Rozdział 22

377 25 3
                                    

-Zmieniasz mnie, Scott... 

-Co? 

Zmarszczyła brwi i odwróciła się, żeby spojrzeć na Toma wpatrującego się w gwiazdy. 

-Zmieniasz mnie. Zmieniasz wszystko. 

-Wszystko? 

Podeszła do niego i usiadła naprzeciwko. Wreszcie oderwał wzrok od błyszczących punkcików na czarnym niebie i spojrzał na nią. 

-Wszystko. Pojawiłaś się nagle znikąd i wszystko wokół mnie zaczęło się zmieniać... Cholera, trochę ciężko mi o tym mówić. Nie jestem jakimś romantykiem.... 

-Ja też nie, nie dla mnie są jakieś czułe słówka. Po prostu mów to co myślisz.

-Okej. Więc, Ashley.- Spojrzał jej prosto w oczy. Poczuła jak robi jej się gorąco i jakby coś zaciskało się na jej przełyku- Kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem byłaś taka... Inna od tych wszystkich ślizgonek. Jesteś jakby z innego świata. 

-Albo z innych czasów- Pomyślała Ashley, ale nie powiedziała tego na głos.

Ślizgon wziął głęboki oddech i kontynuował.

-Do tego gdy zobaczyłem te blizny... Wiedziałem, że ty jako jedyna możesz mnie zrozumieć. Widziałem, że mnie rozumiesz i jako jedyna wiesz co czuję.- Ściągnął koszulę i odwrócił się, przez co zobaczyła wszystkie blizny na jego plecach. Były dokładnie takie same, jak te, które oglądała każdego wieczoru na swojej skórze przed lustrem. Odwrócił się, przez co mogła zobaczyć jeszcze kilka innych, mniejszych blizn na jego torsie i ramionach.- Nigdy jeszcze nikomu tego nie mówiłem, nie potrafiłem. Mam je od lat i co roku w wakacje pojawiają się nowe- Przejechał palcem po jednej długiej bliźnie na swoim ramieniu.- Pamiątki z sierocińca. Opiekunowie nas tam nienawidzą, a mnie w szczególności... Znęcają się nad nami przy każdej okazji.- Podniósł wzrok i założył koszulę. - A twoje blizny? 

Spuściła wzrok. Też nigdy o tym nikomu nie mówiła. To była sprawa jej, ojca i rodzeństwa. Jednak ten nastolatek otworzył się przed nią. Zaufał jej. 

Teraz ona zadała sobie w myślach pytanie: Czy mogę mu ufać? 

W końcu miał się przerodzić w potwora, a może cały czas nim był, a ona po prostu zaślepiona jego urokiem tego nie zauważyła? Jednak chciała to wreszcie z siebie wyrzucić. Zwierzyć się komuś, kto ją zrozumie. Bo kiedy wróci do swoich czasów, on pewnie o tym wszystkim zapomni. 

-Od kiedy mama... Odeszła od ojca, ten zaczął powoli się załamywać. Zaczął pić a w końcu swoją złość przelewać na mnie... Oskarżył mnie o to, że odeszła... 

-Cieszysz się że nie żyje? 

To pytanie ją zdziwiło, ale po chwili zrozumiałą, e powiedziała wszystkim, że ich rodzina nie żyje. 

-Tak. Nienawidziłam go... 

-Rozumiem. 

Złapał ją za rękę i znowu przyciągnął do pocałunku, a ona zaczęła go odwzajemniać. Nie wiedziała dlaczego czuje się przy nim tak dobrze. 

Nagle znowu to poczuła. To okropne uczucie bycia obserwowanym. Oderwała się od Toma i rozejrzała, ale nic nie zobaczyła. Chłopak zmarszczył brwi. 

-Coś się stało? 

-Nie, ja tylko... Wydawało mi się, że coś słyszałam... - Okropne uczucie nie znikało i,o ile to możliwe, nasilało się. - Wracajmy już... 

Chwilę wpatrywał się w nią jakby próbując odczytać myśli z jej twarzy, ale po chwili zrezygnował i skinął głową. Wstał i zebrał ich rzeczy. Nie czekając na niego już przekroczyła linię drzew i jak najszybciej mogła skierowała się w stronę murów zamku. 

