Rozdział 39.

6K 697 52
                                    

Wyjaśnienia ojca wystarczyły, by zaspokoić mój głód wiedzy, choć wciąż nie wiedziałam wszystkiego. Byłam znacznie spokojniejsza znając prawdę o mojej przeszłości. Być może tata nie postąpił sprawiedliwie względem mnie, oddając za pomoc jak przedmiot, jednak chciał to naprawić. Kierował się dobrem Klanu i ludzi. Nie mogę mieć mu tego za złe.
- Powinniśmy mieć jakiś plan! - rzucił dobitnie Marcolm, spoglądając na mojego ojca.
- Jest nas za mało, by opracować jakikolwiek plan! - odparował Cedric, uderzając pięścią w stół.
Rozmowy skierowały się na przyszły atak Klanu Loukana. Do tej pory nie przystąpili do oficjalnego wypowiedzenia wojny, jednak jestem pewna, że niedługo upomni się o mnie.
- Ilu ich jest? - zapytałam nagle, wtrącając się do rozmowy. Zebrani spojrzeli na mnie, jakby przypomnieli sobie o moim istnieniu.
- Wraz z sojuszniczymi Klanami sześciuset. - Pierwszy otrząsnął się Doug, który odpowiadał za działania zbrojne. - W szeregach Loukana znalazły się największe Klany lodowych smoków.
- Nie mają szans na pustyni!
- Zamknij się, Marcolm! - warknął Doug. - Przecież noce są zimne. Jestem przekonany, że zaatakują w ciągu najbliższego miesiąca, tym bardziej, że na dniach rozpocznie się noc polarna. Poza tym od bieguna jest ponad dwa tysiące kilometrów. Walka i droga w dwie strony zajmą więcej czasu.
- Ty idioto! - burknął Cedric. - Loukan nie jest głupi. Zapewne dogadał się już z dragoami z jeziora Wiktorii. Przetrzymają ich w ciągu dnia, a nocą będą mogli atakować.
- Smoki wody unikają jakichkolwiek sporów! - wtrącił się Marcolm.
- Co nie oznacza, że nie mogą ich wspierać!
- Zamknijcie się, do jasnej cholery! - ryknęłam, przekrzykując gwar.
Stanęłam na równe nogi, opierając dłonie na chłodnym stole, opanowując wzburzenie.
- Zachowujecie się jak dzieci, a jesteście dorosłymi mężczyznami, na których barkach spoczywa życie całego Klanu! - wytknęłam im. - Od początku. Tato, ilu mamy wojowników?
- Spokojnie dwustu, a jeśli zorganizujemy dodatkowe pobory, to i dwustu pięćdziesięciu.
- To i tak za mało... - westchnęłam. - Powinniśmy wziąć przykład z Loukana i już dawno zorganizować sojusze z jego przeciwnikami. Na palcach jednej ręki nie zliczę Klanów, którym nadepnął na odcisk.
- Myślisz, że możesz się tu zjawić po trzech latach nieobecności i nas pouczać?! - wycedził przez zaciśnięte zęby Cedric, również wstając z miejsca.
- Nie tym tonem do mojej córki, Cedricu - ostrzegł mój ojciec. I na tym polega siła przywódcy - nie musisz podnosić głosu, by inni wykonywali twoje polecenia.
- Rohanie, przejrzyj na oczy! Ona nic nie wie o planowaniu wojen!
- Ja przejąłem władzę po ojcu i tak samo Raven przejmie ją po mnie. Schowaj pieprzoną dumę de kieszeni i słuchaj, co mówi, bo w niedalekiej przyszłości będziesz musiał wykonywać jej rozkazy.
- A liczyłem na to, że skończysz za kołem podbiegunowym - warknął pod nosem, siadając na miejscu.
Lekko uniosłam górną wargę i mruknęłam gardłowo, co spotkało się ze złośliwym uśmiechem ze strony Cedrica. Tata pociągnął mnie za rękę, zmuszając do ponownego zajęcia miejsca.
- Prowadziliśmy rozmowy z Klanami na północy Afryki i kilkoma w Azji, ale żadne nie chce rzucić rękawicy Loukanowi. Nie biorą na poważnie możliwości wybuchu konfliktu - powiedział Marcolm, zwracając moją uwagę.
- Próbowałeś ich przekonywać? Oferować terytorium albo inne korzyści? - Zmarszczył brwi.
- Mnie tam nie było - odparł i, widząc moje zdziwienie, dodał: - Wysłaliśmy do nich po dwóch przedstawicieli.
Przetarłam oczy z niedowierzania.
- I dziwicie się, że nie zgodzili się na układ?! Tato, czemu tam nie pojechałeś? Miałbyś większe szanse.
- Gdybyś jeszcze nie zauważyła, my też mamy tu coś do powiedzenia. Utrata przywódcy oznaczałaby bezwarunkowe zwycięstwo Loukana - burknął Cedric. - Z dobrego serca zgodziłby się przyjąć opuszczony Klan Wschodzącego Słońca... - dodał sarkastycznym tonem.
- Słuchaj, Pustynny Lisie, bo powiem to tylko raz: wyjątkowo masz rację - niemal wypluł Marcolm.
Cedric uniósł dumnie głowę.
- Pustynny Lis... Jak dawno tego nie słyszałem... - rozmarzył się.
- Możemy wrócić do tematu? - zapytałam.
