Rozdział 3

536 33 9
                                    

Słowniczek:

Myśli/Zaklęcia



-Cóż. Hodowanie mandragor to według mnie jest wspaniały pomysł. Można dzięki nim zrobić eliksir do ożywienia spetryfikowanych. 

-Niby kiedy ostatnio widziałeś spetryfikowaną osobę, Albusie? 

-Co prawda od dawna nie widziałem, ale można też dzięki nim odczynić złe uroki. 

-I przy okazji można doprowadzić do własnej śmierci. Nie popieram pomysłu na ich hodowlę, ale to nie mój wybór. 

-Nie wybijesz tego pomysłu Herbertowi z głowy, Horacy. On nie słucha się nikogo. 

Drugi mężczyzna miał już odpowiedzieć, ale w tym momencie potknął się o coś i padł na trawę. Mężczyzna w kolorowej szacie lekko się uśmiechnął i pomógł wstać koledze 

-Uważaj Horacy, w tym miejscu jest sporo korzeni, które tylko czekają aż się przewrócisz. 

Czarodziej podniósł się z ziemi i zaczął gorączkowo otrzepywać swoją zieloną szatę z ziemi, jednak po chwili jego spojrzenie zatrzymało się na czymś. 

-Albusie, widzisz to? 

-Co mam widzieć? 

-No to-Wskazał palcem w stronę zakazanego lasu- Jakby ktoś tam leżał. 

Albus zmrużył oczy i spojrzał we wskazanym kierunku i dostrzegł to samo co jego kolega. Nie czekając na Horacego ruszył przez błonia w stronę leżącej osoby. Po chwili dostrzegł, że nie była to jedna osoba, a dwie. 

-Horacy, musisz mi pomóc. 

          *** 

Nim otworzyła oczy poczuła lekkie mdłości, zimne szkło na wargach i gorzki smak eliksiru przeciwbólowego. Lekko uchyliła oczy i zobaczyła biały sufit i ściany skrzydła szpitalnego. Po chwili wróciły do niej wspomnienie. 

Potter rozbił jej eliksir i zniszczył lata pracy. 

Cholera. Czyli mój eliksir nie zadziałał. Jestem beznadziejna. 

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Niby wyglądało jak zwykle, ale jednak czuła jakby coś było inaczej. Na łóżku obok niej leżał Potter. Jego okulary leżały na szafce koło łóżka, ciuchy były wymięte a krawat nie był już czerwoni-złoty tylko szary. Spojrzała na swoje ciuchy i zobaczyła że jej krawat też był po prostu szary. 

Czyli jednak coś ten mój eliksir zrobił. Odbarwił krawaty.

Westchnęła zrezygnowana. Jej głowa opadła na poduszki a oczy się zamknęły. Usłyszała kroki ale nie otwierała oczu, dopóki kroki nie ucichły. Zawsze będąc w skrzydle szpitalnym tak robiła, bo nie chciało jej się odpowiadać na pytania, które i tak zawsze zadawano, nawet jak wymykała się po cichu. 

Teraz też chciała się wymknąć, ale coś ją powstrzymywało. Jakieś dziwne uczucie, że coś tu jest nie tak.Mimo, że wszystko niby było takie samo, to wydawało się inne i to ją niepokoiło. Usłyszała cichy jęk z prawej strony i spojrzała na Pottera akurat w momencie, gdy jego oczy się otworzyły. Zaczął rozglądać się dookoła zdziwiony, po czym sięgnął ręką do szafki i zaczął szukać okularów. 

Znalazł okulary i założył je, po czym spojrzał w stronę dziewczyny. 

-Wiesz Ashley.... Ja nie chciałem. Przepraszam. 

-Ty idioto! Zniszczyłeś moją całą ciężką pracę......-Westchnęła głośno i opadła na poduszki- Ale chyba nie ma już tematu. Eliksir jest zniszczony i raczej i tak nie zadziałał..... 

Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now