Rozdział 17

322 27 1
                                    

Obudziła się w środku nocy. Wszyscy jeszcze spali i nie było słychać nawet najcichszego dźwięku. Wszystko było ciche i spokojne. 

Więc co ją zbudziło? 

Dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Wstała i wzięła różdżkę, po czym schowała ją do kieszeni spodenek. Miała ochotę pokrążyć po zamku. 

Po cichu wyszła z dormitorium a później wyszła z Pokoju Wspólnego na korytarz w lochach. Przeszła kilkoma korytarzami, mijała obrazy, na których spały różne postaci czarodziejów- kobiet lub mężczyzn- ubranych w stroje charakterystyczne dla różnych epok i czasów. 

Niektóre obrazy pokazywały też rośliny, zwierzęta i ogólną naturę. 

Lubiła chodzić nocą po szkole i oglądać obrazy. To zawsze ją uspokajało. A teraz gdy znajdowała się w innych czasach miała sporo do oglądania, bo okazywało się, że przez wiele lat różne obrazy poznikały ze ścian i dlatego nie mogła zobaczyć ich nigdy wcześniej. Ale teraz mogła i korzystała z okazji. 

Dziwnie było krążyć po tych samych korytarzach, które były jednocześnie dokładnie takie same i kompletnie inne. 

Widziała Hagrida i profesor McGonagall w o wiele młodszych wersjach. 

Do tego Hagrid był jak zwykle bardzo miły i przyjazny, bo nie raz w ostatnim czasie słyszała pochwalne opinie o nim. Widziała też Martę, która w jej czasach była duchem przebywającym w łazience. Oglądała, jak Marta jest wyśmiewana przez grupkę czarownic. 

Zrobiło jej się żal tej dwójki. Oboje mieli niedługo przez Riddla stracić coś ważnego. Wszystko miało się zmienić. 

Marta miała zginąć, a Hagrid oskarżony o jej śmierć miał zostać wyrzucony ze szkoły a jego różdżka złamana.  

Mogła temu zapobiec zabijając go. Ale nie chciała. Nie potrafiła zostać mordercą. Po prostu nie mogła. Czuła, że może istnieć inny sposób. Ale nie mogła go znaleźć. 

Wiedziała, że coś w najbliższym czasie miało zmienić Toma i ten miał się stać zły. Nie wiedziała, co takiego to ma być. 

Sądziła, że to śmierć Marty go zmieniła. A raczej załamanie nerwowe po morderstwie. Lub po prostu pokochał czarną magię ze względu na swoje pochodzenie. Był w końcu dziedzicem Slytherina. 

Ale niczego nie mogła być pewna. 

Skarciła się w myślach. Dlaczego myślała akurat o nim? 

Ostatnio wszystkie jej myśli schodziły od razu na tego irytująco przystojnego ślizgona, którego kochała połowa dziewczyn ze szkoły. Poza tym pochodził z kompletnie innych czasów. 

Czy to możliwe, że się zauroczyła? 

Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego, więc to była dla niej nowa sytuacja. Kochała tylko swoje rodzeństwo. Zwykle była zbyt zajęta swoim laboratorium, żeby chodzić na randki, choć dostawała nieraz takie propozycje. 

Jednak, gdy zobaczyła blizny na plecach Toma coś się zmieniło. Do tego to, że ją uratował. 

Bo w sumie, po co miałby to robić? 

Była tylko kolejną ślizgonką chodzącą z nim do szkoły. Nikim nadzwyczajnym, na kogo należałoby zwrócić uwagę. A on nie wyglądał na kogoś, kto martwiłby się losem jakiejś tam dziewczyny. 

Wyszła z lochów i zaczęła wchodzić po schodach. Schody ruszały się i nie wiedziała, na które piętro się dostanie, ale mało ją to obchodziło. W końcu schody zaniosły ją na pierwsze piętro. Weszła na długi korytarz i zaczęła iść przed siebie oglądając obrazy. Od czasu do czasu mijały ją duchy, które praktycznie nie zwracały na nią uwagi bo po co? Już pewnie nie raz widziały ucznia pałętającego się nocą po szkole i  już nie robiło im to różnicy. 