- Kochanie, to nie takie łatwe...
- To jest łatwe - przerwałam tacie. - Polecę z tobą. A wy - zwróciłam się do zebranych - z łaski swojej, wybierzcie Klan, z którym sojusz ma największe szanse na powodzenie - powiedziałam dobitnie i ruszyłam do wyjścia z Sali Kryształowej.
- Rohanie, twoja córeczka nie działa według reguł! - rzucił rozbawiony Cedric i wybuchnął śmiechem.
Miałam go w poważaniu. Ci wszyscy doradcy jedynie osłabili pozycję ojca. Funkcja przywódcy nie jest tak mocna jak wcześniej. Kiedy obejmę władzę, wrócę do poprzedniego porządku.
Przez kryształowe sklepienie przedostawały się promienie zachodzącego słońca. Czerwienie zalewały wnętrze wąskiego korytarza, kiedy pokonywałam kolejne metry szybkim krokiem. Biegłam prosto do Cartera. Chciałam, by wreszcie wyjaśnił mi, co ukrywa. Reakcja mojej matki na jego widok nie była normalna. Jak burza wpadłam do części mieszkalnej.
- Gdzie moi przyjaciele? - zapytałam przystojnego dragona, stojącego na warcie. Jakby od niechcenia zwrócił na mnie złotawe oczy i mruknął w odpowiedzi numer pokoju. Cóż... Nie każdy musi mnie lubić. Ruszyłam kolejnym korytarzem otoczonym mlecznobiałym szkłem. Nawet postacie nie były przez nie widoczne. Odnalazłam odpowiednie pomieszczenie i nie marnując czasu na pukanie, wparowałam do środka. Zaniepokojony Carter zerwał się z łóżka, stając naprzeciw mnie. Uśmiechnął się i już chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się. Gdybym mu na to pozwoliła, straciłabym wolę walki.
- Co ukrywasz? - zapytałam beznamiętnym tonem, a przynajmniej miałam nadzieję, że tak brzmiał.
- Nie rozumiem - odparł, uciekając wzrokiem od moich oczu.
- Carter, powiedz mi prawdę. Skąd znasz moją matkę?
- Nie znam jej! - warknął, łypiąc na mnie czerwonymi tęczówkami, jednak tym razem dostrzegłam w nich jasne drobinki.
- Najwyraźniej ona zna ciebie. Musisz wszystko komplikować?! Po prostu powiedz mi prawdę! - podniosłam głos.
Nasza złość mieszała się ze sobą, tylko podsycając ogień nienawiści. On nie chciał ustąpić, a ja coraz bardziej pragnęłam poznać prawdę.
- Ja komplikuję? Nie byłoby tej sytuacji, gdybyś znała CAŁĄ prawdę - odparował, zaciskając pięści.
- Proszę bardzo, oświeć mnie! - krzyknęłam, zbliżając się do niego.
- Nawet ja jej nie znam! - wrzasnął. - I mam nadzieję, że część, którą słyszałem, jest kłamstwem - dodał szeptem, nieznacznie normując przyśpieszony oddech.
- Powiedz mi prawdę - poprosiłam, chwytając jego dłoń, po czym obrysowałam palcem gwiazdę. - Dla nas.
- Nie rozumiesz, że prawda sprawi, że nie będzie żadnych nas?! - Ponownie wezbrała w nim wściekłość. - Prawda wszystko zniszczy!
- To nie ona. Ty nas niszczysz - odparowałam.
Cofnął się o krok, krztusząc się powietrzem. Wyglądał, jakbym uderzyła go w twarz, choć nie wykonałam żadnego ruchu. Puściłam jego dłoń i odwróciłam się na pięcie.
- To nasza wina - szepnęłam, zamykając drzwi. Oparłam się o zimną taflę szklanej płyty, uwalniając kilka łez. Nigdy nie zapomnę jego widoku. Przygarbione ramiona, zaciśnięte powieki, spuszczona głowa, drżące naprężone ramiona. Potężny zwierzęcy ryk sparaliżował moje ciało, niemal wyrywając powietrze z płuc. Po chwili coś uderzyło o podłogę w pokoju, a ja stałam się pusta w środku, jakby przecięto nić porozumienia między nami, jednak wciąż czułam jego emocje - więź wciąż istnieje.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, po czym oderwałam się od szkła. Mózg nie miał połączenia z ciałem. Myślami wciąż pozostawałam przy Carterze, a nogi niosły mnie... Właściwie nie wiedziałam dokąd.
- Ja tak nie mogę... - szepnęłam sama do siebie i popędziłam drogą powrotną. Biegłam korytarzem oświetlanym przez spokojnie płynącą podziemną rzekę. Tak, wiem, to dziwne, że woda lśni własnym światłem, ale lata temu przestałam szukać odpowiedzi na tę zagadkę. Dopadłam do drzwi pokoju, w którym zaledwie kilka minut temu zaprzepaściłam własny związek, i wbiegłam do środka.
- Carter, ja... - Stanęłam jak słup soli. Nie było go! Zsunęłam się po ścianie. Nawet nie było mnie stać na łzy. Tkwiłam w szoku, zaciskając palce na włosach. - Wszystko zepsułam.

~~~~~~~~~~

Zapamiętajcie Cedrica! Jeszcze sporo namiesza między Carterem a Raven.
To co... Jakieś przemyślenia? Sugestie?

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektWhere stories live. Discover now