Rozdział 10

376 24 1
                                    

Większość lekcji tego dnia było połączeniem grupy ślizgonów i gryfonów, więc Harry i Ashley za bardzo nie oddalali się od siebie. 

Siadali w ostatniej ławce, gdzie w większości sal już nie byli widoczni dla profesora, dzięki czemu mogli spokojnie olewać, co ten mówi. Harry zajął się rysowaniem na kawałku pergaminu, a Ashley myślała o wszystkim. O śnie z udziałem jej dziadka, o tajemniczych drzwiach i rysunku na ścianie, o swoim planie zabicia Riddla, czy o tym jakie konsekwencje wywoła ich podróż w czasie. Jednak jej myśli zawsze schodziły na jeden tor. Jej rodzeństwa. Lucy. Ted. Gideon. Bardzo za nimi tęskniła i martwiła się o nich. 

Ta trójka praktycznie w ogóle nie znała swojej mamy, albo po prostu już jej nie pamiętała, a po jej śmierci Ashley stała się dla nich kimś w rodzaju mamy. 

Jej myśli przerwał dźwięk dzwonka. Wstała i tak jak wszyscy uczniowie zaczęła wrzucać swoje rzeczy do torby. Miała teraz mieć ostatnią lekcję tego dnia- wróżbiarstwo, za to Harry szedł na transmutacje. Wyszli z sali i ustalili po cichu gdzie i kiedy się spotkają. Rozdzielili się. Harry skierował się w lewo, a Ashley w prawo. Szła przez korytarz myśląc o zbliżającej się lekcji. Mimo, że wróżbiarstwo szło jej całkiem nieźle, to nie znosiła tych zajęć. Głównie było to zasługą Sybili Trelawney, która na każdych zajęciach przepowiadała jej dziwne i niezrozumiałe rzeczy. Z resztą, nie tylko jej. 

Trelawney była znana z tego, że co drugiemu uczniowi wróżyła śmierć w męczarniach, więc nikt się nią specjalnie nie przejmował.

Usłyszała za sobą kroki i po chwili ktoś pojawił się obok niej. 

Na początku pomyślała, że to Harry, ale gdy odwróciła głowę nie zobaczyła Pottera, a przyszłego Lorda Voldemorta, którego śmierć planowała zaledwie pięć minut wcześniej. 

Odwróciła głowę i przyspieszyła kroku, bo nie chciała wdawać się w pogawędki, tym bardziej  tak aroganckimi i irytującymi dupkami jak Tom. Ten jednak zrobił dokładnie to co dziewczyna, przez co już po chwili znowu szli obok siebie. 

-Hej, Scott. 

-Czego, Riddle? 

-A mówiłaś, że to ja jestem niemiły...

-Wszyscy twierdzą, że jesteś taki inteligentny, więc wysil się i spróbuj ogarnąć swoim małym rozumkiem, że nie mam ochoty na pogaduszki. 

-A ja mam ochotę. Jest kilka spraw, które mnie bardzo zastanawiają. 

Ashley westchnęła, bo zrozumiała, że nie pozbędzie się go tak łatwo. Dała za wygraną. 

-Pytaj. 

-Jesteście z Harrym rodzeństwem. Dlaczego ty masz francuski akcent, a on nie? 

Ashley wiedziała, że prędzej czy później ktoś zada to pytanie, ale na szczęście z Harrym już ustalili jak mają wyglądać odpowiedzi.

-To sprawa rodzinna... Ja zamieszkałam z ojcem we Francji a Harrison został z matką w Londynie. 

-To jakim cudem trafiliście razem do jednaj szkoły? I dlaczego on wcześniej nie chodził do Hogwartu? 

-Ja chodziłam do Beauxbatons, a Harrison był uczony w domu. Później matka zachorowała i nie dawała rady zająć się Harry'm, przez co ja i ojciec musieliśmy przeprowadzić się do Londynu. 

-A dlaczego wyglądacie inaczej? Bo jakoś niespecjalnie uwierzyłem w wersję z rodzicami... 

