Rozdział 43.

6.2K 671 66
                                    

Wszystkie mięśnie miał naprężone do granic możliwości, chociaż twarz pozostawała bez wyrazu. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Jeszcze nigdy nie był tak wściekły...
- Wszyscy wyjść - zażądał opanowanym głosem, któremu przeczyło czerwone oko.
Doradcy pośpiesznie wybiegli z sali. Nikt nie jest tak głupi, żeby stać twarzą w twarz z wściekłym dragonem, tym bardziej, że jest to mój ojciec. Potrafi doskonale panować nad emocjami, jednak kiedy już je uwolni, rozpętuje się burza.
Sala Kryształowa pozostała pusta. Jedynie Carter stanął obok mnie, a tata przytrzymywał skrzydło drzwi.
- Chcę zostać z córką - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Zostanę z... - zaczął, jednak przerwałam mu.
- Posłuchaj go - szepnęłam, nawet na niego nie patrząc.
- Raven, chcę przy tym być - odparł niezniechęcony.
- Powiedziałem, że masz wyjść! - podniósł głos ojciec.
Kątem oka zobaczyłam, jak Carter wzdrygnął się, po czym głośno wypuścił powietrze i opuścił salę. Nie mógł się powstrzymać od szturchnięcia ramieniem taty, który, o dziwo, nie zareagował. Zatrzasnął drzwi i ruszył w moim kierunku. Wziął kilka głębszych wdechów, podczas których jego tęczówka odzyskała naturalny ciemny kolor.
- Zwołując spotkanie, podważyłaś mój autorytet - powiedział z dziwną nutą złości w głosie. - Jednak opanowując tą zgraję dorosłych dzieci z ADHD, wykazałaś się najlepszymi cechami, jakie musi posiadać prawdziwy przywódca. Słuchanie tego było muzyką dla moich uszu - dodał z taką dumą, że mimowolnie uśmiechnął się.
Spojrzał na mnie z troską, która pompowała moje ego. Czyli że to "opanowywanie złości" było przedstawieniem. Nie chciał okazywać pobłażliwości tylko dlatego, że jestem jego córką.
- Tato... - zaczęłam cicho. - Musiałeś wpaść na te pomysły - stwierdziłam, oczekując jego reakcji.
- Masz rację, myślałem o zawiązaniu sojuszy, jednak kiedy cię nie było, doradcy nie zgodziliby się na te działania, mimo że uważają inaczej. Łatwiej zrzucić winę na przywódcę. Obawiali się, że Loukan nas przejrzy. Możesz to sobie wyobrazić? - Zaśmiał się. - Dragony ognia nie chciały podjąć ryzyka!
Parsknęłam śmiechem. Tata miał rację. Powinniśmy być lekkomyślni, a tu proszę.
- To kiedy wylatujemy? - zapytałam.
- Jak to MY? - zdziwił się, lekko marszcząc brwi.
- Jestem twoją następczynią, drogi ojcze, więc mam obowiązek być z tobą podczas zawierania sojuszu - wygłosiłam podniosłym tonem, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu.
- Moja córeczka - szepnął w moje włosy, obejmując mnie silnymi ramionami. - Oczywiście, że ze mną polecisz.
- Dziękuję.
W dobrych nastrojach wyszliśmy z Sali Kryształowej, jednak zobaczywszy Cartera, tata znów stał się poważny. Patrzyli na siebie, jakby czekając, który pierwszy wykona jakikolwiek najdrobniejszy ruch. Szukali swoich słabości w ewentualnej walce.
Jakiś cichy głosik wewnątrz mnie namawiał do zaczęcia trudnej rozmowy na temat więzów krwi z Carterem, a inny chciał zjeść śniadanie w towarzystwie najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Nie to, że nie pragnęłam poznać prawdy, bo bardzo chciałam, jednak bardziej egoistyczna część mojego umysłu wolała dobrze spędzić czas, bez rozmyślań czy kłótni.
- Może pójdziemy coś zjeść? - zaproponowałam, zakłócając idealną równowagę ich małego wszechświata.
Tata otrząsnął się pierwszy. Objął mnie ramieniem, jakby jasno chciał zakomunikować, że Carter nie ma do mnie żadnych praw.
- Dobry pomysł - przytaknął i pociągnął mnie w głąb korytarza.
- Carter, idziesz? - zawołałam za nim.
Nagle rozpromieniał i dogonił nas w kilku krokach. Choć atmosfera nie była zbyt napięta, nikt nie odezwał się jednym słowem. W ciszy szliśmy szklanymi korytarzami oświetlanymi przez złote promienie słońca, które z trudem przebijały się przez warstwy piasku. Do jednej z największych sal dotarliśmy w niespełna minutę.
- Nie zdziw się, kiedy zobaczysz wnętrze - szepnął z rozbawieniem tata, otwierając drzwi do jadalni. Niemal od razu uderzyła mnie kakofonia dźwięków. Śmiechy, uderzenia sztućców o talerze... każdy chciał przekrzyczeć pozostałych. Z uśmiechem wspominałam kolacje w osadzie. Tak jak teraz zbieraliśmy się w jednym budynku, po prostu umilaliśmy sobie czas. To właśnie podczas takich spotkań opowiadane były legendy, historie o potężnych dragonach i innych stworzeniach. Mężczyźni popijali samogon, co niejednokrotnie kończyło się bójkami, kobiety miały okazje do założenia skąpych kreacji i przekazania najnowszych plotek.
