8.

958 34 9
                                    

  {......Sen......}

Było już ciemno choć dopiero była godzina 18. Temperatura na zewnątrz była nie do zniesienia, a mi właśnie spadła czapka, przez wiatr.

Schyliłam się po nią i kiedy już ją wzięłam to zobaczyłam pędzące auto w moją stronę. Jechało ono na chodniku, a ja zastygłam.

Nagle poczułam jak ktoś mnie popycha. Wylądowałam na śniegu obok, a dziewczyna, która mi wczoraj pomogła już prawie wylądowała obok mnie, lecz w tym momencie samochód uderzył w nią z prędkością około 200 kilometrów na  godzinę.

Odleciała kilka metrów dalej, a ja do niej odrazu podbiegłam. Żyła, ale ledwo. Kazałam komuś dzwonić po karetkę, a ja tamowałam krwawienie. Róża się odezwała i powiedziała ledwo słyszalnym słabym głosem.

- Nie żałuję, że cię uratowałam - mówiła to z tym swoim serdecznym, życzliwym, empatycznym, szczerym i pięknym uśmiechem. Zaraz po tych słowach jej funkcje życiowe się zatrzymały. Zaczełam jej robić masaż serca, a po dziesięciu minutach byli już ratownicy, którzy przejęli ją odemnie.
Niestety to nic nie dało, zmarła.

Potrem nastała ciemność. Widziałam siebie bawiącą z moim przyjacielem. Miałam wtedy siedem lat, a on osiem. Wtedy nie byłam jeszcze taka zimna, a ubierałam się na kolory, byłam empatyczną, miłą, pomocną dziewczynką, która kochała życie.
Wtedy jeszcze mieszkałam w Gdańsku.
Zobaczyłam, że brama wejściowa jest otwarta i namówiłam po piętnastu minutach Adama by wyjść. On nie chciał, ale dał się wkońcu namówić. Wyszliśmy i zaczęliśmy bawić się w berka. W pewnym momencie jakiś gościu podszedł do nas i złapał. Wtedy jeszcze nie potrafiłam się bronić, ale udało mi się go kopnąć w krocze, a on za to chciał mi wbić nóż w brzuch, ale Adam się mu wyrwał i to on został trafiony, prosto w serce. Mężczyzna uciekł, a ja wołałam pomocy. Nikt nie przyszedł.

Znów nastała ciemność, widziałam siebie jak miałam pięć lat i proszę mamę by posła mi kupić kabanosy z żabki, która była tuż obok naszego domu. Na dworze było już ciemno, bo było po dwudziestej pierwszej. Moja mama się zgodziła pod warunkiem, że zaopiekuję się maluchami i, że będę o nie dbała i strzegła jak oczka w głowie. Obiecała, że za chwilę wróci.
Nie wróciła. Rano zapukała policja i zobaczyła mnie, która robi dość nieumiejętnie mleczko dla Kath, która zaczęła płakać. Powiedziała mi, że moja mama zmarła.

Obudziłam się cała zalana potem, a następnie zaczełam mówić dość cicho, przynajmniej mi się tak zdawało. Przepraszam, przepraszam, przepraszam.

Po chwili do mojego pokoju wszedł Dylan i Tony. Niewiedzili, co się dzieje, więc Tony poszedł po Kathleen. Zdążyli już zauważyć, że wiemy wiele na swój temat.

Kathleen przyszła do mojego pokoju dość rozbudzona czyżby znowu nie mogła zasnąć i siedziała sobie poprostu na telefonie, oczywiście, że tak.

Dostałam ataku paniki, co prawda nie dużego, ale jednak. Po jakiś pięciu minutach uspokoiłam się.

Dylan i Tony patrzyli na mnie niezrozumiałe, a Kath widziałam, że była w szoku, bo nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Nie dziwne pierwszy raz coś takiego się stało. Nic nie mówiłam.

Dylan poszedł spać na fotelu w moim pokoju, Tony poszedł do siebie, a Kath leżała razem, że mną. Żadna z nas niezmrożyła oka. Około 6 poszłyśmy się ogarniać, bo dziś miał być nasz pierwszy dzień w szkole.

""'"''"''"'''"''""'"'"''""'""'

Taki dodatkowy rozdział dzisiaj😁
Wpodziekowaniu za 800 wyświetleń ♥️
Jak się podoba?
Jak macie jakieś pomysły, uwagi lub pytania to piszcie śmiało😁

Miłego dnia, wieczoru lub nocy 😘

~Elfka Alija

Najmłodsza Monet || Rodzina Monet Where stories live. Discover now