2. Spokojnie, kochanie

20K 1K 504
                                    

Gdy autokar zatrzymał się w jakimś lesie, dostrzegłam małe, drewniane domki. Był tam tak że jeden, duży drewniany budynek, trochę bardziej odnowiony. Gdy autobus się zatrzymał, wszyscy ruszyli ku wyjściu taranując się nawzajem. Ja byłam jedną z tych mądrych i poczekałam na swoim miejscu aby wyjść jako jedna z ostatnich.

Najwidoczniej, Luke tak że to przemyślał bo gdy ja wstałam, on zrobił to samo i stanął dokładnie za mną, dotykając swoim ciałem moje. Wzdrygnęłam się na to uczucie.

- Spokojnie, kochanie. - Wyszeptał mi do ucha. Speszona wyszłam, a raczej wybiegłam, z autobusu i dołączyłam do Hazel. Blondyn stanął dosłownie na przeciwko nas ze swoimi kolegami i przyglądał się mi przez dłuższą chwilę. Jednak, gdy tyko ja uniosłam wzrok na jego twarz, on odwracał swój i udawał że interesują go zasady panujące w domkach.

Zabawne. Każdy wie że wszyscy, a szczególnie Luke, nie będą ich przestrzegali. Mimo tego, nadal tracą jakieś dziesięć do piętnastu minut na gadanie o tym że mamy być w łóżkach po dziesiątej, chłopcy nie mogą chodzić do dziewczynek i takie tam.

- Pomyśleliśmy, że to my przydzielimy was do domków. - Powiedział Derek, skupiając swój wzrok na mnie. Delikatnie się uśmiechnął. - Tu jest lista. - Podszedł do dużego dębowego drzewa i przypiął pineską papier. Oczywiście, znów wszyscy rzucili się w tamtą stronę. Chwilę potem i ja dopchałam się do drzewa i odczytałam moje nazwisko.

Mieszkańcy: Melanie Skinner, Hazel Evenden, Percy McDonald.

Numer domku: 11

O wow, jestem z Hazz. Ucieszyłam się.

Poszłam do Dereka, aby odebrać klucze. Gdy podeszłam, zmierzył mnie wzrokiem z poważną miną po czym się uśmiechnął. Ma bardzo ciemne oczy. Prawie czarne. Wręczył mi klucz z uśmiechem. Trochę... dziwnym uśmiechem... Po czym odeszłam szybkim krokiem.

Chodziłam między drewnianymi domkami i uparcie szukałam numeru jedenaście.

- Jaki numer. - Podskoczyłam, słysząc głos zaraz za sobą. Odwróciłam się nerwowo.

Ah, to tylko ten idiota.

- Nie powinno cię to interesować. - Warknęłam, kontynuując rozglądanie się za numerem jedenaście.

- Wiedziałem że mi nie powiesz, Melanie.

- Okay, skąd wiesz jak mam na imię? - Popatrzyłam na niego.

- Jesteś jakaś zacofana czy co? - Prychnął. - Derek cię przedstawiał. - Miałam ochotę uderzyć się w czoło ze swojej głupoty.

- Jestem Luke Hemmings. - Powiedział uśmiechając się sztucznie.

- Jak bym nie wiedziała... - Parsknęłam.

- Tak czy inaczej, numer jedenaście, prawda? - Nachylił się, zabierając mi klucze z ręki. - Ciekawie się złożyło. Bo ja mam trzynaście. - Oblizał wargi. Kolczyk w jego wardze poruszył się a mnie przeszły dziwne ciarki. Jego niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie. Nienawidzę tego, jak wysoki jest i tego, że patrzy na mnie z góry a ja muszę podnosić głowę żeby widzieć jego twarz.

- Odwal się ode mnie. - Odwróciłam się na pięcie. Mogłam się spodziewać, że ten blondynek nie posłucha moich rozkazów i pobiegnie za mną.

- Nie bądź taka nie miła. - Wydął wargi. Przystanęłam i zmarszczyłam brwi.

- Ja jestem nie miła? To ty zniszczyłeś moje nowe słuchawki, geniuszu. - Ruszyłam dalej. Oczywiście, blondyn dotrzymywał mi bacznie kroku. Cały czas przyśpieszałam kroku z nadzieją ze się odczepi.

Camp BoyWhere stories live. Discover now