Rozdział 7

451 28 1
                                    

-Zabić Riddla...... 

-Tak. Musimy go zabić. 

-A-a-ale ja nie wiem... Nie wiem czy będę umiał zabić człowieka. 

-Ja też nie wiem czy mogłabym zrobić coś takiego. 

Scott spuściła wzrok i przetarła dłonią oczy. Ta sytuacja bardzo ją stresowała i Ashley nie wiedziała już co ma robić. Podniosła wzrok na Pottera i przerwała ciszę trwającą już jakiś czas. 

-Zrobimy to. Możemy to zrobić razem, albo ja sama to zrobię. 

Odchyliła głowę i spojrzała w sufit. Bo taki właśnie był jej cel. 

Chciała stworzyć eliksir do podróży w czasie, żeby nie pozwolić śmierciożercom zabić jej mamy. Chciała tego i już podjęła decyzję. Zabije Riddla i sprawi, że przyszłość będzie lepsza. 

-Dobra...... Tylko kiedy? Tutaj wszędzie kręcą się uczniowie i nauczyciele.... 

-Nie wiem, Potter! Może na jakieś dłuższe wolne? 

-Raczej nie. Wtedy osób w szkole będzie mało i odkryją, że to my. Raczej nie będziemy jeszcze wiedzieć jak wrócić do naszych czasów i bardzo prawdopodobne będzie to, że trafimy do Azkabanu, bo jakby nie patrzeć, w tych czasach, Riddle jest po prostu zwykłym nastolatkiem z dobrymi wynikami.....

-Może masz rację...... Trzeba to zrobić kiedy indziej..... 

-Tylko jak i gdzie? 

-Trzeba będzie zrobić to w nocy. 

-Ta.. Tylko widzisz.... Ja nie mam dostępu do pokoju wspólnego Slytherinu. 

-Dobra, nie ważne. Ja to zrobię. Jestem w końcu w Slytherinie. Odkryję gdzie jest jego pokój i jak wszyscy będą spali, to rzucę na niego zaklęcie uśmiercające. Dam radę. 

Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem. Potter spojrzał się na nią i uniósł jedną brew. 

-Jesteś pewna? 

-Tak. 

Odpowiedziała z taką pewnością siebie, że Potter wiedział, że nie warto protestować. Każdy w szkole wiedział, że Ashley jest strasznie uparta i zawzięta. 

Wiedział po prostu, że jak ona sobie coś postanowi, to tak się stanie. 

-Dobra. Ty opowiedziałaś mi o swoim śnie. Też miałem sen..... 

-No to mów o czym był.... 

-Tyle, że ja nie pamiętam..... 

-Czekaj, czekaj. Jak to ''nie pamiętasz''?! 

-No po prostu. To był koszmar. wiedziałem, że ten sen był ważny, ale nie potrafiłem sobie go przypomnieć..... Nie bij... 

Ashley westchnęła i znowu przetarła dłonią oczy. 

-Nie będę biła.... Chociaż mam na to ochotę. 

-Uff! 

-Ty się tak nie ciesz, bo jeszcze zmienię zdanie! 

Harry uśmiechnął się lekko i uniósł ręce w obronnym geście. 

Ashley widząc to nie potrafiła się nie zaśmiać. Atmosfera zrobiła się przyjemniejsza i zaczęli rozmawiać o niczym. 

Rozmawiali kilka godzin, a tuż przed ciszą nocną oboje skierowali się do swoich pokojów wspólnych.

*** 

Harry szedł korytarzem i zastanawiał się nad tym, jak Scott zamierza zabić Riddla. 

Nagle usłyszał dziwny, cichy dźwięk dobiegający zza jego pleców. Brzmiało to tak, jakby na ziemię upadł spory kawałek materiału. Odwrócił się i spojrzał na pusty, zatopiony w mroku korytarz. Przed pójściem do pokoju wspólnego poszedł jeszcze szybko do biblioteki, a wyszedł z niej już po rozpoczęciu ciszy nocnej, więc nikogo nie powinno być w tej chwili na korytarzu. 

Zaczął iść w kierunku dźwięku. 

Usłyszał kolejny dźwięk. Tym razem inny. Po chwili poczuł, że coś uderza lekko w jego prawą stopę. 

Odskoczył zdziwiony i szybko wyciągnął różdżkę. 

-Lumos!

Koniec jego różdżki zaświecił niebieskim światłem. Skierował źródło światła na podłogę, na której zauważył, co trąciło jego stopę. Była to mała, okrągła, szara kulka. 

Musiała chwilę wcześniej potoczyć się po ziemi wywołując ten dziwny dźwięk, po czym zatrzymała się kiedy natrafiła na jego stopę. 

Rozluźnił się i uspokoił. Po chwili jednak zmarszczył brwi bo to raczej niemożliwe że taka kulka pojawiła się nagle na środku korytarza i całkowicie przypadkowo zaczęła toczyć się w jego stronę. Powoli zaczął iść w stronę, z której toczyła się kulka. Doszedł do zakrętu i wszedł na mniejszy korytarz. 

Ten korytarz też był całkowicie pusty i spowity w półmroku. Zaczął iść do przodu, oświetlając różdżką każdy ciemny zakątek korytarza i wreszcie gdy dotarł do jego końca zobaczył, co było źródłem pierwszego dźwięku. 

Na podłodze leżała kotara, która jest jedną z wielu kotar wiszących pod sufitem na korytarzach Hogwartu. Nic specjalnego. 

-Ale jakim cudem spadła? Jest przytwierdzona czarami. - Pomyślał bliznowaty i podszedł do kotary. 

Za większością kotar zwykle nic się nie kryło. Były tam tylko zwykłe ściany, które były na tyle brzydkie i puste, że trzeba było je czymś zasłonić. 

Podniósł kotarę i zobaczył, że ta nie spadła sama z siebie. Została przecięta w połowie. Jedną połowę starej i pięknej kotary, Harry trzymał w rękach, a druga połowa ciągle zwisała z sufitu.

Spojrzał na ścianę, która wyglądała jak każda inna w tej szkole. Ściana jak ściana. 

Ale ta jednak delikatnie różniła się od innych. 

Była jakby bardziej czysta. Harry wytrzeszczył oczy i jego ręka zaczęła powoli zbliżać się w kierunku ściany. 

Na samym jej środku był złoty rysunek klepsydry. 

Harry dotknął rysunku, a ten zaczął świecić. Przed nim pojawiły się drzwi. Były to drewniane, proste drzwi, ale ze złotym, błyszczącym rysunkiem klepsydry na środku wyglądały magicznie. 

Harry sięgnął ręką do złotej klamki i nacisnął ją. 

Nic się nie stało. 

Zmarszczył brwi i znowu spróbował otworzyć drzwi. 

Znowu nie dał rady. 

Przez jakiś czas mocował się z drzwiami, ale kiedy te nie ustępowały stwierdził, że przyjdzie tu kiedy indziej. 

Zjeżyły mu się włoski na karku. Poczuł się, jakby ktoś go obserwował. Obrócił się dookoła znowu oświetlając każdy zaciemniony kąt światłem z różdżki, ale nikogo nie zobaczył. Jednak ciągle czuł na sobie czyjś wzrok. 

Chcąc jak najszybciej pozbyć się uczucia bycia obserwowanym, zostawił drzwi i pobiegł do pokoju wspólnego gryfonów. Szybko przebiegł przez pokój wspólny i wbiegł jak torpeda do dormitorium. 

W tym momencie uczucie bycia obserwowanym zniknęło. Rozluźnił się i odetchnął z ulgą. 

Nie wiedział co właśnie się stało, ani jak to wyjaśnić, ale wiedział, że musi się tego dowiedzieć za wszelką cenę. 

Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now