Rozdział 53.

3.8K 500 75
                                    

Raven

Przez ciemność spowijającą mój umysł powoli przebijały się zniekształcone bodźce. Pod plecami czułam coś twardego i potwornie zimnego. Chłodny wiatr otulał moją twarz, boleśnie szczypiąc skórę. Po całym ciele rozchodziły się nieprzyjemne dreszcze. Dopiero po paru minutach byłam w stanie otworzyć oczy. Zamrugałam kilka razy, odpędzając mgłę, która zasłaniała mi obraz. Nad sobą zobaczyłam jasny sufit pokryty licznymi dziurami i szramami. Krzywiąc się z bólu obróciłam głowę w prawo, potem w lewo. Wszędzie był lód.
- Jak się spało?
Zamarłam, a moje serce zaczęło walić z przerażenia, jednak mimo nagłego skoku adrenaliny, wciąż drżałam z zimna.
- Czego ode mnie chcesz? – wykrztusiłam zachrypniętym głosem.
- Powinnaś to już wiedzieć, a może nie jesteś taka bystra?
Z trudem podciągnęłam się do pozycji siedzącej. Zmarznięte kończyny nie ułatwiały mi tego zadania. Obróciłam się w stronę tak doskonale znanego mi głosu pełnego pogardy dla świata i wszystkich istot. Nie pomyliłam się, co do jego właściciela.
- Dlaczego po prostu mnie nie zabijesz? – zapytałam w nagłym przypływie odwagi.
- Kochana, to nie takie proste. Potrzebuję twojej energii, ale nie mogę tak po prostu jej sobie zabrać – powiedział, przeciągając niektóre litery, przez co głośno przełknęłam ślinę. – „Eucerien żadnej władzy nad nią mieć nie będzie, a jej siła tylko za jej zgodą może być zabrana”, uwierz, nie jest mi to na rękę.
- Nie ja jestem dragonką z przepowiedni. Mylisz się – warknęłam, mierząc spojrzeniem jego potężną sylwetkę. Mógł wybrać dowolną postać, a zmienił się właśnie w Billa. Jeśli chciał mnie przestraszyć, cóż, udało mu się.
Eucerien zaśmiał się, podchodząc bliżej mnie. Gdy między nami pozostał może dwa kroki, przykucnął, przyglądając mi się.
- Nie zapominaj, że jesteśmy połączeni. Wyczuwam twoją moc. – Znów się zaśmiał. – Ale ty wciąż nie wierzysz.
Odwróciłam wzrok od jego brązowych oczu. Nie byłam w stanie na niego spojrzeć, nie po tym, co zrobił.
- Po co to wszystko? – zapytałam, patrząc w podłogę skutą lodem. – Po co byłeś w ośrodku? Dlaczego udawałeś Nicka? Dlaczego tak bardzo chciałeś spieprzyć mi życie?!
Z każdym kolejnym słowem nabierałam odwagi, nakręcając wściekłość, która wreszcie zajęła miejsce strachu. Jeśli to prawda, jeśli rzeczywiście byłam córką Priama, mogłam go pokonać i raz na zawsze zniszczyć. A jeśli nie? To Eucerien zabije mnie, a wraz ze mną zginie Carter. Albo my, albo miliardy ludzi na całym świecie.
Rzuciłam się na niego, wysuwając szpony. Brakowało jedynie milimetrów, bym sięgnęła jego twarzy, jednak coś szarpnęło mnie do tyłu. W akompaniamencie pogardliwego śmiechu uderzyłam plecami o podłogę. Uniosłam dłonie do pulsującej bólem czaszki i usłyszałam zgrzyt metalu. Na moich nadgarstkach zaciskały się bransolety kajdan, a łańcuch został przymocowany do ściany tuż za mną. Jak to możliwe, że wcześniej ich nie poczułam?
- Nabrałaś odwagi czy może nagle uwierzyłaś? – zadrwił.
Nie odpowiedziałam. Mój zapał ostygł, sprawiając, że chłód stał się jeszcze bardziej uciążliwy. Bill wstał i cofnął się parę kroków, jakby chciał zaprezentować mi swoją sylwetkę w całej okazałości.
- Powinnaś pośpieszyć się z decyzją – podjął. – Pewne zjednoczone Klany szykują się do starcia, a ja, cóż, mogę je powstrzymać. Dzięki tobie nie dojdzie do masakry na szeroką skalę.
- Jeśli się zgodzę zniszczysz więcej niż dwa Klany – wyszeptałam, podciągając się do siadu. – Nie mogę na to pozwolić.
Na jego twarzy pojawiło się szczere zaskoczenie, jednak szybko naprawił swój błąd, przybierając maskę rozbawienia i pewności siebie.
- Zmienisz zdanie, kiedy zimno da ci popalić – powiedział i znów zbliżył się do mnie. – Któreś z nas musi wygrać, a coś mi się zdaje, że to będę ja.
Zacisnęłam powieki, kiedy poczułam jego oddech tuż przy twarzy. U odpowiedzi usłyszałam śmiech i kilka oddalających się kroków.
- Zaczekaj – szepnęłam. Właściwie to nie wiedziałam, dlaczego tak zareagowałam. Moja ciekawość pragnęła wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Eucerien był pewien swojej wygranej, miałam spore szanse na to, że zwyczajnie wszystko mi powie.
- Tak szybko się poddajesz? Jesteś żałosna.
Przez chwilę żadne z nas nic więcej nie powiedziało. Cisza była wręcz przytłaczająca. W końcu nabrałam powietrza, by nawtykać mu wszystko, co przychodziło mi na język. Nie miałam nic do stracenia.
- W każdym jego dotyku czułam twoje ręce. Zniszczyłeś mnie – warknęłam.
- Ach, wracasz do zamierzchłych czasów... – Zaśmiał się. – Muszę cię rozczarować. Twoja pamięć zawodzi...
- O czym ty mówisz? – zdziwiłam się, marszcząc brwi.
Obdarzył mnie kolejnym uśmiechem i odszedł. Zostawił samą na pastwę przenikliwego zimna. Kiedy nie miałam na czym skupić myśli, moim ciałem zawładnęło zmęczenie. Walczyłam tak długo, jak tylko mogłam, jednak bez skutku. Odpłynęłam ze wspomnieniem twarzy Cartera w wyobraźni i nieznacznym uśmiechem na ustach.

ZOO - ostatni Obiektजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें