Rozdział 11

364 27 2
                                    

Patrzyła na drzwi szeroko otwartymi oczami. 

-A..Ale jak? 

-Bo ja wiem? -Potter wzruszył ramionami- To ty tu jesteś ta mądra. 

Ashley przewróciła oczami. Położyła dłoń na klamce i nacisnęła ją jednocześnie pchając drzwi. 

Ani drgnęły. 

-Co do cholery..? 

Znowu spróbowała otworzyć drzwi, ale tym razem pociągnęła je do siebie. Tym razem też nic się nie stało. 

Zmarszczyła brwi i obejrzała dokładnie drzwi. 

Zwykłe, najzwyklejsze drzwi z rysunkiem klepsydry, który teraz świecił delikatnym, złotym światłem. 

Przygryzła wargę. Dostrzegła, że pod złotą klamką znajduje się mała, ledwo widoczna dziurka od klucza. 

Przyklękła i zbliżyła oko do dziurki od klucza, jednak nie mogła zobaczyć, co jest po drugiej stronie drzwi. Było tam całkowicie ciemno. 

Westchnęła z irytacją i sięgnęła do swoich włosów, z których po chwili wyciągnęła małą spinkę. 

-Potter, poświeć mi tu. 

Harry podszedł bliżej do Scott i wyciągnął różdżkę. 

-Lumos! 

Koniec jego różdżki zaświecił biało-niebieskim światłem, oświetlając drzwi i ślizgonkę. 

Obserwował, jak dziewczyna wygina lekko spinkę i wsadza ją do dziurki od klucza, po czym chwilę przy niej majstruje. 

Spinka się łamie, a Ashley wściekła odrzuca jej resztki na bok. 

-Cholera... Te drzwi są jakieś dziwne!

-Nie wrzeszcz tak... 

-Dobrze, mamo!- Westchnęła z irytacją i wstała. 

Potter obrzucił ją całą wzrokiem i uniósł brew. 

-Ładny strój. 

-Zamknij się, Potter, jeśli chcesz zatrzymać swoje zęby. 

Chłopak parsknął śmiechem, na co Ashley zareagowała przewróceniem oczami. 

-Umiesz otwierać drzwi spinką? 

-Tak. Przydatna umiejętność. 

-Kto cię tego nauczył? 

-Sama się nauczyłam... -Harry uniósł brew- Mówię serio. A z resztą, to nie ważne... Jeśli chcemy je otworzyć to muszę o tym w spokoju pomyśleć. Zwykła Alohomora tutaj nie pomoże. 

-No okej. I tak chciałem już iść. Padam z nóg. 

Jak na zawołanie ziewnął. 

Nagle Ashley poczuła się bardzo dziwnie. Powróciło uczucie bycia obserwowanym. 

Przełknęła ślinę i spojrzała na Pottera, który widocznie czuł to samo. 

-To pa. 

Zabrała swoją różdżkę i szybko skierowała się w stronę lochów, za to Harry pobiegł do wieży Gryffindoru. 

Ashley szła bardzo szybko, jednak została jej jeszcze długa droga do pokoju wspólnego ślizgonów, a jej było bardzo zimno, bo nie dość, że miała na sobie bardzo skąpą piżamę, to nie wzięła butów, a z kamieni, którymi wyłożona była podłoga, bił straszny chłód. 

Nagle usłyszała ciche kroki, które z każdą sekundą stawały się coraz szybsze i głos profesora Slughorna. 

-Czy ktoś tam jest? Na pewno coś słyszałem... 

Głos nadciągał z korytarza, który najszybszą drogą prowadził do lochów. Dziewczyna spanikowała. 

-Nox!

-Szepnęła a światło z końca je różdżki zgasło, pogrążając ją w ciemności. Teraz była mniej widoczna, jednak w ciemności była łatwo rozpoznawalna, przez swoje jasne oczy, skórę i białe jak śnieg włosy. 

Skręciła w pierwszy lepszy mniejszy korytarz i pobiegła przed siebie. Zatrzymała się przy ścianie z wielkim oknem, zza którego na korytarz wpadał delikatny blask księżyca. 

Ślepy zaułek. 

Kroki zbliżały się w jej stronę coraz szybciej 

-Cholera! 

Zaklęła Scott bezgłośnie. Nie miała gdzie się schować. Jej sytuacja była beznadziejna. 

Zobaczyła światło, z większego korytarza, które na pewno pochodziło z różdżki profesora, który zbliżał się coraz bardziej. 

Ashley przywarła do bocznej ściany gotowa na porażkę, kiedy poczuła, że ściana, o którą była oparta znika, a ta zaczyna upadać na plecy do tyłu. Ktoś złapał ją i pociągnął do tyłu. Zakrył jej ręką usta, żeby nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku, a drzwi, których wcześniej nie zauważyła na ścianie na korytarzu zamknęły się przed nią ,odcinając ją od korytarza i Slughorna, który pewnie z wielką ochotą dałby jej szlaban. 

Po chwili dało się słyszeć jego stłumiony przez ściany głos. 

-Ktoś tam jest? 

Po czym westchnienie rezygnacji i szybkie, oddalające się kroki. Gdy te całkiem ucichły, zastała uwolniona z uścisku i odwróciła się i ujrzała przed sobą Riddla. 

-Riddle?! Co ty tu robisz? 

-Mógłbym się ciebie zapytać o to samo- Uśmiechnął się w swój typowy, irytujący, Riddlowy sposób.- Ratuję ci skórę. 

-Po co? 

-Przecież mówiłem, że będę miły. 

-Ehh... Co to za miejsce? I skąd wiedziałeś gdzie jestem? 

-To jest zwykła, pusta komnata. Kiedyś odkryłem to miejsce. 

Ashley chciała się już zapytać jakim cudem, ale przypomniała sobie, że w tym roku Tom miał znaleźć komnatę tajemnic, więc pewnie znalazł to pomieszczenie szukając jej. Powoli kiwnęła głową. 

Tom machnięciem różdżki zapalił światło, które oświetliło niewielkie, puste pomieszczenie. Przeniósł wzrok na dziewczynę i uśmiechnął się kącikiem ust. 

-Nie wierzę, że jeszcze nie zmieniłaś tej piżamy na coś normalnego. 

Scott przewróciła oczami. 

-Wbrew pozorom jest bardzo wygodna. 

Riddle przejechał po niej wzrokiem. Po chwili uniósł brew w lekkim zdziwieniu i zatrzymał wzrok na jej plecach, na których znajdowała się masa podłużnych blizn na całej ich szerokości. 

-Scott 

-Tak? 

-Co to za blizny? 

Podniosła bardzo szybko lekko spanikowany wzrok. 

-Jakie blizny? 

-Te na plecach. 

Spojrzała w dół i zobaczyła, że faktycznie koszulka nie zakrywała jej pleców, więc jej blizny były całkowicie widoczne. Przeklęła się w myślach. Kompletnie o tym zapomniała. 

-Nie twój interes! -Oparła się plecami o ścianę a jej wzrok mógłby zabijać. - Slughorn już poszedł. Wracam do dormitorium. 

Zanim zdążył się odezwać, ta już wybiegła z pomieszczenia i pomknęła korytarzem w stronę lochów. Wpadła do swojego dormitorium i nie zważając na to, jak dużo hałasu robi, wpadła do łóżka. 

Później przez całą noc przewracała się po łóżku przypominając sobie pochodzenie blizn. 

Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now