Brunet po kilku metrach dogonił ją i po jakimś czasie wyszli na błonia Hogwartu. 

Nie odzywała się i przeszła przez błonia do szkoły, po czym pognała do pokoju wspólnego ślizgonów, gdzie uczucie zniknęło. Odetchnęła z ulgą i zabrała od Toma swoje rzeczy. 

-Dlaczego tak ci się tutaj spieszyło? 

-Nie wiem. Tak jakoś wyszło. Dzięki, to był świetny wieczór. 

Uśmiechnął się. 

-Mam nadzieję, że jeszcze go powtórzymy. 

-Ja też. 

Odpowiedziała uśmiechem. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. Odwróciła się i wbiegła do swojego dormitorium. Opadła na łóżko i zaczęła myśleć o tym wieczorze. 

Wszystko ją bolało. Myślała o wszystkim co się stało i teraz dopadły ją wyrzuty sumienia. 

Nie powinna była dawać ponieść się emocjom. Teraz tego żałowała. Wiedziała, że musi jak najszybciej znaleźć sposób, żeby wrócić do swoich czasów. 

Myślała tak bardzo długo i nie zorientowała się nawet kiedy zasnęła. 

                    *** 

Obudziła się cała spocona i przerażona. Znowu miała ten sam sen.

Wielka komnata. Czara z zielonym płynem. Przerażające postacie. Drzwi z rysunkiem klepsydry. 

Przetarła pot z czoła i wzięła głęboki oddech. To był tylko sen. Już raz go miała, ale wtedy nie zrozumiała, albo po prostu nie chciała zrozumieć o co w nim chodziło. 

Teraz już wiedziała, co musi zrobić. 

Wstała i wyszła z dormitorium. Wszędzie było cicho i ciemno. Musiało być już bardzo późno, bo wszyscy spali. Pijani ślizgoni walali się na prawie każdym centymetrze kwadratowym podłogi, przez co żeby wydostać się z pokoju wspólnego musiała nieźle uważać. 

Wreszcie wyszła na korytarz i zaczęła biec. Biegła tak, aż dobiegła do wejścia do wierzy gryffindoru. Gruba dama drzemała w swoim obrazie. 

Nie wiedziała, co ma zrobić. Nie znała hasła do wierzy. Oparła się o ścianę próbując wymyślić jakiś dobry plan, kiedy usłyszała dźwięk przesuwanego obrazu. 

Spojrzała na obraz Grubej Damy akurat wtedy, gdy ten odsunął się ukazując wejście do pokoju wspólnego gryfonów. 

Nie wiedziała jakim cudem przejście się otworzyło, ale po chwili odpowiedź pojawiła się w przejściu. 

Pijany gryfon zataczając się wyszedł z pomieszczenia i skierował się w dół schodów. Korzystając z okazji wślizgnęła się do pomieszczenia, a przejście zamknęło się za nią z cichym trzaskiem. 

Postanowiła oprzeć się na swoim instynkcie. Po kolei pochodziła do każdych drzwi prowadzących do dormitorium chłopców, aż zatrzymała się przy jednych z nich. 

Otworzyła drzwi i jej oczom ukazało się dormitorium z kilkoma łóżkami. W jednym z nich spał Harry Potter. 

Podbiegła do niego i zaczęła nim potrząsać. 

-Obudź się. 

Szepnęła, jednak ten się nie budził. 

-Rozdają darmowe jedzenie. 

Obrócił się, jednak cały czas spał jak zabity. 

Westchnęła i potarła dłońmi oczy. 

-Mamy szansę wpakować się w niezłe kłopoty. 

Jak na zawołanie obudził się. Uśmiechnęła się, a ten spojrzał na nią zdziwiony. 

-Scott? Co ty tu robisz? 

-Wstawaj i idziemy. Szybko. 

Jej głos był tak stanowczy i zdecydowany że ani śmiał protestować. Wstał i razem wyszli z pokoju wspólnego gryfonów. 

Zabawa Z Czasem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz