Rozdział 2

576 29 0
                                    

Świat pełen barw. Błonia Hogwartu i spokojne jezioro. Wsłuchiwała się w dźwięk skrzydeł testrali. W pewniej chwili coś zakłóciło spokój. Było denerwujące i nie przestawało dzwonić. Brzmiało trochę jak budzik. 

Otwarła oczy i spojrzała na sufit swojego dormitorium w lochach Slytherinu. Spojrzała na dzwoniący budzik. Była 5 rano. 

-Scott, wyłącz ten cholerny budzik bo zaraz sama go wyłączę, ale wtedy już do niczego się nie przyda. - Usłyszała głos Pansy z sąsiedniego łóżka. 

-Ta, już wyłączam. 

Sięgnęła ręką do budzika i wyłączyła irytujący dźwięk po czym z lekką niechęcią zgramoliła się z łóżka. Była sobota i mogła spać jeszcze dłużej, ale dzisiaj czekał ją ciężki dzień, więc musiała pracować od rana. 

Wzięła zimny prysznic, dzięki któremu trochę się ożywiła i już w pełni ubrana siadała do stołu ślizgonów w Wielkiej Sali. 

Zwykle tylko nauczyciele jadali śniadania przed 6 rano w wielkiej sali, ale wiedzieli, że Ashley zawsze wcześnie wstaje, więc mogła w spokoju wejść do pustej sali i zjeść coś, żeby mieć siły. Zwykle potrzebowała sił aż do kolacji, bo w ciągu dnia była tak zajęta, że nie miała czasu na obiad. 

Też dlatego Severus Snape, opiekun jej domu, wiedząc, że całymi dniami pracuje w swoim małym laboratorium, przysyłał do niej skrzata domowego z jakimś jedzeniem, albo sam przynosił jej jedzenie i jednocześnie mógł obserwować wyniki jej pracy. Wszystkim osobom z domów innych niż Slytherin wydawało się, że Snape jest okropnym, zimnym, przerażającym czarodziejem bez uczuć i sumienia, ale ślizgoni wiedzieli swoje. Snape dla każdego ślizgona był jak drugi ojciec, a dla niektórych nawet jak jedyny ojciec. Właśnie dla Ashley był on jak jedyny ojciec. Niby miała swojego ojca, ale on nie był jak ojciec ani dla niej, ani dla jej rodzeństwa, a Severus troszczył się o nią. Był w sumie jedynym człowiekiem, który wiedział, co Ashley próbuje zrobić, po co siedzi całymi dniami w laboratorium i eksperymentuje z eliksirami. Te eliksiry nie wzięły się znikąd. To właśnie Snape zawsze dostarczał jej zapasy, dzięki czemu miała z czym pracować. 

Skończyła jeść i wyszła z wielkiej sali. Gdy była w korytarzu, ktoś ją zatrzymał. Był to nauczyciel eliksirów. 

-Dzień dobry panno Scott. 

-Witam, profesorze. Jest jakiś powód, dla którego mnie pan zatrzymuje? 

-No tak. Dzisiaj około 7 przyślę ci kogoś do pomocy.-Widząc, że Ashley próbuje zaprotestować, nie dał jej nic powiedzieć i kontynuował - Nie będzie grzebał ci przy eliksirach. Będzie miał za zadanie ogarnąć twoją pracownie i podawać ci składniki. Będzie robił co mu karzesz, bo taki będzie jego szlaban. 

Dziewczyna westchnęła.

-Dobrze, ale jeśli coś mi zepsuję i poważnie go ranię, to będzie to wyłącznie pana wina profesorze. 

-Dobrze, Scott. O, patrz. Idzie do nas druga panna Scott. 

Oboje spojrzeli w stronę schodów, po których schodziła właśnie Lucy Scott. Była młodszą siostrą Ashley, ale była do niej całkowicie niepodobna. Jej skóra miała oliwkowy odcień, oczy miała brązowe a włosy czarne jak węgiel. Była dość niska jak na swój wiek i była na 3 roku. Ashley była na 4 roku, kiedy jej siostra zaczęła chodzić do Hogwartu i ani trochę nie zdziwiło jej, że jej siostrzyczka nie trafiła do Slytherinu, jak ona, tylko do Ravenclaw. Była po prostu urodzoną krukonką. 

Podeszła do nich i uśmiechnęła się słodko. 

-Dzień dobry profesorze Snape. Hej Ash. 

-Dzień dobry panno Scott. Jest pani gotowa na swój szlaban? 

Zabawa Z Czasem Où les histoires vivent. Découvrez maintenant