Rozdział 7.

9.3K 991 36
                                    

- Nick... Zabrali go do innego ośrodka. Doznał wielu obrażeń i obawialiśmy się, że nie przeżyje. W laboratorium doszło do sabotażu. Podali wam o wiele więcej adrenaliny niż organizm może znieść.
Odetchnęłam z ulgą. Poczułam, jakby całe zło tego świata zniknęło. Ważne było tylko to, że Nick żyje. Łzy popłynęły po mojej twarzy. Dzięki temu część mojej duszy mogła funkcjonować. Wystarczyło potwierdzenie, że on żyje.
- Kiedy będę mogła go zobaczyć? - zapytałam, ocierając policzki.
Harriet odwróciła wzrok. Coś było na rzeczy i znów zaczęłam się martwić.
- I ta najtrudniejsza część... – szepnęła do siebie. - Raven, on tu nie wróci. Żyje, ale tylko jego część. Pozostała tylko zwierzęca forma. Człowieczeństwo w nim zginęło.
- Co? - zapytałam łamiącym się głosem. Znów świat legł mi w gruzach. Skoro zostało zwierzę, to Nick...
Nadzieja powinna być ostatnim, tym najważniejszym fragmentem ludzkiego życia – powinna nadawać mu sens, jednak to przez nią się załamałam. Gdyby nie nadzieja, że Nick żyje, nie cierpiałabym tak bardzo. Choć nie chciałam tego przyznać, czułam to od początku. Czułam jego brak, jakby wyszarpnięto mi kawałek serca i próbowano zagłuszyć ból lekami.
Histeria - to chyba odpowiednie określenie, mojego stanu. Krzyczałam przez łzy. Zaciskałam palce na włosach i oddawałam się rozpaczy. To jak rozbite szkło. Próbowałam je zebrać, ale jedynie kaleczyłam dłonie. Tak samo próbowałam pozbierać resztki radości i miłości, jakie mi pozostały, ale na próżno.
Płakałam tak długo, aż zasnęłam. Pod koniec tego przedstawienia, które w jakiś sposób pozwalało mi pogodzić się ze stratą, wzniosłam wokół siebie mur. Obiecałam, że już do nikogo się nie zbliżę. Człowiek przyzwyczaja się do jakieś osoby, a nagle ona znika, a tobie pozostaje jedynie cierpienie i tęsknota. Nie mogłam pozwolić, żeby to się powtórzyło.

~•~

- Raven! Boże, tak się bałam! Nigdy więcej mi tego nie rób! - lamentowała przez łzy Mia. Zacisnęła palce na mojej koszulce, mocno mnie obejmując. Wysiliłam się na pokrzepiający uśmiech i odwzajemniłam uścisk. - Gdzie Nick? - zapytała, a jedna niechciana łza spłynęła po mojej twarzy.
- On... - zaczęłam, ale głos mi się załamał. Zacisnęłam wargi. Byłam zbyt dumna na płacz przy niej.
- Nie, Raven! To nie prawda! - szeptała gorączkowo i powoli odsuwała się ode mnie.
- Przykro mi - powiedziałam, zaciskając pięści. Nagle coś do mnie dotarło. To ja go kochałam! To ja spędzałam noce w jego ramionach! To ja słuchałam, jak mruczał czułe słówka! To o mnie martwił się jak o siebie samego! To on znał prawdziwą mnie! Jakim prawem to ja pocieszałam Mię?! Ja powinnam się załamać, nie ona!
- To nie możliwe... Przecież Nick... On nie dałby się zabić. Przecież on był taki miły... - szeptała, chowając twarz w dłoniach.
- Jak możesz tak mówić?! - ryknęłam, łapiąc ją za ramiona. - Nie kochałaś go tak jak ja! On nic dla ciebie nie znaczył!
- Co? - wyjąkała, patrząc na mnie z przerażeniem. Po jej skórze płynęła krew, plamiąc moje dłonie. Zwolniłam uścisk, a ona wyszarpnęła się i uciekła.
Jeszcze przez chwilę stałam pośród pustych stolików, patrząc na ręce, na szkarłatną ciecz. Ruszyłam biegiem do swojego pokoju. Roztrzęsiona przesunęłam kartę na czytniku i zamknęłam się w moim azylu, jednak kiedy spojrzałam na łóżko, nie mogłam powstrzymać łez. To tu przeżyłam swój pierwszy raz i dziesiątki kolejnych, kiedy Nick przechodził przez okienko.
Dopadłam do okna, czując nadchodzący atak paniki. Kiedy wiatr owiał moją rozgrzaną skórę, odetchnęłam głęboko i uspokoiłam się. Spojrzałam na niebo, które powoli pokrywało się gwiazdami. Wspomniałam jedną z rozmów z Nickiem. Wtedy wyjaśnił mi tak wiele...
- Piękne, co? - zapytałam, patrząc na spektakl kolorów na nocnym niebie.
- Wiem... - mruknął Nick, obejmując mnie ramieniem. - Po śmierci rodziców Nina, moja starsza siostra powiedziała mi, że nasi rodzice tam są. Przynajmniej ich ludzka strona. Kiedy opuszcza ciało, osiada na nieboskłonie jako gwiazda. Obserwuje i wspiera swoich bliskich - powiedział cicho, patrząc w niebo. Jednak nie mówił tego ze smutkiem. To była raczej... zwykła tęsknota.
- A zwierzęca strona? - zapytałam, spoglądając w jego srebrne tęczówki. Uśmiechnął się lekko, ale to był ten uśmiech, który nie sięgał oczu.
- Przybiera kształt zwierzęcia, które było najbardziej zżyte ze zmiennym.
- Uwierzyłeś jej?
- Miałem dziewięć lat! - Zaśmiał się lekko. - Tak i wierzę do tej pory.
Wspominając tą noc, uśmiechnęłam się. Nasze kultury nie są takie różne.
- Nick? - szepnęłam, zwracając się do najjaśniejszej z gwiazd. - Wyzwolę Obiekty. Wszyscy będziemy wolni. Zrobię to dla ciebie.
Zaczęłam rozmyślać o Chrisie. Zaopiekował się mną, nie oczekując niczego w zamian. Tak samo ja zrobiłam z Nickiem. Kiedy przyjechał do ZOO, trzymał się z dala od innych. Aż w końcu usiadłam obok niego na stołówce i po prostu zjadłam śniadanie. Koniec końców zaczęliśmy rozmawiać i poczułam jakąś więź, nić porozumienia między nami. Byłam dla niego Chrisem, a on był małą Raven. Co z tego, że miałam szesnaście lat, a Nick był o rok starszy. To ja się nim opiekowałam.

