Rozdział 26. cz. 2.

6.5K 821 19
                                    

Po tych wszystkich absurdalnych wydarzeniach nie mogłam opanować obłąkańczego śmiechu.
- Indianinie, wstrzymaj konia, nie jesteśmy tu sami - zażartowałam i pocałowałam go krótko. - Po za tym, najpierw zajmijmy się całą tą pokręconą sytuacją. Potem możemy produkować małe smoczątka.
Między nami zapadło wszechobecne milczenie, a ja niemal czułam, że to cisza przed burzą.
- Odtrącasz mnie za każdym razem - wytknął urażony. - Staram się jak mogę, by pohamować to uczucie, które pojawia się, gdy cię widzę, a kiedy mogę iść krok na przód, odtrącasz mnie.
- Zrozum, że dla mnie też to jest tru...
- Trudne? Wiem, co przeszłaś, ale JA nie jestem NIM! - prawie krzyczał, a w jego oczach zamajaczył ból. Rozpętał się huragan. Podnieśliśmy się z łóżka i toczyliśmy słowną wojnę na środku pomieszczenia.
- Myślisz tylko o jednym! Chcesz zaciągnąć mnie do łóżka! Tylko o tym myślisz!
Nawzajem wytkaliśmy sobie błędy, wady i irytujące zachowania, ale największy cios zadał mi na koniec, mówiąc:
- Pewnie świetnie się bawisz, grając na cudzych uczuciach, co?! Prowokujesz mnie, chcesz tego samego, ale kiedy mamy szansę być bliżej, ty się wycofujesz! Jesteś dwulicową suką! - ryknął, a ja nie wytrzymałam. W sekundę przeszłam w stan pół przemiany i mimo cholernego bólu w plecach, zamachnęłam się. Moja dłoń wylądowała na jego policzku z taką siłą, że zatoczył się, ale szybko odzyskał rezon. Z wściekłością bijącą z oczu ruszył na mnie i przyparł moje ciało do ściany. W zasięgu wzroku zamajaczyła jego pięść. Przerażona zamknęłam oczy, czekając na uderzenie... które nastąpiło niemal od razu.
Ściana obok mnie zatrzęsła się, a warstwy farby i cegły posypały się na podłogę. Szarpnięciem wyciągnął rękę z dziury w ścianie i strząsnął z niej pył. Załzawionymi oczami zarejestrowałam jego zmienioną postać. Czarne smocze łuski lśniły rubinowym blaskiem, a potężne skrzydła ukazał w całej krasie. Jego ciało było równie dobrze umięśnione jak ludzka forma, jedynie oczy płonęły niczym nieskrępowanym ogniem. Jak coś tak pięknego może sprawić tyle bólu?
Oboje oddychaliśmy szybko, pobierając ogromne ilości powietrza.
- Mam dosyć - wykrztusił w końcu i wyleciał przez otwarte okno. Miałam ochotę pędzić za nim, ale nie dałam rady. Zsunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. Moja duma gdzieś zniknęła, a jej miejsce zastąpiła rozpacz. Nie przejmowałam się tym, że mnie usłyszy.
Wiedziałam, że bywam okrutna, ale nigdy nikim nie manipulowałam, A nawet jeśli, nie robiłam tego celowo.
- Raven, chodź tu - szepnął Scott, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Przywarłam do jego ciała jak małe dziecko. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, ale pewnie dobrze wiedział, o co chodzi.
- Skończony kretyn! - ryknęłam przez zaciśnięte gardło.
Nie sądziłam, że będzie tak trudno...

~~~~~~~~~~

Pośmialiśmy się, to teraz trochę tragedii.

Do następnego!



ZOO - ostatni ObiektWhere stories live. Discover now