Rozdział 47.

5.3K 573 37
                                    

Już chciałam zapytać Cartera, w jaki sposób zamierza przywołać do nas jakiegokolwiek członka Klanu, kiedy nagle dostrzegłam ruch. Coś z zawrotną szybkością podpłynęło do głazu, na którym siedziałam, i wystawiło ciężki łeb ponad wodę. Z pewnością był to dragon wodny - wężowate ciało pokryte czarnymi łuskami. Wpatrywał się we mnie niemal białymi ślepiami, jakby potrafił odczytać moje zamiary. A może potrafił? Otworzył pysk, ukazując kilka rzędów zakrzywionych zębów i syknął cicho. Jeśli chciał mnie przestraszyć, udało mu się. Kątem oka zauważyłam, że ani Carter, ani tata nie ruszyli się z miejsca, więc nie zamierzałam uciec w popłochu. Wróciłam spojrzeniem do oczu dragona, jednak sekundę później zniknął pod wodą.
- To Daran. - Odezwał się kobiecy głos, na którego dźwięk niemal wpadłam do rzeki.
Zeskoczyłam na brzeg i przyjrzałam się nowej postaci. Jej smukłe ciało pokryte było granatowymi łuskami, a mokre, czarne włosy zakrywały jej piersi. Beznamiętnym wzrokiem zmierzyła ojca oraz mnie, ale kiedy spojrzała na Cartera, na jej wargi wpłynął nieznaczny uśmiech.
- Witaj mamo - szepnął chłopak i wpadł w jej ramiona. Poczułam promieniujące od niego szczęście, kiedy matka położyła dłonie na jego twarz i złożyła pocałunek na czole.
- Kochanie, może pozwól naszym gościom się przedstawić - zasugerowała z lekkim naciskiem, jak robią to prawdziwe matki. - Jestem Aqwera, partnerka przywódcy i to właśnie ja w imieniu Darana, ugoszczę was na naszej ziemi - oświadczyła, kłaniając się lekko. Wraz z tatą powtórzyliśmy jej gest.
- Pani, jestem Rohan, przywódca Klanu Wschodzącego Słońca, a to Raven, moja następczyni.
- Oraz moja partnerka - wtrącił się Carter, a twarde spojrzenie niebieskich oczu jego matki odnalazło moją twarz. Skanowała moje ciało, jakby w ten sposób mogła odszukać jakiekolwiek mankamenty. Chyba nie była zadowolona z faktu, że jej syn należy do innej kobiety.
- Witaj w rodzinie, moja droga - odezwała się wreszcie z lekkim uśmiechem. Odetchnęłam z ulgą na jej słowa. - Rohanie, sądzę, iż wolałbyś porozmawiać o zawarciu sojuszu - dodała.
- Tak pani - potwierdził.
- Czego dotyczy konflikt? - dopytywała spokojnym głosem. Czy ta kobieta kiedykolwiek okazuje emocje?
- Lata temu popełniłem błąd, a jego konsekwencje prześladują moją córkę. Zapewne znasz, pani, Loukana oraz jego syna. - Skinęła głową. - Zgodziłem się sprzedać Raven Horanowi w zamian za pomoc w pokonaniu pożarów. Jestem pewien, że niedługo się o nią upomni.
Tata wyglądał na zakłopotanego. Gołym okiem można było dostrzec, że wciąż nie pogodził się ze swoją decyzją i bardzo jej żałuje. Położyłam dłoń na jego ramieniu i powiedziałam:
- Przyczyna nie jest ważna. Jeśli Horan dowie się o więzi, nie będzie szczęśliwy.
- Nie chodzi nam o całą armię - kontynuował tata - a o kilka osobników. Podejrzewamy, że Niebieskie Smoki zawarły porozumienie z dragonami z jeziora Wiktorii. Z kolei z jeziorem tym może być połączona rzeka, płynąca pod schronem mojego Klanu.
- Rohanie, z całym szacunkiem, ale chciałabym pomówić z Raven na osobności.
Tata nie był zbyt zadowolony z prośby Aqwery i raczej nie zamierzał ruszać się z miejsca.
- Pani, sądzę, że powinienem być przy tej rozmowie - odpowiedział ostro.
- Oto słynny temperament ognistych smoków - zadrwiła. - Daję ci moje słowo, iż nie podejmę żadnej decyzji bez konsultacji z tobą.
Odniosłam wrażenie, że udało jej się udobruchać mojego ojca, bo mięśnie jego ramion nieco rozluźniły się.
- W porządku - zgodził się.
- Carter zaprowadzi cię do jednej z jaskiń. Znajdziesz tam posiłek i miejsce do odpoczynku. Twoja córka niedługo do ciebie dołączy - oświadczyła.
- Niech tak będzie - odpowiedział zrezygnowany.
Carter podszedł do mnie, bym po chwili tonęła w jego objęciach.
- Nie jest taka straszna - szepnął mi do ucha, a jego oddech owiał moją skórę, powodując lekki dreszcz.
Pocałował mnie w policzek, przez co na pewno spłonęłam rumieńcem i wraz z moim tatą ruszył w górę rzeki. Obserwowałam oddalające się sylwetki, a z każdym krokiem gula w moim gardle powiększała się. Byłam zdenerwowana, nie mogłam wypaść źle. Od tej rozmowy zależało wszystko, o co walczyłam - moja przyszłość z Carterem.
- Usiądź - poleciła i delikatnym ruchem wskazała niewysoki kamień.
Wykonałam jej prośbę, a Aqwera zajęła miejsce tuż obok. Dobrą minutę wpatrywała się w moje oczy. Czułam, jakby mogła poznać każdy mój sekret, jakby potrafiła dowiedzieć się wszystkiego właśnie przez jedno spojrzenie. W końcu oczy są zwierciadłem duszy prawda? - zapytałam się w duchu.
- Kochasz mojego syna? - zapytała, przerywając ciszę.
- Bardzo - odpowiedziałam z pasją w głosie.
- Widać, że on również jest gotów, by oddać za ciebie życie.
- Ale...? - ciągnęłam. Zawsze musi być jakieś "ale".
- ...ale jak dobrze wiesz ojcem Cartera jest dragon ognia. Swego czasu byłam w dość dobrych kontaktach z Beaverą, zdradziła mi jego imię.
Już chciałam zapytać ją o to, jednak powstrzymałam się od wypowiedzeniem jakiegokolwiek słowa. Nie powinna wiedzieć, o moim problemie z tajemniczą przeszłością.
- Wierzysz ojcu? - zapytała, jakby odczytując moje myśli.
- Zapewnił mnie, że Carter i ja nie jesteśmy rodzeństwem. Nie mam powodów, by mu nie wierzyć - skłamałam.
- Moja droga, zaufanie trzeba budować latami, a mogę cię zapewnić, że nie znasz jeszcze wielu szczegółów swojej historii - powiedziała, łapiąc mnie za rękę.
Jej skóra była zimna, pokryta cienką warstwą jakiegoś śluzu. Choć nie było to zbyt przyjemne doświadczenie, nie odtrąciłam jej dłoni.
- Nawet jeśli to prawda - zaczęłam lekko poirytowana - w odpowiednim czasie wszystkiego się dowiem. Tata chce mnie chronić.
Przeczyłam sama sobie. Cholernie wkurzały mnie wszystkie sekrety, ale przecież nie mogłam powiedzieć tego tej kobiecie. Nie miałam pojęcia, ile wie, a równie dobrze mogłaby to wykorzystać do skłócenia mnie z ojcem. Może i była przybraną matką Cartera, ale ze mną nie miała nic wspólnego - była obcą osobą, która trzymała w swoich rękach życie Cartera, a tym samym także moje.
- Niewiedza jest złotem - szepnęła. - Czego nie wiesz, nie zaboli, a uwierz mi szczególnie twa przeszłość może być trudna do zaakceptowania.
- O czym ty mówisz? - wykrztusiłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Widać moje zachowanie zaczęło ją bawić, bo na jej wargi wpłyną uśmiech.
- Nie mnie o tym mówić. Tak, jak mówiłaś: w odpowiednim czasie wszystkiego się dowiesz. - Urwała na chwilę. - A gdyby więź między tobą a Carterem nie istniała... Co wtedy byś zrobiła? - zapytała, lekko mrużąc oczy.
Otworzyłam usta, by odpowiedzieć, jednak szybko je zamknęłam. Co ona kombinuje?
- Jeśli myślisz, że zerwę więź to grubo się mylisz - warknęłam. - Kocham go.
- Nie poddaję tego wątpliwościom - ucięła krótko, podnosząc się. - Już późno, nie uważasz? Powinnaś odpocząć.
- Dziękuję, moja pani - sarknęłam, ostentacyjnie pochylając głowę, po czym ruszyłam w górę rzeki.
Chwilę później usłyszałam plusk wody, a gdy się odwróciłam, kobieta zniknęła. Zostawiłam wszystkie myśli w tym miejscu i po prostu zapragnęłam odpoczynku.
Jaskinia, którą przygotowano, nie była zbyt wielka, jednak każde z nas miało wystarczająco dużo miejsca dla siebie. Jedyną wadą było niskie sklepienie, przez które musiałam być pochylona. Ciekawe, co na to tata - zastanawiałam się - On i Carter są ode mnie o wiele wyżsi, a skoro ja mogę walnąć się w łeb, oni muszą cierpieć katusze. A przynajmniej musieli, bo kiedy znalazłam się w środku, byli pogrążeni we śnie. Trochę zdziwiło mnie to, że tata nie zaczekał na mój powrót. Nie był ciekawy, o czym rozmawiałam z Aqwerą? Postanowiłam, że zapytam o to jutro rano.
Jak najciszej podeszłam do niewielkiego ogniska, które znajdowała się na środku naszego tymczasowego lokum, zjadłam upieczone ryby i ułożyłam się na twardej ziemi. Pomimo zmęczenia nie byłam w stanie zmrużyć oka. Przeszkadzał mi najdrobniejszy szelest, a szum płynącej wody był po prostu nie do zniesienia. Zrezygnowana obróciłam się na drugi bok i przyglądałam się twarzy Cartera. Dlaczego faceci są tacy uroczy, kiedy śpią? Uśmiechnęłam się do swoich myśli, a powieki wbrew mojej woli same się zamknęły.
Nagle rozległ się huk, przez który momentalnie stałam na równych nogach.
- O cholera - wyszeptałam.
Nie byłam w jaskini. Nie widziałam taty ani Cartera. Znajdowałam się w innym miejscu. W miejscu, o którym chciałam zapomnieć. Z osobą, o której nie chciałam pamiętać.
- Pomimo swojego pochodzenia masz najlepsze ciało w tym ośrodku - warknął. - Szkoda je zmarnować.
To nie może znów się dziać.
Wypchnął mnie z windy tak gwałtownie, że straciłam równowagę i jak długa wylądowałam na ziemi.
Kolejnym szarpnięciem podciągnął mnie do pionu i wprowadził do tego samego pokoju. Bill pchnął mną na niewielkie biurko, a sam przekręcił klucz w drzwiach. Chciałam go zaatakować, jednak nie mogłam. Nie panowałam nad własnym ciałem. Poczułam tą samą wściekłość, a płomienie wypłynęły na moją skórę. Odskoczył z jękiem, a po chwili uderzył mnie pięścią w twarz. Opadłam na podłogę.
- Suka! - warknął, wyciągając z szafki butelkę chloroformu.
Jego ciało przycisnęło mnie do podłogi. Drżałam. Wiedziałam, co się stanie, co ZNÓW się stanie.
- Pamiętasz jak to było? - zamruczał przy moim uchu. - Szkoda, że nie wiesz, jak jęczałaś pode mną, jak prosiłaś o więcej.
- Nie! - krzyknęłam. - Brzydzę się tobą - zdołałam wykrztusić zanim przycisnął do mojej twarzy szmatkę z odurzającą substancją.
To nie może się znowu dziać...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Okrutna ja :D
Streszczam się z pisaniem, więc może jutro, a może pojutrze pojawi się kolejny rozdział.
A teraz oklaski dla Godzentynka, ponieważ podjęła się trudnej współpracy ze mną i poprawia najnowsze rozdziały!!!

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektWhere stories live. Discover now