Dziewczyna wciągnęła głośno powietrze i mocno zacisnęła palce na grzbiecie książki, którą trzymała w dłoniach. Harry był strasznie podobny do ludzi z jej rodziny, przez co ślizgonka wiedziała, że gdyby wyglądała jak oni, to nikt nie pytałby się o tę sprawy. 

Nikt jej nawet nie wierzył, że Lucy, Ted i Gideon są z nią w jakikolwiek sposób spokrewnieni, bo wyglądali po prostu kompletnie inaczej. 

-To akurat sprawa osobista.- Odpowiedziała przez zaciśnięte zęby i przyśpieszyła. 

Riddle znowu ją dogonił. 

-Dobra, dobra. Nie chciałem cię urazić. Miałem być przecież miły. 

-No pewnie. 

Już nie odezwała się ani słowem. Weszli do sali od wróżbiarstwa i w ciszy zajęli miejsca. Ashley już nie skupiła się na lekcji. 

                       ***

Nim Harry się obejrzał było już po 2 w nocy. Wstał cicho z łóżka i zarzucił na siebie ubranie, po czym szybko wymknął się z pomieszczenia. Szedł bardzo cicho przez korytarze i wszedł po cichu do starej sali, w której kilka godzin wcześniej rozmawiał ze ślizgonką. Usiadł na jednym z biurek i czekał na dziewczynę. 

                     *** 

Tym razem musiało jej się udać wymknąć. Walburgia ostatnio ją przyłapała, ale tym razem dziewczyna czuła, że jej się uda. Wstała i nałożyła buty. Cały czas chodziła w piżamie, którą znalazła w kufrze, ale nie przejmowała się swoim strojem, bo był środek nocy i nikt poza nimi nie powinien włóczyć się po korytarzach. Wzięła różdżkę i po cichu wyszła z dormitorium. Zamknęła za sobą drzwi bardzo powoli, tak, żeby nie trzasnęły, co jej się udało, bo zamknęły się bardzo cicho. Oparła się o chłodną, kamienną ścianę i odetchnęła z ulgą. 

Po chwili oderwała się o ściany i z różdżką w dłoni zeszła do pokoju wspólnego, który był delikatnie oświetlony, przez ogień spokojnie płonący w kominku. Obrzuciła szybko pomieszczenie wzrokiem, a kiedy upewniła się, że jest sama, wyszła na korytarz. 

-Lumos!

Koniec jej różdżki zabłysnął niebieskim światłem, oświetlającym jej drogę. Ruszyła przed siebie. 

Wyszła z lochów i poszła do starej klasy. Weszła do środka, gdzie zastała siedzącego na biurku Pottera. 

-Hej, Scott. 

-Hej Harrison. 

-Tym razem udało ci się wymknąć. 

-Tak. A teraz chodźmy sprawdzić czy pojawią się te drzwi. 

-Od razu przechodzisz do rzeczy. Nieźle, Scott. 

-Zamknij się, Potter. 

Chciała, by jej głos brzmiał gniewnie, ale nie dała rady ukryć lekkiego uśmiechu. Odwróciła się i wyszła na korytarz, z którego później przeszła na mniejszy korytarz i podeszła do kotary. Harry podążał za nią. 

Odsłonił kotarę i po chwili ujrzała na ścianie rysunek klepsydry. 

Na rękach pojawiła jej się gęsia skórka a włoski na karku zjeżyły się. Zrobiło jej się chłodno. Przełknęła ślinę. 

Zauważyła, że Potter lekko spanikowany zaczął rozglądać się dookoła, więc wiedziała, że on też ma to uczucie bycia obserwowanym. Uniosła różdżkę i przeszukała każdy zakątek korytarza, później przeszła na większy korytarz, gdzie jednak również nikogo nie widziała, ani nie dostrzegła niczego niepokojącego. 

Wróciła do Pottera i skupiła się na rysunku. Dotknęła go a przed nią ukazały się drzwi.

Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now