prawdy w tym siedziało.

– Niedługo skończy się sezon, może trochę się opamiętają? – Asia zauważyła z nikłą nadzieją, a ja by uciec od jej markotnego spojrzenia, padłam na miękkie poduszki.

– Co z tego, że skończy się sezon weselny? Przecież zaczną się andrzejki, ostatki, sylwester, aż w końcu studniówki! To się nigdy nie kończy, polaczki zawsze znajdą dobry pretekst na zabawę – odparłam z przekąsem.

Powinnam się cieszyć, że moi rodzice odnosili sukcesy, a ich firma działała prężnie w całej okolicy, ale nie potrafiłam. Czułam, że przegrałam ten bój, więc wolałam ze wstydu się schować, niż publicznie przyznać do porażki na tym polu.

– Dobra, koniec smętów! Nie po to się spotkałyśmy! Blanka, lepiej opowiadaj, czy Patryczek nie odgryzł ci języka – dowcipkowała Irka i wklepywała z zapałem w policzki zieloną, aloesową maseczkę do twarzy.

– Całowaliście się, a ja to tym nie wiem?! – zbulwersowana Aśka rzuciła w moją stronę poduszką w kształcie serca, ale na szczęście spudłowała. Dobrze, że na meczach mogła pochwalić się lepszym celem. – Opowiadaj raz, dwa, cały przebieg randki! – rozkazała.

– Mówiłam w skrócie Irce, było spoko – powiedziałam bez większego entuzjazmu. Obojętność, jakoś tak sama przyszła bez zgody, jak wszystko co ostatnio mi się przytrafiało w życiu.

– Czyżby kłopoty w miodowym raju? Czar pana idealnego prysł? – dociekała czujnie Irka. A ja nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Przecież nie mogłam się przyznać, że coś innego zaprzątało mi głowę, a bardziej nieproszony ktoś.

– Sama nie wiem. Po prostu ostatnio mam same kłopoty – odparłam tajemniczo. Przymknęłam powieki zdołowana tym faktem i pomyślałam o moim największym kłopocie. Głupim sercu, które rwało się w nieodpowiednią stronę. Na zdradzieckim ciele, nad którym nie potrafiłam zapanować.

Niespodziewana zagrywka/ZAKOŃCZONEOnde histórias criam vida. Descubra agora