4. Nigdy nie będziemy tak młodzi, jak jesteśmy teraz.

18K 979 269
                                    

Po powrocie z paintballa, od razu udałam się do higienistki z prośbą o lód na ' małego siniaka ' na mojej szyi. Pojawił się on tam oczywiście przez nikogo innego jak Luka Hemmingsa. Obolałe miejsce jest naprawdę czerwone i boleśnie pulsuje. Higienistka kazała mi siedzieć na krześle w korytarzu przed jej gabinetem i trzymać lód przy zaczerwienieniu. W tym czasie, podziwiałam sufit i podłogę a tak że obraz wiszący przede mną, który przedstawiał pięcioro ludzi wyginających się na różne strony. A przynajmniej ja tak to widzę.

Po chwili z gabinetu wyszła pielęgniarka a zaraz za nią... cóż za zaskoczenie! Luke.

- Macie siniaki w tym samym miejscu. To bardzo dziwne. - Powiedziała higienistka po czym skrzywiła się i weszła z powrotem do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Popatrzyłam na blondyna który patrzył na mnie. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, od razu odwróciłam wzrok na obraz.

- Jedno krzesło? Serio? - Gadał sam do siebie. Czułam się winna że zajmuję jego miejsce które, tak naprawdę nie jest jego. Sama nie wiem czemu się tak czuję i czemu tak myślę. Tak czy inaczej, wstałam i pokazałam mu ręką na krzesło.

- Proszę. - Popatrzył na mnie, potem na krzesło i znów na mnie. Uśmiechnął się szeroko i zajął miejsce. Przewaliłam oczami i ześlizgnęłam się plecami po ścianie, aby usiąść na zimnych płytkach.

- Och, no przecież żartuję. - Poderwał się z miejsca. Zmierzyłam go wzrokiem.

- Nie. Spoko. Siedź sobie, księciunio. - Przyglądnął się mi, a potem to on przerzucił oczami i usiadł dokładnie na przeciwko mnie. Korytarz jest na tyle mały, że nasze kolana prawie się stykają. Przez kilka minut siedzieliśmy w dziwnej, ale nie nie zręcznej ciszy. Potem Luke podniósł na mnie wzrok, więc zrobiłam to samo.

- Mamy siniaki w tym samym miejscu.

- Przez ciebie. - Przypomniałam mu.

- Idziesz na dyskotekę? - To pytanie zabrzmiało bardzo dziwnie z jego ust. Nie spodziewała bym się, że Luke zapyta mnie o coś takiego.

- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. Zrobił to samo.

- Ja też nie. To znaczy... Nie tylko ja. Bo moi znajomi też nie idą. - Zmienił pozycję siedzenia, tak, że nasze kolana się łączyły. - Idziemy do drugiego kampusu.

- Po co?

- Zrobić coś głupiego. - Zaśmiał się. Ma bardzo ładny uśmiech.

- Jak was przyłapią to odeślą do domu.

- Nie mogą. W moim domu nie ma nikogo, a ja nie mam jeszcze skończonych osiemnastu lat. - Wyszczerzył się. Wzruszyłam ramionami. - Twoja koleżanka z nami idzie.

- Która?! - Mimo że znałam odpowiedź, to i tak zapytałam.

- Hazel. - Powiedział i przekręcił lód na drugą stronę po czym znów dołożył go do rany. - Skoro nie idziesz na dyskotekę, to chodź z nami.

- Nie dzięki.

- Jesteś cykorem. - Parsknął.
- Nie jestem. Po prostu, nie chcę wpaść w kłopoty pierwszego dnia. - Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Czyli jesteś cykorem.
- Wal się.
- Z tobą? Zawsze, ale może nie tu i teraz, co? - Jego teksty mnie irytują. Mam ochotę wstać i go zbić.
- Dobra. Pójdę tam. Ale jak by coś, masz wziąć na siebie moją winę.
- Jasne. - Uśmiechnął się i w tym samym momencie z gabinetu wyszła higienistka i zabrała od nas torebki z lodem. Wyszłam z małego domu higienistki przed Lukiem i szłam szybkim krokiem, żeby mnie nie dogonił.
Chyba odpuścił sobie gonienie mnie, bo szedł dobry kawałek za mną.

Camp BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz