Historia #10 od Rudollaka

3.3K 239 10
                                    

Ilość wyświetleń mojej książki osiągnęła 100 więc wstawiam gratisowo nową opowieść. Pamiętajcie: 5 gwiazdek i nowa historia! :D brakują jeszcze dwie do nowej historyjki!

Ja miałem z duchem (myślę że to był duch) styczność tylko raz. Odkąd pamiętam lubiłem wychodzić późną nocą na dwór z kumplem, zazwyczaj przesiadywaliśmy w altance na mojej działce. Tej feralnej nocy było halloween jeśli dobrze pamiętam, i było coś pomiędzy 1-2 nad ranem. Wyszedłem z bloku i poszedłem w kierunku mojej działki nieoświetloną drogą asfaltową. Pierwszymi znakami, że dzieje się coś dziwnego było poruszanie się wysokiej polnej trawy po mojej lewej stronie, tak jakby siedziało tam jakieś zwierzę i podążało równolegle ze mną. Oczywiście do strachliwych nie należę więc bez paniki podszedłem sprawdzić co też za zwierzę tam siedzi. Trochę się zdziwiłem, że nic tam nie znalazłem, biorąc pod uwagę, że wyglądało na to że siedzi tam naprawdę spore coś(jestem z zawodu leśnikiem i trochę na zwierzętach się znam). Przez chwilę zacząłem się zastanawiać jakim cudem nic tam nie było, a wierzcie mi, że nie poruszał tą trawą wiatr. Zresztą nieważne, jeszcze wtedy spokojny poszedłem dalej, oczywiście dziwnie poruszająca się trawa co jakiś czas dawała o sobie znać, jednak nie zwracałem już na to uwagi. Minąłem kościół i znalazłem się na oświetlonej drodze, trawa się już nie poruszała tak jakby światło latarni wystraszyło to coś. Przeszedłem tak kilkaset metrów rozmyślając jak zdać relacje kumplowi z tej pierdoły i w końcu znalazłem się na polnej nieoświetlonej drodze prowadzącej bezpośrednio do mojej działki. Po lewej stronie był sad jabłoni w którym często z kumplami bawiliśmy się jako dzieci, w pewnym momencie poczułem na karku czyjś oddech, tak centralnie na karku. Odwróciłem się ale nikogo nie było, w pierwszej kolejności doszedłem do wniosku że to mój kumpel robi sobie żarty (teren był tak ukształtowany że co prawda mógł się ukryć ale nie w ułamku sekundy a tyle zajęło mi odwrócenie się). Chwilę później znowu poczułem czyjś oddech na karku, zdarzyło się tak kilka razy a ja odwracając się nikogo nie widziałem, nawet nie słyszałem za sobą. Mimo tego wszystkiego jeszcze byłem w stanie zachować spokój, zmieniło się to w momencie gdy w sadzie jabłoni zobaczyłem przebiegającą bezszelestnie czarną sylwetkę która tak jakby chichotała pod nosem. Dosłownie, w momencie kiedy ją zobaczyłem i usłyszałem jej chichot, ustał wiatr i wgl nastała taka creepy cisza, że aż zbaraniałem nie wiedząc co jest grane. Pamiętam że poczułem wtedy oprócz strachu złość, myśląc że to nadal kumpel robi sobie żarty, i pamiętam że zacząłem się drzeć i biec w kierunku tej postaci "że to nie jest zabawne i wpierdolę mu zaraz jeśli nie przestanie się wydurniać i mnie straszyć". Postać znikła mi z oczu po kilku sekundach, nie wiedziałem jak to było możliwe w sadzie bez liści otoczonym dwoma drogami i polami gdzie mimo nocy widziałbym tą postać. Wtedy złość mi minęła i zdałem sobie sprawę że to nie był mój kumpel. Szybko pobiegłem w stronę swojej działki licząc że będzie już tam czekał. (Działka była ogrodzona jakby co), oczywiście jego nie było, a ja spanikowany rozglądałem się dookoła, nic jednak się już nie zdarzyło a kumpel w końcu się pojawił.... i od razu wiedziałem że to nie on sobie tak żartował.

I pamiętajcie:
Nie ma się czego bać.
Chyba.

Straszne Historie Na FaktachDonde viven las historias. Descúbrelo ahora