Mimo ataku, który może zacząć się w każdej chwili, Klan znajdował czas na spotkanie podczas posiłku. To idelanie pokazuje, jak bardzo jesteśmy zżyci z Klanem. Szybko wpasowałam się we wszechobecny chaos i przeżyłam drobne zaskoczenie. Około trzystu dragonów siedziało przy drewnianych stołach. Już otwierałam usta, by zadać pytanie o oryginalne kryształowe meble, jednak tata uprzedził mnie z wyraźnym rozbawieniem.
- Ciężko opanować podpite dragony.
Otrząsnęłam się i ruszyłam do jednego z ustawionych w rzędy stołów. Zajęłam miejsce na długiej ławce i niemal od razu nałożyłam na talerz dobrze przypieczoną wołowinę. Carter usiadł po mojej lewej, a tata po prawej, po czym również sięgnęli po doskonałe jedzenie.
Po chwilowym szoku spowodowanym natłokiem dźwięków, wreszcie spojrzałam na postawnego mężczyznę, który skupiał na sobie wzrok niemal całej sali. Wexe wymachiwał rękoma i modulował głos, dając opowieści duszę. Nie zmienił się ani trochę. Długie brązowe włosy wciąż opadały mu na plecy i wyraźnie nie zamierzał ich czesać. Jedynym, co odróżniało go od większości dragonów na sali, była nutka szaleństwa w rozbieganych piwnych oczach.
- Patrzy na mnie tymi swoimi zdziczałym ślepiami i nagle jebs! - Zawiesił głos, chcąc dodać dramatyzmu. - Bydle rzuca się na mnie. Warczy, kłapie szczękami. Jak zwykle pokonałem bestię, pokrywa mnie blask chwały...
Ktoś parsknął drwiącym śmiechem, jednak Wexe nic sobie z tego nie robił.
- ...a w następnej sekundzie moja dłoń niknie w paszczy potwora. - Tu uniósł rękę, pokazując brak dwóch palców. - Cholera udławiła się nimi. Za to zyskałem piękny naszyjnik! - dodał z dumą wyciągając spod koszulki wisiorek z niemal wszystkimi śnieżnobiałymi zębami (rzekomo) piekielnego ogara, choć nawet ze sporej odległości widać, że należały do zdziczałego wilkołaka.
Dziewczyny westchnęły z uwielbieniem, jednak na pewno nie dla podziwu jego umiejętności, a dla urody.
- Módlcie się, żeby nie spotkać bestii z bagien... - zaczął kolejną opowieść, jednak przestałam go słuchać. Ale trzeba mu przyznać, że umie porwać tłumy.
- Ten gość jest dziwny - mruknęła Marisa, kiedy wraz ze Scottem usiedli naprzeciw mnie.
- Zawsze był lekko... zwariowany - odparłam, biorąc kolejny kęs mięsa.
- ...pijany - poprawił mnie tata. - I ma wybujałą wyobraźnię.
Skończyłam posiłek i oparłam dłonie na kolanach, by po chwili Carter uścisnął ją. Mój umysł zalała przyjemna fala ciepła, kiedy kątem oka zobaczyłam jego uśmiech. Tego mi brakowało - jego dotyku.
Odciągnęłam myśli od zmartwień i zwróciłam uwagę na coś, co sprawiło, że zapomniałam języka. Marisa i Scott przy byle okazji dotykali się, ocierali o siebie, obserwowali się, posyłali uśmiechy... Już na początku wiedziałam, że będą razem, jednak teraz wszystko stało się jasne.
- Scott - zaczęłam, nie mogąc powstrzymać banana na twarzy - chcesz nam coś powiedzieć? A może ty, Mariso?
Spojrzeli po sobie i mogę przysiąc, że dziewczyna spłonęła rumieńcem.
- To aż tak widać? - niemal jęknęła speszona.
- Tak.
- Oficjalnie jesteśmy parą - wykrztusił Scott, szczerząc się jak głupi do sera.
- Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć? - zapytałam oskarżycielskim tonem.
Zamilkli.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę! - krzyknęłam.
Zerwałam się z miejsca, obiegłam stół i objęłam tą szczęśliwą dwójkę.
- Dobrze wiedziałaś, że tak będzie - dodał Carter, nie powstrzymując śmiechu. - Musimy to uczcić!
Tata pogratulował im i życzył szybkiego małżeństwa, na co Scott odpowiedział dziwnym uśmiechem. Planuje coś!
Kolejne kilka godzin spędziliśmy na rozmawianiu o bezsensownych rzeczach, opowiadaniu śmiesznych historii z życia i piciu (oczywiście w małych ilościach) samogonu. Nie ważne, że koło północy leżeliśmy urżnięci na podłodze w pokoju nowej parki, liczyła się dobra zabawa.

~~~~~~~~~

Witam! Rozdział może nie wnosi zbyt wiele do dalszej akcji, ale przecież muszę dać im trochę odpocząć, prawda?
W kolejnych będzie działo się więcej. To co... zgadujemy? Czekam na wasze propozycje!

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz