Rozdział 12.

9.1K 960 35
                                    

Z trudem uniosłam ociężałe powieki. Tuż nad sobą zobaczyłam biały sufit z rażącą świetlówką. Powoli zbliżyłam dłoń do pulsującej skroni, by ją lekko rozmasować, ale osiągnęłam odwrotny skutek. Ból rozszedł się wzdłuż całego kręgosłupa, a ja syknęłam. Mimo wszystko podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Leżałam na kozetce przykryta grubym kocem, a po otoczeniu rozpoznałam gabinet Harriet. Z boku stało nowoczesne, metalowe biurko z otwartym laptopem i niewielkim stosem zapisanych dokumentów. Szklane drzwiczki szafki z lekami były otwarte, na co zmarszczyłam brwi. Aż tak mi ufa? - pytałam sama siebie.
Dotknęłam stopami zimnych płytek i skrzywiłam się lekko. Szybko zawiązałam trampki i na sztywnych nogach podeszłam do komputera, żeby przejrzeć otwarte programy.
Pierwsza była strona internetowa z artykułem o jaszczurkach.
- Miło, że porównuje mnie do jakiejś gadziny... - mruknęłam z przekąsem.
Kolejne były wiadomość z wczorajszą datą.

Włochy, Francja, Niemcy i Rosja straciły w zamachach obecnych przywódców. Fanatycy dążący do zniszczenia mutantów planują atak bombowy na ośrodki badawcze i odszukanie pozostałych, znajdujących się na wolności.
Władze w całej Azji przeprowadzają spisy osób ze zmienionym DNA. W wyniku zamieszek i ataków zmiennokształtnych zgięło ponad 2000 osób w chińskiej prowincji Gansu.
Jedynie Afryka, Australia i Stany Zjednoczone pozytywnie przyjęły wieść o innych istotach, żyjących między nimi. W Nowym Jorku i Sydney przeprowadzono marsze pokojowe, w których...

- Widzę, ze czujesz się już lepiej - powiedziała Harriet, wchodząc do gabinetu. Podniosłam wzrok z nad laptopa i szykowałam się na reprymendę z jej strony za grzebanie w jej rzeczach.
Czyli Marisa miała rację. Co zrobimy, kiedy uda nam się uciec? Jeśli powtórzy się sytuacja z II wojny światowej, będziemy prześladowani jak żydzi. Chyba że poszukamy azylu w Stanach...
Harriet pochyliła się nade mną i szybko przejrzała artykuł.
- Straszne, prawda? - mruknęła. - W Chinach mieszka mój brat. Od kiedy przeczytałam o zamachach, cały czas zastanawiam się, czy on wciąż żyje - dodała szeptem.
Nie powiedziałam, że jest mi przykro, bo wiedziałam, że to nic nie da. Te słowa nie powiedzą, czy jej brat żyje. Są zbędne, a jeśli Harriet jest tak dumna jak ja, to również nie cierpi litości.
- Powinnaś wyjść na zewnątrz, wciąż jesteś blada - rzuciła, nagle zmieniając temat.
- Czuję się już lepiej...
- Patrz - przerwała mi, podtykając lustro przed mój nos.
- O Boże! - jęknęłam, widząc swoje odbicie.
Blada skóra, sine usta, matowe oczy i wyblakłe, prawie brązowe włosy.
- To ja może pójdę na plac - rzuciłam i szybko wybiegłam z jej gabinetu, słysząc za sobą śmiech. Byłam już w stołówce, kiedy przede mną wyrósł męski tors. Całkowicie zaskoczona zderzyłam się z nim i gdyby nie silne ramiona, wylądowałabym na ziemi.
- Co ci się tak śpieszy? - zapytał ze śmiechem Scott. W odpowiedzi odgarnęłam włosy z twarzy, a on skrzywił się.
- Ale pocieszenie... - mruknęłam.
- Chodź rudzielcu! - zakrzyknął i zarzucił moje ciało przez swoje ramię. Śmiałam się jak opętana, kiedy niósł mnie przez stołówkę pełną innych Obiektów.
- Puść mnie! - wykrztusiłam, a Scott postawił mnie na nogi dopiero przed wyjściem. - Umiem chodzić! - mruknęłam, opanowując głupawkę.
- Oj nie marudź! - zganił mnie i otworzył drzwi.
Nie mogę opisać uczucia, kiedy promienie słońca padły na moją skórę. Nowym doznaniem było widzieć, jak moje ciało pochłania tą życiodajną energię. Obserwowałam swoje odbicie w metalowej powierzchni drzwi z lekko rozchylonymi ustami.
Moja skóra odrobinę falowała, przybierając naturalną karmelową barwę. Włosy znów stały się ognistoczerwone, a lazurowe oczy odzyskały szmaragdową poświatę. Niemal czułam, jak wracają mi siły.
- Tego mi było trzeba... - westchnęłam z uwielbieniem, przeciągając się jak kot.
- Chodź, może usiądziemy - mruknął niepewnie i już ciągnął mnie pod mur za linią drzew.
- Wszystko gra? - zapytałam, widząc jego zdenerwowanie.
- Co łączy ciebie i tego nowego? - odpowiedział mi pytaniem.
- Jesteśmy sobie przeznaczeni, a dowód mam wypalony na skórze - mruknęłam, pokazując mu dłoń.
- Co to oznacza? Dla ciebie? - dodał po chwili.
- Musimy się związać. Według mnie to niesprawiedliwe, że nie możemy sami decydować, z kim mamy złożyć przysięgę - odpowiedziałam z lekką nuta oburzenia w głosie.
- Ale przecież wiele dragonów jest zadowolonych ze swoich związków... - dodał kuląc się w sobie pod moim zabójczym spojrzeniem.
- Widziałeś tego gościa?! - rzuciłam, podnosząc głos. - Jest wkurwiający i arogancki. Jak mam się z wiązać z kimś takim jak on?!
- Nie ukrywajmy tego, że też potrafisz dopiec i czasem twoja duma przerasta wszystko wokół.
I tu mnie miał... Fuknęłam pod nosem, wydęłam wargi i odwróciłam się do niego plecami.
- Bolało? - zapytał nagle, a ja podświadomie wiedziałam, o co chodzi. Wyrzuciłam z głowy jego uwagę i po prostu odpowiedziałam:
- Nie, ale... to było dziwne uczucie... - mruknęłam, podpierając głowę na rękach.
- Co masz na myśli? - dopytywał, a ja już nie wiedziałam, dokąd prowadzi ta rozmowa.
- Kiedy Michael opowiadał mi o tym, jak poznał Rozę, myślałam, że połączenie jest... niezwykłym wydarzeniem, a ja odbieram to jako karę - odpowiedziałam, po krótkim namyśleniu.
- Karę? Niby za co? - zapytał nagle oburzony.
- Za to, że dałam się złapać, że nie posłuchałam rodziców, że nie pomogłam Nickowi, że...
- Przestań już! - przerwał mi, mocno mnie obejmując. Poczułam ciepło jego ciała i emanujący spokój. - Obwiniasz się o rzeczy, na które nie miałaś wpływu. Stało się, trzeba żyć dalej. - powiedział stanowczo, a mój gniew i frustracja gdzieś odleciały.
- Czy ty używasz aury, żeby mnie uspokoić i przekonać do swoich racji? - zapytałam podejrzliwie, patrząc mu w oczy.
- Posądzasz o coś takiego anioła?! - fuknął obrażony i złapał się za pierś w teatralnym geście.
- Przede wszystkim jesteś moim przyjacielem. Dopiero później aniołem - odpowiedziałam, cytując jego słowa sprzed 5 lat.
- Tylko cię uspokajam - powiedział stanowczo. - Pomogło?
- Bardzo - stwierdziłam niechętnie. - Coś jeszcze cię męczy?
Uciekł wzrokiem i już wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
- Kiedy byłaś w izolatce... - przerwał na chwilę, wbijając wzrok w punkt przed nami. - Stało się to - dodał, wskazując głową odpowiedni kierunek.
Podążyłam za jego spojrzeniem i to, co zobaczyłam sprawiło, że chciałam wrzeszczeć z wściekłości, płakać i śmiać się jednocześnie, a powodem mojego zachowania był widok dwóch osób. Suki z niebieskimi włosami i dragona, z którym miałam się związać. Prowadzona nagłym impulsem spojrzałam na gwiazdę, która zdobiła moją dłoń.
Widząc tych dwoje całujących się pod drzewem, coś we mnie pękło.
- Kiedy to się stało? - zapytałam słabym głosem.
- Dziś rano - burknął, zakładając ręce. - Coś mi tu nie gra... Tej ryby nie znam długo, ale czuję, że dołożyła swoje trzy grosze - mruknął, mrużąc oczy.
Już nie odpowiedziałam. Z wybuchową mieszanką uczuć podniosłam się z ziemi i ruszyłam przed siebie. Kiedy zbliżałam się do nich, poczułam, jak gwiazda pulsuje. Zostało mi zaledwie 10 metrów.
Loren zarzuciła mu ręce na szyję i przyssała się do jego ust jak pijawka. Z kolei Carter obmacywał ją po nagim brzuchu.
Przez chwilę zastanawiałam się, jak to jest czuć jego dotyk, ale szybko zapanowałam nad myślami. Nick - powtarzałam w myślach. Tylko ze względu na niego jeszcze nie rzuciłam się na Cartera.
Nagle syrena wydała z siebie dziwny pisk i odepchnęła zdziwionego chłopaka.
- Co to miało być?! - ryknęła z mordem w oczach. Carter potrząsnął lekko głową, jakby wracając do rzeczywistości. Rozmasował lekko dłoń i miałam wrażenie, że rzuci się na Loren.
- Coś ty mi zrobiła?! - warknął.
- Pomogłam ci pokazać uczucia - odparła zmysłowym tonem, od którego miałam ochotę urwać sobie uszy i zakopać kilometry pod ziemią.
Nagle Carter spojrzał w moją stronę, a wściekłość ustąpiła miejsca łagodności. Podszedł do mnie lekko skołowany i po chwili złapał moje nadgarstki.
- Nie boli cię to? - zapytał delikatnie.
Spojrzałam na swoje dłonie i jęknęłam cicho. Przez nerwy i chyba... zazdrość? Byłam zazdrosna? Z całej tej frustracji rozszarpałam prawie całe dłonie. Gęsta, złotawa ciecz płynęła po moich palcach, by po chwili dołączyć do pozostałych kropel, wsiąkających w ziemię.
Oszołomiona wpatrywałam się w moją skórę, a po chwili podniosłam wzrok na brązowe tęczówki.
- Zdradzasz mnie? - warknęła Loren, podnosząc się z ziemi.
I zrobiła coś, czego nigdy bym się nie spodziewała.
Pieśń, którą zazwyczaj wykonywała szeptem, teraz rozbrzmiewała po całym dziedzińcu. Lekkie dźwięki ze słowami w nieznanym mi języku wypływały z jej ust.
Nerwowo spojrzałam na Cartera. Z oczami bez wyrazu wpatrywał się w Loren, a po chwili jego białka zaświeciły błękitem. Po chwili złapał mnie za rękę, a kolor oczu wrócił do normy. Gwiazda na dłoni zaczęła mnie piec i coś zrozumiałam... Nasza więź, choć jeszcze nie dopełniona, już uodparnia go na śpiew syreny.
Niesamowite.
- Dziękuję - szepnął, a ja zbaraniałam. Carter dziękuje?! Świat się wali, czy jak?!
Loren wściekła się jeszcze bardziej, widząc, że jej wysiłki odnoszą marny skutek. Wrzasnęła przeraźliwie, a ja zasłoniłam uszy z twarzą wykrzywioną w niemym krzyku.
- Co się tu dzieje?! - zapytał zaniepokojony Scott, kiedy podbiegł do mnie. Wciąż klęczałam na ziemi, a z moich uszu wypłynęła krew. Z trudem utrzymałam wzrok w jednym punkcie.
- Zamknij się! - wrzasnął Carter, zaciskając palce na gardle syreny. Krztusiła się, a ten morderczy krzyk ustał. Opadłam w ramiona Scotta i oddychałam głęboko, wciąż słysząc pisk w głowie.
- Zabrać ją do izolatki! - rozkazał jeden z grupki Psów, którzy nagle pojawili się przy nas. Dwóch strażników założyło jej kajdanki i wyprowadzili ją do ośrodka.
Dowodzący tej grupy wyciągnął krótkofalówkę i po serii trzasków wydał kolejne rozkazy:
- Tu dwójka, przyślijcie nosze i przygotujcie lekarza. Kod 0-8 na placu.
Kod 0-8 - zwrócenie mocy przeciwko sobie. Często się to zdarzało, szczególnie na początku.
- Dam radę iść - mruknęłam, podnosząc się na nogi z niewielką pomocą Scotta.
Strażnik przewiesił moją rękę przez swoje ramię, nie zważając na to, że krew pobrudziła jego mundur. Silną dłonią złapał mnie w pasie i pomógł mi robić koleje kroki. Ostatni raz spojrzałam na dragona i w jego brązowych oczach zobaczyłam coś na kształt troski.
Czyżby Carter miał więcej niż jedną twarz?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Udało mi się napisać rozdział o czasie, co jest sporym wyczynem, biorąc pod uwagę nieprzespaną noc.

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektWhere stories live. Discover now