Rozdział 31

301 25 21
                                    

Ogrody rozciągały się malowniczo przez wiele metrów. Kolory były żywe i piękne, barwy mieszały się ze sobą tworząc cudowne kompozycje. Zapach kwiatów i świeżo skoszonej trawy docierał do niej wprawiając ją w zachwyt, kiedy spacerowała po niewielkich ścieżkach. 

W głowie miała zamęt a serce waliło jej jak oszalałe, kiedy czuła obecność mężczyzny obok siebie. 

Ale nie byle jakiego mężczyzny, tylko samego Toma Riddle'a we własnej osobie. 

Czuła jego spojrzenie na sobie, tak palące. Jakby mogło przejść przez jej skórę i kości, docierając prosto do samej duszy i przeszukując każdy jej zakamarek. 

-Dlaczego nic nie mówisz, Ashley? 

Obejrzała się na niego. Wyglądał dostojnie, idealnie, niczym cudowna figura ideału mężczyzny wyrzeźbiona w marmurze. O idealnych rysach, cudownych, błyszczących oczach i z powagą wymalowaną na twarzy. Aura dostojności panowała dookoła niego sprawiając, że osoby, z którymi znajdował się w bliższym kontakcie, czuły się tak malutkie jak myszy w metrze i tak bardzo słabe jak sucha, cienka gałązka. 

-Ciągle nie rozumiem... 

Nie odezwał się ani słowem czekając aż ta kontynuuje. To była tego rodzaju zachęta, bo zwykle cisza jest przybijająca. Zwykle bardziej w takich momentach. 

-Jakim cudem sobie przypomniałeś? Wykasowali ci pamięć.... 

-widocznie mój umysł jest silniejszy od ich czarów. 

Stanęła w miejscu i odwróciła się do niego z kamiennym wyrazem twarzy. 

-To pradawna magia. Magia czasu. Nie ma silniejszej magii niż ta pradawna, a to właśnie ona na ciebie zadziałała... 

-Jest coś silniejszego od pradawnej magii. 

-Ciekawe co. 

Prychnęła pogardliwie a jej usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. Założyła ręce na piersi i czekała na odpowiedź. 

-Przeznaczenie. 

Takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Uniosła brew. 

-Przeznaczenie..? 

-Dokładnie. 

Ruszył dalej w drogę, podczas gdy białowłosa jeszcze chwilę stała w miejscu zastanawiając się nad tą odpowiedzią. Ruszyła szybkim krokiem po chwili go doganiając. 

-Jak mnie znalazłeś? I jak sobie przypomniałeś? 

Tym razem to on przystanął przesuwając wzrokiem po kwiatach różnego rodzaju. 

-Zaczęło się od snów... Pewnej nocy, jak zwykle, położyłem się i we śnie ujrzałem twoją twarz, włosy, po prostu ciebie w całej okazałości. Nic nie mówiłaś, tylko stałaś a włosy co chwilę targane wiatrem zasłaniały ci twarz. Obudziłem się z walącym sercem, ale nie z powodu jakiegoś strachu, a dziwnego uczucia, którego nie mogłem zidentyfikować... Przywoływałem przez cały dzień obraz tej twarzy, która wydawała się dziwnie znajoma, jednak której nie mogłem nigdzie przyporządkować.  Ten jeden sen miałem przez długi czas, aż pewnego dnia coś się zmieniło. Tym razem we śnie widziałem tę samą dziewczynę, która jednak siedziała w pokoju wspólnym Slytherinu nad jakimiś papierami z zamyśloną twarzą. Po obudzeniu przeszukiwałem zdjęcia ze szkoły, oraz swoje wspomnienia i nie mogłem cię tam znaleźć, co doprowadzało mnie do szału, jednak sen cały czas się powtarzał. Wtedy też przywołałem wspomnienia z jednego balu. Niby wszystko było w nich dobrze, jednak brakowało w nich jednego, bardzo ważnego elementu, ale nie wiedziałem jakiego.... W końcu nadszedł kolejny sen.  Białowłosa dziewczyna leżąca na łóżku w moim pokoju w Hogwarcie. I wtedy też usłyszałem imię. Twoje imię. ,,Ashley''. Powtarzało się cały czas. Później całymi dniami było jedynym słowem, które latało mi po głowie. Prawie zwariowałem, chciałem pójść spać żeby znowu zobaczyć tę dziewczynę. Czułem ogromną tęsknotę, ale nie wiedziałem dlaczego.  Po długich męczarniach pojawił się nowy sen, który rzucił na wszystko sporo światła. Pożegnanie. Słyszałem smutne słowa i widziałem łzy spływające po tej pięknej twarzy. I na końcu moje słowa. ,,Obiecuję, że cię znajdę''. Wtedy postanowiłem szukać. Wszystkim moim bliższym sługom dałem też opis wyglądu dziewczyny ze snu, mając nadzieję, że im też uda się coś znaleźć. No i się trafiło. Morderstwo pana Scott'a. Wpadłaś prosto w ręce jednego z moich śmierciożerców, który przekazał mi o tym informację. 

-Więc ten auror... Diego White... To on jest śmierciożercą. Przesłuchiwał mnie. 

Tom skinął głową. 

-Jest jednym z bardziej oddanych mi sługusów. I też przepraszam cię za to, jak moi śmierciożercy cię tutaj sprowadzili. Mieli nie zrobić ci żadnej krzywdy... 

-To nic wielkiego. Miewałam gorsze rany... 

-Przez twojego ojca. Na przesłuchaniu wyznałaś, że znęcał się nad tobą

-Nie tylko nade mną. 

-Twoje rodzeństwo nie wyglądało na tak zgnębionych jak ty. 

Trafił w sedno. Spuściła wzrok na swoje buty. A raczej nie swoje buty, tylko te, jakie dał jej Riddle przed wyjściem na dwór, bo jej zostały zniszczone. 

-Nie chciałam, żeby coś im się stało... 

-Więc zawsze obrywałaś za nich. Szlachetne z twojej strony.

Kiwnęła głową. 

-To ty go zabiłaś, prawda? Możesz mówić aurorom co chcesz, ale mnie w tej kwestii nie oszukasz. 

Spojrzał na nią przenikliwie swoimi czerwonymi oczami. Nie potrafiła skłamać. Po raz pierwszy czuła, że przed nią stoi ktoś, komu może wyznać całą prawdę, bo sam jako morderca i czarnoksiężnik raczej nie pójdzie do biura aurorów zgłosić jej. 

-Tak. 

-Dlaczego? To o nowym domu było kłamstwem? 

-Nie. Faktycznie mam przypisany mi dom i niedługo go przejmę... 

Znowu ruszyła przed siebie, a Tom szedł za nią jak cień. W końcu ścieżka urwała się na cudownie zielonym trawniku. Przeszła przez niego, aż do małego mostku, pod którym płynęła niewielka rzeczka. Miała może 3 metry szerokości a dno znajdowało się zaledwie 1,5 metra od powierzchni w najgłębszym miejscu. Woda była czysta, dzięki czemu widać było dokładnie pływające w niej piękne i kolorowe ryby. Oparła się o drewnianą balustradę i spojrzała w wodę. 

Tom zatrzymał się obok niej i jedną rękę położył na drewnie. 

-Więc dlaczego go zabiłaś? - Milczała wpatrując się w wodę. - Musiałaś mieć jakiś cel. Raczej była to zemsta. - Zacisnęła zęby czując się coraz gorzej. - Ale nie za to jakim uczynił twoje życie, a za coś nagłego, co nie cierpiało zwłoki. Czegoś co zrobił niedawno. Więc jaki był powód? 

Oderwał wzrok od wody, aby przenieść go na twarz Ashley. Zdziwił się, gdy zobaczył, że jeszcze przed chwilą kamienna i opanowana twarz teraz naznaczona jest wyrazem bólu i cierpienia, a po jasnych policzkach spływają łzy, odrywające się od podbródka i spadające na balustradę. 

Toma nie obchodziło cierpienie innych ludzi. Gardził wszystkimi, a często sam torturował wiele osób, albo odbierał im bliskich powodując ból fizyczny, albo psychiczny. Sam nazywał siebie dupkiem bez serca, całkowicie zepsutym , którego nie obchodzą inni. Jednak teraz coś go poruszyło. Nie potrafił patrzeć na jej cierpienie. Czuł się, jakby cierpiał razem z nią. 

-Ashley?

Przeciwko swojemu rozsądkowi, wyciągnął rękę i objął płaczącą dziewczynę, która mocno przytuliła się do niego chwytając się kurczowo jego idealnie wyprasowanej koszuli. Szloch zawładnął całym jej ciałem, a łzy sprawiły, że na jego koszuli pojawiły się mokre plamy. 

-On... On zabił nasze dziecko! 

Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now