23. Cholera, jesteś taka gorąca.

13.8K 881 105
                                    


Gdy słońce już powoli zaczęło chować się za jeziorem, stwierdziliśmy że zrobimy ognisko.

Cała nasza kolonia podzielona jest na kilka grup. Głównie rozdzielono nas rocznikami, ale w naszej grupie jest też kilka młodszych dzieciaków. W każdej grupie jest po pięć-sześć namiotów a w każdym namiocie po dwie-trzy osoby. Każda grupa ma tak że swojego opiekuna. Tym razem, trafiła nam się Violet, całkiem miła brunetka.

Chłopaki zajęli się zbieraniem drewna na ognisko, a ja, Hazel i dziewczyna imieniem Chanel, wybrałyśmy się do miasta aby kupić marshmallows i jakieś inne przekąski i napoje.

Violet powiadomiła nas że miasteczko jest zaraz za lasem, jakieś dwadzieścia minut drogi pieszo.

Podczas drogi wypytywałyśmy Chanel o różne rzeczy.

Dowiedziałyśmy się ze ma piętnaście lat, jest z Sydney, ma siedmiu starszych braci, jej ociec zginął w wypadku samolotowym kilka lat temu i parę innych mało istotnych rzeczy.

- A więc, Chanel. Podoba ci się jakiś chłopak z obozu? - Hazel trąciła ją ramieniem i poruszała zabawnie brwiami. Blondynka zarumieniła się i przygryzła wargę.

- Chyba tak jak każdej dziewczynie na tym obozie, podoba mi się Luke Hemmings. - Powiedziała a ja zacisnęłam pięć, sama nie wiem dlaczego. Jestem pewna że Lukowi nie spodobała by się Chanel. Wydaje mi się że nie jest w jego typie. A może tylko mam taką nadzieję? - Zazdroszczę wam że jesteście z nim tak blisko.

- Och, ktoś tu jest z nim bardzo blisko. - Powiedziała Hazel, podkreślając słowo ' bardzo ' i zerkając na mnie.

- Masz na myśli Taiye? - Zapytała a moja pięść zacisnęła się jeszcze mocniej. Hazel przewaliła oczami i po prostu uśmiechnęła się do dziewczyny, nie mówiąc już nic.

Po około dwudziestu pięciu minutach drogi, dotarłyśmy do małego miasteczka które dosłownie nie żyło. Po ulicy nie jeździły żadne samochody, na chodnikach nie było widać żywej duszy. Akcja jak w jakimś słabym horrorze. Miałam wrażenie że zaraz z jakiegoś ślepego zaułku wyskoczy facet w masce z piłą motorową i zabije jedną z nas.

- Jak do cholery mamy tu coś kupić, skoro prawie wszystko jest zamknięte?! - Panikowała Hazel.

- Violet mówiła że gdzieś w centrum jest supermarket, otwarty dwadzieścia cztery na dobę. - Powiadomiłam ją i zaczęłam się nerwowo rozglądać. Słońce już kompletnie zaszło i jedyne co oświetlało nam drogę, to latarnie świecące na okropny, żółty kolor.
Ruszyłyśmy przed siebie, w poszukiwaniu otwartego sklepu.
W końcu dotarłyśmy do wielkiego budynku, który był otwarty do dwudziestej drugiej.
Weszłyśmy do środka, nie było tu prawie nikogo.
- Wezmę koszyk. - Powiedziałam do Hazel i pokazałam na ułożone w dwie wieżyczki, zielone koszyki.
Hazel skinęła głową i poszła przed siebie z Chanel.
W drodze po koszyk, rozglądałam się po sklepie. Przy kasie nie było nikogo, po sklepie tak że nikt się nie kręcił. Mogłybyśmy okraść ten sklep ciężarówką i myślę że nikt by nie zauważył.
Złapałam jeden z koszyków, na którego dnie była jakaś gazeta i truchtem pobiegłam do pierwszej alejki. Dziewczyny stały przy słodyczach.
- Mam. - Poinformowałam je. Hazel wrzuciła do koszyka trzy paczki bekonowych chipsów i paczkę prażynek.
- Widzi ktoś marshmallows? - Zapytałam, rozglądając się po półkach wypełnionych przeróżnymi słodyczami.
- Nie, ale mam krakersy. - Powiedziała Chanel i wrzuciła mi do koszyka kilka paczek tych ciastek.
- Mam! - Powiedziała zadowolona Hazel i podskoczyła aby zdjàc jedną, dużą paczkę marshmallows, a potem drugą.
- Okay, jeszcze napoje. - Powiedziałam i poszłyśmy w głąb sklepu. Nie traciłyśmy czasu na włóczenie się między półkami, szybko znalazłyśmy lodówkę z napojami. Wzięłyśmy jeden sześciopak coli i jeden fanty.
- Weźmy jakiś alkohol. - Powiedziała Hazel, zatrzymując się przy półkach z wódką.
- Nie. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę kasy. Hazel jęknęła i jestem pewna że przewaliła oczami, ale bez gadania poszła za mną. Położyłam wszystko na taśmie i zaczęłam się rozglądać za kimś kto mógłby nas obsłużyć.
- Cholera - Powiedziała pod nosem Hazel, rozglądając się.
- Halo! - Krzyknęłam. Nikt nie odpowiedział.
- Halo! Może nas ktoś obsłużyć? - Krzyczała Hazel.
- Po prostu to weźmy, nikt nie zauważy! - Śmiała się Chanel.
Zapadła głucha cisza. Nikt nie chodził po sklepie, nikt nie tłukł się gdzieś na zapleczu. Nie było tam nikogo, oprócz naszej trójki.
- To się zaczyna robić straszne. - Powiedziała Hazel, przełykając głośno ślinę.
- Na pewno ktoś tu jest... - Powiedziałam. - Nikt normalny nie zostawił by otwartego supermarketu. - Zapewniałam je.
Znów zapadła cisza, która z każdą sekundą robiła się bardziej przerażająca.
W pewnym momencie usłyszałyśmy głośny huk, jak by ktoś spadł na ziemię.
Moje serce przyśpieszyło i chwyciłam ten kawałek plastiku który kładzie się na taśmie aby oddzielić zakupy.
- Co ty odwalasz? - Szeptała do mnie przestraszona Hazel. - Nie zabijesz nikogo kawałkiem plastiku! - Panikowała.
- Zamknij się! - Wyszeptałam. Zaczęłam się nerwowo rozglądać, kręcąc w kółko i nagle ktoś złapał mnie za ramiona. Odwróciłam się nerwowo i uderzyłam tego kogoś w głowę plastikiem kilka razy.
- Kurwa! Co ty odpierdalasz! - Krzyczał mężczyzna który...
- Calum? - Zmarszczyłam brwi.
- Nie, seryjny morderca. - Powiedział, trząc się po głowie. - Czy ty jesteś normalna?
- Przepraszam, wystraszyłam się. - Powiedziałam, powoli wypuszczając powietrze i odkładając plastik na swoje miejsce.
- Przyszedłem wam pomóc. - Powiadomił nas.
- No dobra, ale co to był za huk? - Zauważyła Hazel.
- Oh, potknąłem się i wywaliłem. - Powiedział Calum pokazując na swój obdarty łokieć.
Wybuchłam śmiechem i przytuliłam go. Chłopak odwzajemnił uścisk, a gdy go puściłam, jakiś facet z tłustymi włosami podszedł do nas.
- No nareszcie... - Powiedziała Hazel.
- Coś nie pasuje? - Zapytał facet. Dzięki plakietce dowiedziałam się że ma na imię Paul.
- Moglibyśmy pana z łatwością okraść i nawet by pan nie zauważył. - Machała rękami Hazel. Paul przewalił oczami i zaczął kasować nasze zakupy.
- Jak Ci panienko nie pasuje, to do widzenia. - Powiedział chłodno. Hazel otworzyła szeroko usta.
- Do wiedzenia. - Powiedziała i odwróciła się. Odeszła kilka kroków a potem zatrzymała się i odwróciła. - Może znajdź sobie pracę, w której będziesz zarabiał wystarczająco pieniędzy aby kupić sobie szampon do włosów. Mogła bym na twoich kłakach frytki smażyć! - Powiedziała sfrustrowana po czym wyszła. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
Facet wolno kasował produkty, a ja wyjęłam z pieniądze z kieszeni moich szortów. Chanel i Calum pakowali zakupy to siatek.
Zapłaciłam wyznaczoną sumę i złapałam jedną z siatek, po czym wyszliśmy razem z sklepu.
Hazel stała przed budynkiem i paliła. Wyglądał na bardzo zdenerwowaną.
- Pośpieszmy się, jest prawie dwudziesta druga. - Powiedziałam, sprawdzając telefon.
- Zauważyliście że słońce zaczęło zachodzić jakoś szybciej? - Zapytał Calum.
- Bo wakacje się kończą. - Powiedziała wkurzonym głosem Hazel.
- Zostały jeszcze cztery tygodnie... - Powiedziałam. To dużo, cały czas sobie tak powtarzam.