Nagle usłyszała dziwny dźwięk, jakby przesuwających się kamieni. Nie był głośny, ale w całkowitej ciszy Hogwardzkich korytarzy słyszała go bardzo wyraźnie. 

Zaczęła kierować się w stronę dźwięku, który zaprowadził ją pod drzwi łazienki Jęczącej Marty, która teraz była jeszcze zwykłą łazienką dziewczyn. 

Wiedziała za to z opowieści, że to właśnie tam znajduje się wejście do Komnaty Tajemnic i już wiedziała co takiego dzieje się w środku. Jednak chciała się upewnić. Tak już miała. 

Położyła dłoń na lodowatej klamce i najciszej jak mogła nacisnęła ją i pchnęła drzwi bardzo powoli, żeby nie skrzypiały. Otworzyła je i wśliznęła się do środka, po czym od razu docisnęła się do ściany, żeby pozostać niezauważoną. 

Po chwili wychyliła delikatnie głowę zza ściany. 

Zobaczyła otwarte wejście do Komnaty tajemnic, które zrobiło na niej duże wrażenie. Wcześniej go nie widziała, tylko o ni słyszała, ale teraz robiło to na niej niezłe wrażenie. 

Przed wejściem stał Tom Riddle i wpatrywał się w nie z radością w oczach. Więc w końcu mu się udało. 

Przesunęła delikatnie nogę do przodu, żeby móc lepiej zobaczyć rozgrywającą się scenę, niestety, popchnęła delikatnie kawałek rozbitego szkła, który nie wiadomo skąd znalazł się na podłodze. 

Wywołało to cichy dźwięk, ale dostatecznie głośny, by Riddle zareagował. Schowała się akurat w momencie gry ten odwrócił się i skierował różdżkę w stronę ściany. 

-Kto tam jest?! 

Warknął ostro. Nie odważyła się poruszyć choćby o milimetr. Stała tak, opierając się plecami o ścianę tak, jakby chciała się w nią wtopić i zostać jej częścią. Teraz żałowała, że w ogóle tu weszła i przeklinała swoją ciekawość. 

Riddle nie ustępował. 

-Wychodź, bo rozwalę tę ścianę! Wiem, że tam ktoś jest! 

Przełknęła ślinę. Wzięła głęboki oddech i odepchnęła się od ściany wychodząc z ukrycia. Stanęła twarzą w twarz z Tomem Riddlem, który wyglądał na nieco zdziwionego. 

-Ashley? Co ty tu robisz? 

-Mogłabym się ciebie zapytać o to samo. To łazienka dla dziewczyn. 

-Dzięki, zauważyłem. 

Uśmiechnął się lekko. 

-To Komnata Tajemnic... 

-Więc słyszałaś o niej? 

-Słyszałam o wielu rzeczach... 

-Wiesz, że teraz nie mogę cię tak po prostu puścić? Skoro już wiesz... 

-Daruj sobie. Chcesz mi usunąć pamięć? Czy może mam sobie ją sama usunąć? A może trzasnąć się czymś ciężkim w głowę?

-Nie. 

-No to co mam zrobić, żebyś dał mi spokój. 

-Choć ze mną. 

Odsunął się ukazując wejście do komnaty i wystawił w jej stronę rękę. 

Wahała się. Patrzyła to na Toma, to na wejście do Komnaty. Nie wiedziała co ma robić. 

Nigdy nie była w komnacie a od zawsze chciała tam iść. 

Istniało ryzyko, że Tom każe bazyliszkowi ją zabić, ale w tym wypadku ona miała przewagę bo wiedziała co nieco o bazyliszkach. Poza tym miała różdżkę. 

Powoli podeszła do Toma i podała mu rękę. 

Uśmiechnął się kącikiem ust a w jego chłodnych oczach pojawiło się coś na kształt... Radości? 

Niee. Musiało jej się po prostu wydawać. 

Mocno ujął jej dłoń i razem wskoczyli w ciemność. 


Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now