Rozdział 32

205 24 6
                                    

Płuca zaczęły palić ją żywym ogniem a nogi drętwiały. Zatrzymała się dopiero gdy znalazła się między drzewami. 

Przysiadła pod pniem wielkiego dębu i przejechała dłońmi po twarzy, tym samym ścierając z policzków świeże łzy. 

Nie chciała żeby Tom widział jej łzy. Nienawidziła okazywania słabości i tego, że ktoś mógłby zobaczyć ją w takim momencie. Na początku poczuła ogromną chęć bliskości, którą nagle zasłonił wstyd. Za to sam mężczyzna był tak zszokowany informacją że dopiero po chwili zauważył że wyrwała mu się i pobiegła w głąb ogrodu. 

Słyszała za sobą jego nawoływania, szukał jej, ale ona nie chciała żeby widział ją w takim stanie więc postanowiła ukryć się między drzewami. 

Podniosła wzrok i obrzuciła spojrzeniem drzewa rosnące nieopodal, po jednym z nich biegła wiewiórka, która po szaleńczym biegu nastolatki zaniepokojona schowała się za gałęzią i obserwowała, czy nie ma przypadkiem zagrożenia. 

Uznała najwidoczniej, że jest bezpieczna bo wyszła z ukrycia i kontynuowała swoją przeprawę po drzewie. 

Nie wiedziała co ma w tym momencie z sobą zrobić. Mogła wrócić do Toma, ale nie potrafiłaby za bardzo spojrzeć mu w oczy, przynajmniej w najbliższym czasie. Do tego nagle przypomniała sobie o swoim rodzeństwie, które pewnie zastanawiało się co dzieje się z ich siostrą. I do tego co musi myśleć pani Green. Zaczęła nerwowo skubać paznokcie i lekko wykręcać palce. 

Myślała o rodzinie i uspokajała się powoli. Położyła dłoń na brzuchu. 

Zaczęła rozmyślać o tym, co by się stało, gdyby nie poroniła. Gdyby urodziła to dziecko i w końcu wychowywała je razem z Tomem. Te myśli były tak wspaniałe, że zanurzyła się w nich i nie myślała o niczym innym. 

Otworzyła lekko ciążące powieki i przetarła oczy orientując się, że na chwilę przysnęła. Może nawet kilka razy. Jej skórę zaczął drażnić zimny wiatr. Spojrzała w górę. Przez korony drzew widać było granatowe niebo usiane pięknymi gwiazdami. 

Podniosła się i przeciągnęła. Zaczęła zacierać ręce, dzięki czemu nie było jej tak zimno. 

Sądziła, że powrót do rezydencji będzie trudny, z uwagi na to, że ogrody były ogromne a ona sama nie wiedziała gdzie jest, ale gdy tylko wyszła spomiędzy drzew zobaczyła wielki budynek, w którego oknach świeciły się jasne światła, dzięki czemu z łatwością mogła ocenić, którymi ścieżkami powinna iść. 

Już po kilku minutach znalazła się pod drzwiami. Nie wiedziała, czy wypada jej od tak po prostu wejść do środka, ale nie miała swojej różdżki, a bez niej nie miała szansy na zrobienie czegokolwiek, więc nacisnęła klamkę i pchnęła ciężkie drzwi, a te otwarły się z cichym skrzypnięciem. 

Hol był lekko oświetlony przez zaczarowane świeczniki unoszące się tuż pod ścianami. 

Zaczęła chodzić po różnych piętrach szukając pokoju, w którym się obudziła. W końcu trafiła na niego i od razu padła na łóżko zapadając w lekki sen. 

               *** 

Z rana obudziła się cała obolała. Wstała z cichym jękiem. 

Rozejrzała się. Wszystko wyglądało tak jak wcześniej, tylko na komodzie leżały czyste ubrania. Zgarnęła je i weszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ubrała się w czarne rybaczki i czerwoną koszulkę. Założyła swoje buty i wyszła z łazienki. Tuż przed nią pojawił się mały skrzat domowy. 

-Mój pan prosi panienkę na śniadanie. 

Kiwnęła głową i wyszła za skrzatem z pomieszczenia. Szła za nim zastanawiając się kto będzie z nimi na śniadaniu. 

Skrzat zaprowadził ją prosto pod jedne z wielu drzwi korytarza na 3 piętrze. Skłonił się, a gdy zapukała, zniknął. 

Odczekała chwilę i usłyszała głos Czarnego Pana. 

-Wejść! 

Otworzyła drzwi i niepewnie weszła do środka. 

Rozejrzała się. 

Nie była to, jak się spodziewała, jadalnia, a sporych rozmiarów gabinet. 

Ściany były brązowe, wszędzie były półki na książki, na podłodze rozciągał się sporych rozmiarów dywan. Po lewej stronie pomieszczenia znajdowało się wielkie biurko, za którym siedział jego właściciel. 

Na jego widok Ashley zrobiło się gorąco i poczuła lekki ucisk w klatce piersiowej. 

Podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się, przez co lekko zakręciło jej się w głowie. 

Musiała w myślach przyznać, że wyglądał wspaniale. Na sobie miał lekko wytarte dżinsy i dopasowaną czarną koszulę, dzięki czemu mięśnie jego brzucha zostały podkreślone. Oczy mu lekko pociemniały, a na jasną skórę na twarzy opadały ciemne włosy, co dodawało jej jeszcze odrobinę mroku. 

Wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie. Usiadła na nim i podniosła wzrok na mężczyznę, którego wyraz twarzy był nieodgadniony, tajemniczy. 

Na biurku przed nimi pojawiły się dwa talerze z jajecznicą i warzywami oraz dzbanek kawy i dwa kubki. 

Sięgnął po dzbanek i zaczął nalewać im kawy, czemu ta przyglądała się próbując opanować emocje, które w niej wzbierały. 

Zaczął jeść. Sama Ashley spojrzała na jedzenie i skrzywiła się, po czym sięgnęła po kubek i upiła trochę kawy. 

,,Obrzydlistwo.'' 

Pomyślała, po czym wzięła kolejnego łyka. 

-Więc postanowiłaś się głodzić?

Podniosła na niego wzrok. W jego oczach zauważyła coś dziwnego. Troskę...? 

-Nie... Po prostu nie jestem głodna.... 

Kiwnął głową i odsunął od siebie talerz. 

-W zasadzie ja też nie mam specjalnie ochoty... 

Machnął ręką a talerze zniknęły. Sięgnął po kubek i upił z niego trochę kawy. 

-Więc byłaś w ciąży.... 

Spuściła wzrok i kiwnęła głową. 

Splótł dłonie, oparł łokcie o blat. 

-Ciężko przyjąć mi to do wiadomości... Nigdy nie sądziłem... 

Przetarł dłonią oczy i wyciągnął ją w stronę dziewczyny. 

Z lekkim wahaniem chwyciła jego dłoń i splotła ego palce se swoimi. Obeszła biurko, a gdy była przy nim pociągnął ją na swoje kolana i mocno do siebie przytulił wtulając twarz w jej włosy. 

Nie poruszyła się, biernie opierając się o niego. Po chwili usłyszała przy swoim uchu jego głos. Cichy, opanowany. 

-Możesz odejść. Zabrać swoje rzeczy i wrócić do rodzeństwa... Nie będę cię szukał. Szukałem cię tak wiele lat a gdy już wiem, że jesteś tu. I jesteś już bezpieczna... Teraz jest ten moment. - Rozluźnił chwyt a jego ręce opadły na oparcia fotela. - Nie będę cię zatrzymywał. Odejdź teraz...

Chwilę tkwili tak w bezruchu. 

Zamknęła oczy, wciągnęła jego zapach, po czym uniosła ręce i mocno go objęła wtulając swoją twarz w jego pierś. 

Uśmiechnął się i objął ją. Tym razem jego chwyt nie był niepewny, lecz stanowczy i opiekuńczy. 

Wiedział, że już jej nigdzie nie puści, a ona wiedziała, że chce tak trwać przy nim na wieki. 

Zabawa Z Czasem Where stories live. Discover now