~•~

- Słyszałem o Nicku - szepnął Scott, obejmując mnie ramieniem.
- Nie chcę twojej litości - powiedziałam stanowczo i wyrwałam mu się. - Nie jestem słaba.
Wzięłam miskę z sałatką i poszłam do stolika, a kiedy spojrzałam na puste miejsce Nicka, poczułam ukłucie bólu.
- Co teraz zrobimy? - szepnęła Marisa. - Nie mamy dwóch kluczowych osób!
No tak. Ucieczka.
- Znajdziemy kogoś nowego, a z pomocą Harriet mamy większe szanse - odpowiedziałam beznamiętnie. - Scott nam pomoże - dodałam.
- W czym pomogę? - dopytywał, odsuwając krzesło. Krzesło Nicka. Nieświadomie napięłam mięśnie, a chłopak, widząc moją reakcję, usiadł obok.
- Brak nam kluczowych osób przy... - zaczęła Marisa i spojrzała na mnie z dziwną nutą w oczach. - Jesteś pewna, że możemy mu ufać?
- A mi ufasz?
Ochoczo skinęła głową.
- To jemu też możesz.
Marisa zrobiła się dziwna. Już nie przystawiała się do Scotta przy każdej możliwej okazji, co włączyło alarm w mojej głowie.
Co zrobiłaś? - To pytanie cisnęło mi się na usta, ale zamiast tego zapytałam:
- Gdzie Mia?
Moi towarzysze wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a po chwili dziewczyna skinęła głową.
- Widzisz... - zaczął Scott, łapiąc mnie za rękę,
- Jak jest źle? - zapytałam, szykując się na najgorsze.
- Od wczoraj mnie unika, ale wcześniej powiedziała, cytuję: "Ja mam dość. Nie będę więcej ryzykować." - wyjaśniła Marisa.
- Słuchaj - zaczęłam niepewna tego, co właśnie zamierzałam powiedzieć. - Jeśli do soboty nie zmieni zdania, przejmiesz jej moce. Wiem, że możesz to zrobić.
Spojrzała na mnie przerażona, a jej warga lekko zadrżała.
- Ale ja nie mogę jej tu zostawić! - szepnęła gorączkowo.
- Nikt tu nie zostanie - powiedziałam poważnie, lustrując nasz stolik. Grupa, która dotychczas składała się z pięciu osób, straciła troje, a zyskała jednego. To dla nich. Dla Chrisa i Nicka. - Mam nowy plan, a gdy będzie po wszystkim, ZOO przestanie istnieć.

ZOO - ostatni ObiektWhere stories live. Discover now