Rozdział 18.

7.4K 856 28
                                    

Po rozmowie z Ianem przez godzinę biłam się z myślami. Kilkadziesiąt razy próbowałam wstać i iść do Cartera, ale nie mogłam się na to zdobyć. To było zbyt trudne.
Część mnie patrzyła na tą sprawę z perspektywy buntu, a ta bardziej egoistyczna myślała tylko o tym, co z nami będzie. W przeszłości wiele razy słyszałam, że nie można zerwać więzi, nawet jeśli nie jest dokonana. Kiedy umiera jedno, umiera drugie. Nie ma odstępstw od reguły. Jeśli Psy znają nasz plan, zrobią wszystko, by żadne z nas nie uciekło. Jestem pewna, że sięgną po wszelkie środki obrony i nie zawahają się, by nas zabić. Jeśli zginie Carter, ja też zginę.
Gdzieś wewnątrz mnie odezwał się cichy głosik, że nie myślę tylko o sobie. Pisany mi dragon jest wkurzający, ale na swój sposób go lubię. Nie wierzę, że właśnie się do tego przyznałam...
- Dosyć! - warknęłam pod nosem i zerwałam się na równe nogi. Dosyć myślenia. Bunt za kilka godzin, a ja nie wiem, kim jest kret! Z dodatkową determinacją ruszyłam na boisko do gry w kosza i nagle zapomniałam, co to pewność siebie.
Carter kozłował piłkę, kierując się w stronę kosza, ale to nie tylko jego ruchy sprawiły, że zgubiłam język. Biegł w samych szortach, a jego ciemną, umięśnioną sylwetkę pokrywała cienka warstewka potu. Wyskoczył, zdobywając punkt i zawisł przez chwilę na obręczy kosza, napinając mięśnie ramion. Wokół rozległy się wiwaty - szczególnie żeńskiej grupy - ale najwidoczniej obiekt uwielbienia nic sobie z tego nie robił...
bo szedł prosto w moją stronę.
- Cześć, cukiereczku - wymruczał, stając centymetry ode mnie. Jego doskonale wyrzeźbiona klatka piersiowa unosiła się w rytm szybkiego oddechu, a mocne uderzenia serca słyszałam bez najmniejszego problemu. Odwróciłam wzrok, unikając jego spojrzenia, a kątem oka zobaczyłam męskie V, którego część zakrywały czarne szorty.
- Musimy pogadać - rzuciłam, ignorując zawistne spojrzenia dziewczyn.
- W porządku - westchnął i ruszył za mną, kiedy skierowałam w stronę drzew. Starałam się oddychać płytko, by wdychać jak najmniej jego zapachu. Zatrzymałam się i zdałam sobie sprawę, że właśnie przede mną stoi prawdziwy bóg seksu.
- Ktoś wydał Harriet - rzuciłam prosto z mostu.
- Wiesz kto to mógł być? - zapytał, a coś się we mnie zagotowało. Nie wiem, czego oczekiwałam. Że po prostu się przyzna? Że przeprosi?
- Nie udawaj idioty! Poznałeś plan, a kilka dni później nasza jedyna pomoc z zewnątrz zostaje odesłana z ZOO - prychnęłam. Przekonaj mnie, że to nie ty!
- Myślisz, że mógłbym cię wydać? - zapytał, a ja walczyłam, że sobą, by nie spojrzeć mu w oczy. Nie chciałam znów się załamać. Milczałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. - Kurwa, spójrz na mnie! - rozkazał podnosząc głos, a ja aż podskoczyłam. Kiedy nie wykonałam jego polecani, złapał mój podbródek i delikatnie uniósł go do góry. Zacisnęłam powieki, powoli przegrywając walkę ze łzami. - Spójrz na mnie - dodał delikatnie. Poddałam mu się.
Uchyliłam powieki i nasze spojrzenia spotkały się.
Bałam się, że znów zobaczę oczy mojego oprawcy, ale nic takiego się nie stało. To wciąż były oczy Cartera - dragona, z którym kiedyś dopełnię więź. Odetchnęłam z ulgą, a jedna łza spłynęła po moim policzku.
- Co jest? - szepnął, ścierając kciukiem mokry ślad.
- Już wszystko dobrze... Ale wciąż nie wiem, kto nas wydał - dodałam po chwili wahania.
- Ktoś mógł nas podsłuchać. Słuchaj, musi się udać - odpowiedział stanowczo. Byłam skłonna mu uwierzyć. Westchnęłam głęboko i to był błąd. Moje płuca wypełniły się zapachem czystego seksu i pożądania.
Ta mieszanka mile połechtała moje ego. Pragnie mnie tak samo, jak ja pragnę jego. Nasze oddechy przyspieszyły, a wzrok przepełnił się głodem. Zarzuciłam mu ręce na szyję w tym samym momencie, co on objął mnie silnymi ramionami w pasie. Carter musiał się nieźle pochylić, by złączyć nasze wargi w zachłannym pocałunku. Myślałam, że w ten sposób ugaszę pożądanie, ale to jak dolewanie oliwy do ognia. Nasze usta toczyły bitwę o dominację w tej pieszczocie i kiedy wydawało mi się, że wygrałam, Carter odbijał piłeczkę, przejmując kontrolę. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy brakło nam powietrza, ale dla mnie ten pocałunek trwał wieczność i sekundę jednocześnie. Spojrzał na mnie rubinowymi oczami i byłam pewna, że moje również zmieniły kolor. Carter posłał mi taki uśmiech, że zmiękły mi kolana i pogładził mnie po policzku.
- Bałem się, że nigdy nie znajdę tej jedynej - szepnął. - Jaka ironia losu. Tu moje życie miało się skończyć, a tak naprawdę dopiero się zaczęło - wymruczał, a wibracje jego głosu rozeszły się po moim ciele, powodując lekki dreszcz podniecenia.
- A ja myślałam, że związek po prostu nie jest mi pisany - szepnęłam. Jednak nie zapomniałam o Nicku. Był tym pierwszym, ale jestem pewna, że nie chciałby, żebym skończyła jako stara panna z kotem (co jest niemożliwe, bo nigdy się nie zestarzeję). Nick zawsze chciał mojego szczęścia i nie sądzę, by to się zmieniło.
- Pragnę wreszcie stąd uciec i prosić twojego ojca o błogosławieństwo, dokonać więź między nami i... po prostu... być z tobą.
Przełknęłam gulę, która nagle urosła w moim gardle.
- Wszystkie dragony zniknęły, nie słyszałeś o tym? - zapytałam cicho.
- Co?! - wykrztusił po chwili. - Przepraszam, ja... - zaczął się jąkać.
- Gdzie ty się podziewałeś? - dopytywałam.
Spuścił głowę, przymykając oczy.
- Wychowałem się bez Klanu, opiekę nade mną sprawowali zwykli ludzie. Dopiero kiedy skończyłem 17 lat, odnalazłem rodzinę i poznałem wszystkie swoje zdolności - wyjaśnił po chwili.
- Gdzie byłeś później?
- Wróciłem do MOJEJ rodziny. Kiedy zobaczyłem matkę, nic nie poczułem. Nie poczułem nic do kobiety, która mnie urodziła. Za to kochałem tę, która mnie wychowała.
Byłam zaskoczona jego wyznaniem i tym, że mi ufał. Przez chwilę w jego oczach zagościł smutek, jednak kiedy zaczął opowiadać o dwójce przybranych braci, w jego brązowych tęczówkach tańczyły iskierki szczęścia. Wtedy zobaczyłam prawdziwego Cartera, bez maski.
Mogłabym słuchać go w nieskończoność, a przede wszystkim zostać w jego ramionach, ale na tą chwilę mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie. Wspominki o rodzinie i marzenia o domku z białym płotem możemy zostawić na czas po ucieczce.
Sprowadziłam go na ziemię i jeszcze raz przypomniałam plan. Rozeszliśmy się, całując krótko na pożegnanie. Szybkim krokiem wróciłam do pokoju i zapomniałam o bożym świecie. W głowie wciąż powtarzałam schematy, zastanawiałam się, kto jest kretem i szukałam luk w planie. Sprawdzałam wszystko setki razy.
- Mamo, tato, Michaelu, Nick... Pomóżcie nam - szepnęłam, spoglądając w gwiazdy. Wierzyłam, że mnie usłyszeli i że zrobią wszystko, by uwolnić Obiekty.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Udało mi się napisać kolejny rozdział i mam dla was pewne zadanie. Chcę bardziej wniknąć w sytuację bohaterów i tu jest prośba dla was. Pod tym rozdziałem piszcie pytania do postaci z opowiadania. Zaznaczcie do kogo kierujecie pytanie (może być również do autorki, czyli do mnie ;3).
W kolejnej części pojawią się odpowiedzi.
Nie odpowiem na pytania dotyczące tego, co zdarzy się później. Z góry bardzo wam dziękuję.

Do następnego!

ZOO - ostatni ObiektWhere stories live. Discover now