Szybko dotarliśmy do naszej grupy. Wszyscy rzucili się na zakupy, więc pozwoliliśmy im zabrać wszystko z reklamówek.
Oddałam Violet resztę pieniędzy i usiadłam na drewnianym pieńku między Hazel a Calumem. Ognisko paliło się coraz mocniej. Ludzie rozmawiali ze sobą, śmiali się i piekli pianki na długich kijach.
Byłam jedną z tym osób które popijały cole lub fantę i nie wdawały się w dyskusję.
Po chwili, stwierdziłam że jest mi zimno. Powiadomiłam Hazel że idę po koc i ruszyłam wolnym krokiem do namiotu. Gdy miałam zamiar wejść do środka, usłyszałam Luka za sobą.
- Hej, mała. - Powiedział.
- Co chcesz? - Zapytałam oschle. Zaśmiał się.
- Nie bądź na mnie zła. - Powiedział i położył swoje dłonie na moich ramionach.
- Wracaj może lepiej do reszty... - Powiedziałam i weszłam do namiotu. Wyszłam z kocem owiniętym wokół ramion.
- Wyglądasz jak bezdomna. - Poinformował mnie Luke.
- Dzięki, ta informacja odmieniła moje życie. - Parsknęłam.
- Chodźmy na spacer. - Zaproponował.
- Masz na myśli ' chodź, przelecę cię w krzakach' ? - Luke zaśmiał się i przygryzł wargę.
- Nie. Ale skoro tego chcesz...
- Jesteś żałosny. - Powiedziałam i ruszyłam ścieżką w głąb lasu.
- Gdzie idziesz?
- Chciałeś iść na spacer. - Uniosłam brwi. Czasami zastanawiam się gdzie on ma swój mózg.
Szliśmy wolnym krokiem między drzewami. Gdybym miała iść tu teraz sama, bała bym się jak cholera. Ale idę z Lukiem, nie wiem dlaczego ale czuję się z nim bezpiecznie. Jestem pewna że nie dał by mnie komuś skrzywdzić.
- Dalej chcesz się pieprzyć w krzakach? - Zapytał, śmiejąc się głupio pod nosem.
- Po co ja tu tak właściwie z tobą przyszłam?
- No żeby się pieprzyć w krzakach.
- Skończ. - Powiedziałam sfrustrowana. Luke śmiał się przez chwilę, ale potem uspokoił się i popatrzył na mnie. Zatrzymał się, więc zrobiłam to samo. Gapił się na mnie a ja na niego. Nie wiele widziałam, ponieważ jedyne ci dawało światło to gwiazdy. Ale dobrze widziałam jego twarz i sylwetkę.
- A co jeśli ja naprawdę chcę się z tobą pieprzyć? - Zapytał i podszedł bliżej. Popatrzył na moje usta a potem z powrotem na oczy.
- Tu? W lesie?
- Gdziekolwiek. - Powiedział. Nie wiedzieć kiedy, stał tak blisko że nasze oddechy obijały się o siebie.
- Myślę że to zły pomysł. - Powiedziałam, ale nie odsuwałam się. Nawet o tym nie pomyślałam.
- Może... - Wymamrotał a jego ręka wślizgnęła się pod koc i znalazła sobie wygodne miejsce na moim biodrze. Luke uśmiechnął się w moje usta a potem pocałował mnie delikatnie. - Ale wiem że tego chcesz. - Powiedział.
- Może. - Odpowiedziałam, uśmiechając się. Zarzuciłam ręce na jego szyję i wplotłam palce w jego miękkie włosy. Czułam jak koc spada mi z ramion a jego dłonie owijają się w okół mojego ciała. Chłopak podniósł mnie do góry i cały czas całował. Zachichotałam gdy podrzucił mnie do góry i złapał za tyłek. Owinęłam nogi wokół jego bioder i nadal całowaliśmy się w świetle gwiazd. Jego pocałunki przeniosły się na moją szyję a potem dekolt. Postawił mnie na ziemi i ściągnął mi koszulkę.
- Cholera, jesteś taka gorąca. - Powiedział, a ja zalałam się rumieńcami. Mam nadzieję że nie widział tego przez ciemności panujące wokół nas. Luke przyparł mnie do drzewa, które trochę kuło mnie w plecy, ale nie narzekałam bo jego pocałunki sprawiały że zapominałam o wszystkim dookoła. Skupiłam się na nim.
Jego ręka powędrowała do moich spodenek. Zdołał rozpiąć je jednym ruchem, co było imponujące.
Jego dłoń wsunęła się w moje majtki i gdy tylko poczułam jego palce na mojej łechtaczce, jęknęłam, co wywołało uśmiech na ustach Luka.
Chłopak zaczął robić kółka palcami, przez co wariowałam w swojej głowie. Luke cały czas mnie całował, albo robił mi malinki na obojczyku lub ramionach.
W końcu poczułam ciepłe uczucie w brzuchu i głośno jęknęłam. Luke wyczuł że jestem blisko i przyśpieszył ruchy. Doszłam pare sekund później, wyginając swoje ciało w łuk.
Blondyn złożył ostatni pocałunek na moich ustach i wyjął dłoń z moich majtek.
Zapięłam spodenki i na ślepo znalazłam na ziemi moją koszulkę. Otrzepałam ją i założyłam na siebie. Potem Luke od tyłu założył mi koc na ramiona, mimo że był mi on nie zbędny. Byłam rozgrzana do czerwoności.
Wracaliśmy do namiotów bez słowa, co było trochę dziwne.
- Dobranoc. - Powiedział gdy przechodziliśmy obok jego namiotu. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
- Tak, dobranoc. - Powiedziałam i odwróciłam się. Na mojej twarzy pojawił się gigantyczny uśmiech, który zabijałam w sobie przez całą drogę powrotną. 

Camp BoyWhere stories live. Discover now